KT
KT

Od roku Artur i Iza organizują pomoc dla osób bezdomnych - przygotowują posiłki i organizują spotkania raz w tygodniu dla osób potrzebujących. Wszystko to robią z własnych pieniędzy, ponieważ chcą zmienić czyjeś życie. Artur Drzazga nie ukrywa, że w przeszłości sam nie miał domu, popadł w nałogi i trafił do więzienia. Teraz on chce dzielić się tym, co ma i pokazać na własnym przykładzie, że trzeba wierzyć i próbować stanąć na nogi.

Być bezdomnym

- Wiem, jak to jest być bezdomnym. Sam przez to przeszedłem. Miałem trudne dzieciństwo, piłem alkohol już jako nastolatek. Skończyłem szkołę górniczą, ale wciąż w moim życiu była przemoc, alkohol, narkotyki. Robiłem rzeczy straszne. Szybko się ożeniłem, nie miałem nawet 19 lat. Babcia mówiła, że po ślubie przestanę pić i się ułożę. Założyliśmy swój interes, mieliśmy swoje biura kredytowe, powodziło nam się, nadal pracowałem na kopalni. Ja mimo wszystko nadal z niczym się nie liczyłem. Nie dbałem o rodzinę, nadal ćpałem. W jednym dniu straciłem wszystko. Nie miałem firmy, mieszkania, nic, za wszystko obwiniałem swoją żonę. Zostałem wtedy bezdomny, żyłem tak dwa lata. Jak miałem pieniądze, to piłem, potem kradłem. Spałem na klatkach schodowych, śmierdziałem, ludzie mnie omijali. Byłem na dnie, nie chciałem żyć, obwiniałem o wszystko Boga. Miałem padaczkę alkoholową, ponad 20 razy byłem w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku. Jedna z lekarek kiedyś mi powiedziała „Artur, miałeś mniej niż 30 proc. wątroby, to gorzej niż marskość, a ty jeszcze żyjesz” - relacjonuje Artur Drzazga. Potem zdarzyło się coś, co miało decydujący wpływ na życie Artura.

- Trafiłem na osiem lat do więzienia, do celi w której było dwóch mężczyzn za zabójstwo, dwóch za usiłowanie zabójstwa, a ja byłem tam za rozboje i wymuszenia. W ostatnim roku jeden z osadzonych, który siedział za zabójstwo i się nawrócił, podawał mi cały czas Pismo Święte. Do więzienia zaczęli też przyjeżdżać bracia i opowiadać o wierze, a ten mężczyzna nakłaniał mnie do pójścia na spotkanie z nimi. Wyśmiałem go. Ja nie miałem nikogo, rodziny, rodzeństwa, a ten Irek, nawrócony zawsze coś mi dawał np. kostkę czekolady w zamian za pójście na spotkanie – to jest bardzo dużo, jak jesteś w więzieniu. On mnie przekupywał, więc chodziłem z nim tam. Brat Irek był wielki, więc umiałem się za nim schować i nikt nie widział, że tam idę. Przez rok drwiłem z tych braci, którzy próbowali mnie nawrócić, szydziłem z tych ludzi, zachowywałem się źle. Nie szanowałem wtedy Jezusa. Dziwiło mnie, że jeden z braci, który uczył nas o wierze, nie bał się mnie. Patrzył mi w oczy i mówił jaki Bóg jest cudowny. To mnie zaskakiwało. Zapytał mnie, czy może się za mnie pomodlić, powiedział, że jak wybaczę żonie, będę miał czyste serce, to zobaczę jakie cuda zaczną się dziać. Powiedziałem, że może robić co che, a sam miałem w głowie, że jak wyjdę z więzienia, to zrobię krzywdę żonie, bo winiłem ją za wszystko. Szukałem winnych wokół mnie, ale w sobie. Po pewnym czasie nie miałem tych myśli, że zrobię coś żonie. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego nie myślę o tym. Po jakimś czasie jeden z braci powiedział, że będzie modlił się, żeby Bóg mi zabrał papierosy. Wyśmiałem go, paliłem od I klasy podstawówki - komentuje mężczyzna.

Artur Drzazga wspomina również dzień w którym po raz pierwszy pękł i poczuł ulgę.

