Rząd przyjął projekt ustawy, która reguluje zasady i tryb sprzedaży niektórych paliw stałych dla gospodarstw domowych oraz przyznawania i wypłat rekompensat przedsiębiorcom wykonującym działalność gospodarczą w zakresie wprowadzania do obrotu tych paliw. Mówiąc prościej, węgiel ma być tańszy i dostępny dla każdego. Czy aby na pewno? Zgodnie z zapisami rządowego projektu ustawy, za cenę nie wyższą niż 996,60 zł za tonę brutto będzie można kupić węgiel kamienny, brykiet lub pelet. Ceny gwarantowane, zapisane w ustawie, mają być remedium na węglowy kryzys, który rząd PiS nam zaserwował w ciągu kilku ostatnich miesięcy.
Rekompensaty, o których mowa mają dotyczyć paliw stałych, wydobytych w Polsce lub importowanych w okresie od 16 kwietnia do 31 grudnia 2022r. Wynagrodzenie różnicy ceny dla sprzedawców węgla tzw. rekompensata wynosić będzie nie więcej niż 750 zł brutto za tonę, przy sprzedaży nie więcej niż trzech ton paliwa stałego na jedno gospodarstwo domowe, niezależnie od pochodzenia węgla. Czemu akurat tyle? Póki co, odpowiedź na to pytanie zna tylko rząd PiS. Przed nami dopiero debata w Sejmie.
Czy od samej ustawy przybędzie węgla na naszym krajowym rynku? Oczywiście, że nie. Z ciekawości, postanowiłem zobaczyć, jak wygląda sprawa „od kuchni” - sprawdzając przykopalniane punkty sprzedaży węgla. Kolejki samochodów dostawczych jak były, tak są dalej. Co tam usłyszałem? Polacy nie ufają rządowym obietnicom, wolą nadal stać w długich kolejkach. Nie wierzą, że rząd zabezpieczy im węgiel po atrakcyjnych cenach. Problemem jest oczywiście cena węgla, ale podstawową i główną przeszkodą jest jego brak i to w kraju nad Wisłą, który stoi na węglu! Nawet u nas na Śląsku gospodarstwa domowe nie mogą się zaopatrzyć w to źródło ciepła. To jakiś kompletny absurd, zwłaszcza w kontekście zapewnień z kampanii wyborczej, że mamy zapasów na 200 lat! Więc gdzie jest ten węgiel? Siedem lat rządów Prawa i Sprawiedliwości doprowadziło nas do uzależnienia od rosyjskiego węgla. Przez siedem lat nie udało się zmienić tego stanu rzeczy.
Co się nagle okazuje? Rząd zapewnia nas, o bezpieczeństwie zewnętrznych dostaw węgla niepochodzącego z Rosji. Teraz da się rozwiązać ten problem? Czy da się to zrobić skutecznie? Niestety, wątpliwości jest więcej niż pewników. Wspomniana powyżej dopłata do węgla powinna, przynajmniej w praktyce pokryć koszty sprzedawców. Proponowane w ustawie założenia cenowe, czyli cena węgla i kurs dolara już teraz odbiegają od rzeczywistości.
Niedoszacowana rządowa dopłata nie wystarczy, aby zachęcić firmy do przystąpienia do tego programu, poza oczywiście spółkami Skarbu Państwa, gdzie ustawowo podniesiono im cenę węgla i zabezpieczono dopłaty. Jak podaje Izba Gospodarcza Sprzedawców Węgla sprowadzany dziś z zagranicy surowiec w portach polskich kosztuje od 1600 do 1900 zł netto za tonę. Trzeba go rozładować, przetransportować i przesiać, żeby wyłonić odpowiednie granulacje nadające się do spalania w piecach, co stanowi maksymalnie ok. 20 proc. sprowadzanego surowca. Jego wartość zdecydowanie wzrośnie na placu składowym, a do tego trzeba doliczyć jeszcze podatek VAT. Przecież już teraz można założyć, że ceny sprowadzanego węgla będą rosły z miesiąca na miesiąc. Kto pokryje tę faktyczną cenę węgla sprowadzanego z zagranicy?
Rządowy program dopłat może okazać się niestety tylko wydmuszką na potrzeby politycznej propagandy. Propagandy, w której to PiS jako ten „dobry” wspiera nabywców węgla, ale ci „źli” pośrednicy nie chcą go sprzedawać taniej. Ba, ci sprzedawcy mają skredytować rządowi zakupiony węgiel, za który dopłaty (tj. 750 zł) otrzymają dopiero w marcu przyszłego roku. Jeśli ilość odbiorców wzrośnie, to rząd może obniżyć im wartość dopłaty. To kompletny absurd! Czy tak zachowuje się odpowiedzialny rząd? Strach pomyśleć, ile Polacy zapłacą za węgiel, kiedy brakować będzie tego krajowego, a na rynku pozostanie ten sprowadzany z zagranicy. Pozostaje nam chyba liczyć na duże zapasy chrustu, ale nawet z tym rząd ma już problem.
Komentarze