Foto: Dominik Gajda.
Foto: Dominik Gajda.

Widmo toczącej się wojny w Ukrainie spowodowało, że do Polski przyjechały prawie trzy miliony osób ze wschodu. To w szczególności kobiety. Nie wiadomo kiedy zakończy się wojna, dlatego część z nich zdecydowała, że zostanie tu na dłużej. Wśród nich jest Iryna Lehka, kardiolożka pochodząca z zachodniej Ukrainy. Tam, na Uniwersytecie Medycznym w Tarnopolu uzyskała dyplom i rozpoczęła pracę w miejscowym szpitalu w Husiatynie.

- Przez dwa lata pracowałam jako kardiolog, internista i lekarz covidowy - podkreśla 27-latka.

Pogarszająca się sytuacja w kraju Iryny spowodowała, że wspólnie z mamą i starszą siostrą zdecydowały, że przyjadą do Polski. W swojej ojczyźnie, Iryna zostawiła tatę i przyjaciół. 

- Przyjechaliśmy tu uciekając przed wojną. Tam, gdzie mieszkaliśmy nie jest bezpiecznie. Najpierw podróż do Lwowa, a potem już autobusem do Katowic. Zdecydowałyśmy, że wyjedziemy akurat do Polski, bo wszystkie rozmawiamy po polsku. To była dla nas najlepsza opcja - mówi młoda kobieta.

W końcu trafiły do Tychów, gdzie obecnie mieszkają. Tam pracę znalazła jej mama oraz starsza siostra, która jest lekarzem otolaryngologiem. Iryna znalazła zatrudnienie w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym nr 3 w Rybniku. Przez pierwsze dni pracy w Polsce wykonywała już takie zabiegi, których nie realizowało się w jej ukraińskim szpitalu. Niebawem planuje przeprowadzić się do Rybnika, gdyż obecnie dojazd do i z miejsca pracy zajmuje jej aż cztery godziny dziennie. Mimo zdobytej specjalizacji, obecnie może wykonywać jedynie zawód opiekuna medycznego. To wynika z przepisów prawa i różnic między polskim, a ukraińskim systemem zdrowotnym. 

- W Polsce uznają, że jestem internistką, lecz nie biorą pod uwagę mojej specjalizacji. Obecnie nie mogę jeszcze leczyć pacjentów, ale pomagam moim kolegom z oddziału. Żeby móc samodzielnie leczyć, w pierwszej kolejności muszę uzyskać nostryfikowany dyplom, a potem powinnam podjąć tu specjalizację - podkreśla kobieta.

Chce leczyć serca Polaków

Mimo, że Iryna pochodzi z Ukrainy, świetnie mówi po polsku. To nie przypadek, gdyż kobieta posiada polskie korzenie. Praca w szpitalu wymaga jednak od niej  dobrej znajomości pojęć medycznych.

- Chciałabym już leczyć, ale najpierw muszę dobrze nauczyć się języka polskiego. W Ukrainie większość leków ma inną nazwę. Staram się, ale wiem, że robię jeszcze dużo błędów. Mam polskie korzenie, dlatego też od dzieciństwa czytałam książki w języku polskim, oglądałam filmy, telewizję - mówi Iryna.

Jak przyznaje doktor Marcin Osuch, pierwsze dni pracy Ukrainki na oddziale kardiologii przebiegły pomyślnie.

- Współpracujemy z panią doktor od niedawna. Znalazła się w nowej sytuacji i pomimo, że świetnie mówi po polsku, to jednak są to nadal nowe realia. Trudne sformułowania medyczne, których będzie musiała uczyć się od nowa. Zapewniliśmy jej dostęp do szkoleń i współuczestniczenia w procesach diagnostyczno-terapeutycznych. Okres adaptacji będzie trwał w zależności od potencjału pani doktor i stopnia jej zaangażowania. Mam nadzieję, że po roku czasu będziemy mogli powiedzieć, że jest pełnoprawnym lekarzem. Zostawiła tam całą przeszłość, rodzinę, przyjaciół. Sytuacja zmusiła ją do tego, że musiała poszukać nowego miejsca do życia. To musiało być dla niej trudne, ale my jesteśmy od tego, żeby ten okres adaptacji przebiegał dla niej najmniej kolizyjnie - tłumaczy kierownik oddziału kardiologii WSS nr 3 w Rybniku.

W chwili obecnej wszystkie zadania, który będzie wykonywała w szpitalu Iryna, będą musiały odbywać się pod nadzorem innych lekarzy.

- Współpracujemy ze sobą i rozmawiamy o pacjentach, leczymy ich wspólnie. Przyznanie pełnego zakresu obowiązków, którym chciałbym obarczyć panią Irynę będzie wymagało trochę czasu. Myślę, że bez stresu i bez pośpiechu będziemy naszą nową lekarkę wdrażali w arkana polskiej medycyny, gdyż są spore różnice w zasadach pracy oddziałów między Polską, a Ukrainą. Dla każdego z nas przyjście w nowe miejsce jest trudne. Pani Iryna jest lekarzem i mam nadzieję, że docelowo będzie pełniła tę funkcję na naszym oddziale - mówi dr Osuch.

- Na pewno przez pierwsze dwanaście miesięcy pani Iryna będzie musiała pracować pod nadzorem polskiego lekarza, bo taki jest wymóg ministerialny - dodaje Maciej Kołodziejczyk, rzecznik prasowy rybnickiej lecznicy.

Iryna Lehka nie jest jedynym obcokrajowcem, który pracuje w rybnickim szpitalu. Oprócz niej, w placówce zatrudniono już trzech innych obywateli Ukrainy, a także Kazacha. To, że młoda lekarka pochodzi ze wschodu może jednak być pomocne, w codziennej pracy z pacjentami szpitala.

- Część ludzi, którzy chorują i przyjeżdżają do nas z Ukrainy, nie mówią w języku polskim. Większość z nas lekarzy zna jedynie podstawowe zwroty w języku ukraińskim, a medycyna charakteryzuje się tym, że istnieją pewne istotne sformułowania medyczne. Pacjentom musimy przekazywać informacje jak stosować leki, jak zachowywać się po wyjściu ze szpitala. Taka pomoc - również językowa jest nieodzowna - podsumowuje dr Marcin Osuch. 

Komentarze

Dodaj komentarz