Dariusz Kołodziejczyk
Dariusz Kołodziejczyk

Dariusz Kołodziejczyk był związany z piłką nożna od dzieciństwa. Jak sam mówi, ona zawsze była obecna w jego życiu. - W wieku 13 lat zapisałem się do klubu Concordia Knurów, po roku zdecydowałem się opuścić klub na rzecz biegania. Zacząłem uczęszczać do klubu „Sokół” Knurów, gdzie biegałem wraz z tatą. Wtedy też zacząłem trenować sztuczki piłkarskie. Tak więc od kilkunastu lat trenuję tzw. freestyle football, a od kilku lat robię to zawodowo – przekazuje mężczyzna.

Zanim podjął się prób pobijania rekordów Guinnessa, przez kilka lat pracował jako górnik, jednak odważył się zrezygnować z pracy, która po prostu go męczyła. - Skończyłem szkołę górniczą. Po zdaniu matury w 2010 roku zdecydowałam się zacząć pracę na kopalni, mimo tego, że zupełnie tego nie czułem. Przepracowałem pod ziemią siedem lat, męczyłem się tam. W 2017 roku wziąłem roczny urlop, jeździłem wtedy po całym kraju ze swoimi pokazami. Po roku podjąłem decyzję o rezygnacji z pracy w kopalni. Zdecydowałem, że pokazy sztuczek piłkarskich będę traktował jako dodatkową aktywność w moim życiu, nie jako jedyne źródło utrzymania, ponieważ wymagało to wielu wyjazdów, spędzania czasu poza domem, a tego nie chciałem. Skończyłem więc studia z rachunkowości i rozpocząłem pracę w firmie kurierskiej. Pracuję tam do dziś jako specjalista ds. bezpieczeństwa – komentuje rekordzista.

Odradzali mu, postawił na swoim

Dariusz Kołodziejczyk przyznaje, że odradzano mu rezygnację z pracy na kopalni na rzecz aktywności sportowej. Jednak siła i upór w dążeniu do celu pozwoliły mu zrealizować marzenia, które towarzyszyły mu od dzieciństwa. - Wiele osób odradzało mi tę aktywność sportową. Widzieli mnie na kopalni, jednak ja w ogóle tego nie czułem. Dzisiaj nie żałuję podjętych decyzji. W przyszłym roku kończę studia magisterskie na prawie, chciałbym pójść w kierunku aplikacji adwokackiej – dodaje Kołodziejczyk.

W 2014 roku Dariusz Kołodziejczyk zaczął interesować się rekordami Guinnessa. - Natknąłem się na artykuł dotyczący rekordów w piłce nożnej. Wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, aby pobić rekord w żonglerce piłką. W związku z tym spotkałem się z Januszem Chomontkiem. Uważałem, że jeśli chcemy coś osiągnąć, to powinniśmy porozmawiać z osobą, która już do tego doszła i spytać, jak to zrobiła – przekazuje mężczyzna. - Rekordy Guinnessa traktuję jako formę pomocy, ponieważ często są to wydarzenia charytatywne, staram się też motywować do tego, by każdy z nas więcej uwagi poświęcał na aktywność fizyczną. Podczas takich turniejów chciałbym pokazać też dzieciom, że dzięki ciężkiej, wytrwałej systematycznej pracy można coś w życiu osiągnąć. Moim zdaniem systematyczność to klucz do sukcesu – dodaje. Pierwszy rekord został pobity 11 stycznia 2015 roku podczas 23. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. - Odbijałem wtedy piłkę przez 10 godzin. Kolejny rekord pobiłem w 2017 roku, kiedy odbijałem piłkę przez trzy godziny i jedenaście minut. Na Stadionie Śląskim w Chorzowie przeszedłem półmaraton, dryblując piłką w godzinę i 35 minut – przekazuje Kołodziejczyk. Rekordzista podkreśla, że jest kilka zasad, dzięki którym udaje mu się ustanawiać kolejne rekordy. - Najważniejsze jest to, aby opanować stres, emocje, wtedy piłka się słucha — mówi.

Knurowianin planuje już kolejne rekordy. - W przyszłości chciałbym pobić rekord w podbijaniu piłki głową przy jednoczesnym zdejmowaniu i zakładaniu koszulki. Można stworzyć własne kategorie rekordów, jednak organizatorzy często odrzucają propozycje. Podstawą jest to, aby rekordy nie zagrażały życiu. Kiedyś chciałem stworzyć rekord w podbijaniu piłki w kwadracie o wymiarach 3x3 m, jednak nie przyjęto tej kategorii — dodaje.

By pobić rekord w podbijaniu piłki, głową idąc tyłem, Kołodziejczyk musiał spełnić kilka warunków. Piłka musiała być w powietrzu podczas odbijania, dwóch naocznych świadków musiało iść obok mężczyzny, obecna musiała być również kamera, która nagrywała cały wyczyn. To udało się w sobotę 11 czerwca, jednak już teraz rekordzista stawia sobie nowe cele.

Komentarze

Dodaj komentarz