Nie pomyliłem się. Niemiecki rząd postawił na węgiel, który teraz ma być energetycznym kołem ratunkowym. Zgodnie z przyjętymi ustawami, to elektrownie węglowe stały się rezerwą energetyczną na wypadek wstrzymania przez Rosjan dostaw błękitnego paliwa. Łącznie do pracy może zostać przywróconych 20 bloków węglowych, o mocy blisko 9 GW. W ten sposób za Odrą powstała przedziwna sytuacja, bo do tej pory niemiecki rząd organizował aukcje w których płacił właścicielom elektrowni węglowych za ich wcześniejsze wyłączenie.
Teraz ci sami operatorzy mocy węglowych otrzymają do miliarda euro rocznie za utrzymanie ich w gotowości technicznej. Jednocześnie Berlin zdecydowanie odrzucił atomową alternatywę i do końca roku mają być wygaszone ostatnie reaktory jądrowe. Tymczasem w zgodniej opinii ekologicznych ekspertów, energia atomowa jest o wiele czystsza od brudnej, złej i czarnej jak smoła energii węglowej, o czym wielokrotnie zresztą słychać było za naszą zachodnią granicą. Nie zmienia to faktu, że w wojennej rzeczywistości kryzysu energetycznego, pragmatyczni Niemcy wybrali węgiel, a tamtejszy minister gospodarki Robert Habeck publicznie przyznał, że „energia jądrowa jest technologią wysokiego ryzyka”!
To jednak nie koniec niespodzianek, bo na węgiel postawili rządzący w Niemczech Zieloni i SPD, a więc jeszcze do niedawna przedstawiciele prawdziwej awangardy antywęglowego lobby, którzy teraz powrót do węgla uznali za „bolesny, lecz konieczny.” W podobnym tonie wypowiada się też największy zwolennik dekarbonizacji europejskiej gospodarki, unijny komisarz ds. klimatu Frans Timmermans, który po raz kolejny przyznał, że w obecnych realiach politycznych nie ma innego wyjścia jak dopuszczenie do dalszego spalania węgla na drodze do transformacji energetycznej.
Nic dodać, nic ująć.
Komentarze