- Jak to bywa w więzieniu, dzień rozpoczynałem od palenia papierosa. Pewnego dnia wszedłem do palarni, nie widziałem nic, prócz kłębów dymu. I nagle powiedziałem sobie „Łysy, ty nie palisz”. Dalej siedziałem w więzieniu, nie myślałem o skrzywdzeniu żony, nie paliłem, a Irek wciąż podsuwał mi Pismo Święte, cukierki, jedzenie. Potem sam zacząłem czytać i podejrzewam, że to zaczęło do mnie docierać. Chodziłem dalej na te spotkania, ale dalej wstydziłem się Jezusa. Pamiętam, jak przyszła Wigilia, ja miałem pomocy z zewnątrz, nie miałem wypisek.W celi było sześciu gościu, każdy z nich dostał paczkę, otwierali je, ja leżałem na łóżku i zacząłem płakać i powiedziałem „Jezu, co t jeszcze chcesz mi zrobić?” Taka bezradność mnie ogarnęła. Wtedy zobaczyłem siebie, jak idę do braci, którzy mówili o wierze, skulony za Irkiem, żeby mnie nikt nie widział i powiedział do mnie „Arturze, Ty się mnie wstydzisz”. Nikt nie mówił do mnie w ten sposób, nigdy nikt nie powiedział do mnie „Arturze”. Ten Irek powiedział do mnie „Chodź, Bóg Cię kocha”. Pozostali więźniowie nie zwrócili uwagi na to, że byłem załzawiony, a w więzieniu źle są odbierane takie zachowania. Wtedy zszedłem do nich, zjadłem kolację z mordercami i wszystko ze mnie zeszło. Od tej pory minęło 12 lat i do dziś nie zapaliłem papierosa, nie ćpałem, nie biorę twardych narkotyków, nikogo nie pobiłem. Ta bezradność, jaką wtedy czułem, że nawet nie mogłem się z nimi podzielić, byłem sam, nie miałem nic - relacjonuje Drzazga.

Wszystko się zmieniło

Wyszedłem z więzienia, zatrzymałem się u przyjaciele na Śląsku. Szybko dostałem pracę na kopalni. Dostałem pierwszą wypłatę i byłem szczęśliwy. Chodziłem pieszo do pracy 5 km. Okazało się, że mam kilkaset tysięcy zadłużenia. Klęknąłem w tym obskurnym pokoju i pierwszy raz nie miałem do nikogo pretensji, powiedziałem „Pomóż mi Panie”. Modliłem się, żeby mnie nie zostawiał, żebym znowu nie pił, nie ćpał, ryczałem, płakałem. Pamiętam, że w 2013 roku była straszna zima w Wodzisławiu Śląskim. Nie miałem kurtki, nie miałem pieniędzy, prosiłem Boga, żeby był ze mną. Chodziłem do pracy, płaciłem długi. Po ośmiu latach spotkałem piękną kobietę. Szybko wzięliśmy ślub, nie mówiłem jej nic o Bogu, powiedziałem, że jestem nawrócony. Z długów udało mi się wyjść - dodaje Artur Drzazga.

Po pewnym czasie poznał żonę, zaczął też pomagać bezdomnym. - Dostałem informację, że mam przyjść do Pszowa, gdzie udzielana jest pomoc bezdomnym. Bracia tam śpiewają, a ja doradzam, bo byłem jednym z nich. Wziąłem na spotkanie moją żonę Izę, która z zapałem przyjęła Jezusa Chrystusa. Puszczamy obie audio Biblię, czytamy Pismo Święte. Moja żona mnie nawróciła, dlatego pojawiła się na mojej drodze. Jestem wdzięczny Bogu, że wyciągnął mnie z otchłani. Doszło do mnie, co jest napisane w Piśmie Świętym, że mam wyjść na ulice, tam, gdzie są bezdomni, chorzy i mam tym ludziom pomagać. Teraz chcę przekazać potrzebującym, że muszą wierzyć, a ja chcę im pomóc. Chcemy pokazać, że można wyjść z bezdomności. W ciągu ostatniego pół roku sześć osób znalazło mieszkania, staramy się im pomóc i wesprzeć.

- Ci ludzie nie mają pomocy od nikogo, śpią pod mostami, najgorzej będzie zimą. W Wodzisławiu Śląskim jest ogrzewalnia, ale ona działa od 18 do 8 rano, a co potem? Będą musieli wyjść i znowu się tułać. Chcemy, aby w dzień mogli gdzieś się schować. Dostaliśmy duży lokal, ale on jest w fatalnym stanie. Chcemy, żeby spędzili tam czas, zanim rafią do noclegowni. Pukaliśmy do wszystkich w Wodzisławiu Śląskim i tylko klepią nas po plecach. Polecono nam żeby założyć stowarzyszenie, wtedy będzie nam łatwiej otrzymać lokal. Pani wiceprezydent pomogła nam załatwić lokal bezczynszowy. Chcemy zapewnić im ciepły posiłek, rozmowę, to umożliwi im start. Jak masz iść do przodu, jeśli nikt nie poda Ci ręki? - dodaje Iza, żona Artura Drzazgi, która również włącza się w pomoc.

Zaczną od nowa

Teraz Artur Drzazga i jego żona chcą wyremontować świetlicę w której będą mogły zatrzymać się osoby bezdomne. Potrzebny jest generalny remont, zapewnienie zaplecza sanitarnego, mebli. To miejsce ma służyć wszystkim, którzy w trakcie zimy nie będą mieli gdzie się schronić, umyć, porozmawiać. Nie zostawiajmy tych ludzi samych. Zbiórkę można wesprzeć na stronie zrzutka.pl pod nazwą "Remont placówki świetlicy - miejsca, które będzie czyniło dobro, walczyło w imię Miłości o nowy lepszy początek i wspierało osoby z problemem bezdomności". Ma to być bezpieczna przystań dla osób bezdomnych, gdzie dostaną ciepły posiłek, skorzystają z prysznica oraz otrzymają odzież czy środki higieny.

Komentarze

Dodaj komentarz