Archiwum Piotr Masłowski, Zastępca Prezydenta Rybnika
Archiwum Piotr Masłowski, Zastępca Prezydenta Rybnika

Na pierwszy koncert jechałem do Krakowa z niepokojem. Pearl Jam to zespół, który był moim numerem jeden kiedy byłem jeszcze nastolatkiem. Bałem się tego, co zobaczę i usłyszę, jak odbiorę ten przekaz dzisiaj. I jak poradzą sobie z rockowym repertuarem panowie dobiegający sześćdziesiątki. Niesłusznie. Był to jeden z lepszych koncertów w moim życiu. W sobotę w Kamieniu zagrał nasz rodzimy Dżem. I także tutaj warto było się wybrać.

Wróćmy jednak do Krakowa. Portal Interia zatytułował relację z koncertu “Święto prawdy i nadziei”. I dokładnie takie same towarzyszyły mi emocje  Nie po raz pierwszy obserwowałem to, jak facet na scenie zdobywa nad ludźmi magiczną moc. Powie skaczcie, to skaczą. Powie zapalcie latarki, to zapalą. Eddie Vedder, lider Pearl Jam jest jednak wyjątkowy. Nie jest to typ przystojniaka. Co więcej jego przekaz jest nakierowany na troskę o człowieka, na ochronę najsłabszych. Nie śpiewa o pięknych plażach, łatwych kobietach i wyjątkowych balangach. Teksty jego piosenek dotyczą potyczek szarego człowieka z niesprzyjającą rzeczywistością. Tym, co wydaje się tak mało atrakcyjne w dzisiejszym świecie od lat porywa tłumy ludzi. W Krakowie bawiło się kilkanaście tysięcy ludzi, nie tylko z Polski.

Na końcowym utworze zaczerpniętym z repertuaru Neila Younga “Rockin’ in the free world" (Dawać czadu w wolnym świecie”?) widownia i zespół popadli wręcz w rodzaj zbiorowej ekstazy. I chociaż lało na zewnątrz, wszyscy wracali do aut z uśmiechami na ustach. Wracają do auta dźwięczały mi w głowie słowa, które Eddie wypowiedział w trakcie koncertu. "Mikrofon, niewłaściwie użyty, może stać się narzędziem wojny (...) Jeśli macie mikrofon, to pamiętajcie, by mówić wyłącznie prawdę." Banalne? Tak niestety jest, że prawda jest banalna i mało atrakcyjna. Ile razy w życiu słyszałem już debili z mikrofonem, którzy sączą w nasze uszy jad. I to się doskonale niesie, jest powtarzane i stosowane w życiu. No właśnie.

Po koncercie wróciliśmy do domów i pewnie szerzymy swoje małe zło tak samo jak robiliśmy to wcześniej. Działa to chyba jak udział we mszy. Często mam wrażenie, że ludzie idą do kościoła posłuchać o miłosierdziu względem bliźniego tylko po to, żeby zrównoważyć w sobie to, że poza murami świętego przybytku bliźniemu zwykli pluć w twarz. Jako puenta felietonu wykorzystam Dżem i kawałek z utworu, którego na rybnickim koncercie zabrakło. “Pewnego dnia pękło niebo i lunął straszny deszcz. Wtedy krzyknął ktoś i chłód ogarnął wszystkie serca. A w oczach pojawił się strach, ludzie podali sobie noże, zamiast rąk (...)”. 

Komentarze

Dodaj komentarz