Dominik Gajda Prywatny detektyw z Rybnika Michał Androsz w akcji
Dominik Gajda Prywatny detektyw z Rybnika Michał Androsz w akcji

Małżonka szefa firmy, pani Zuzanna przypuszczała, że mąż ma romans. Sprawę zleciła detektywowi, który zabrał się do roboty i wkrótce potwierdził, że w istocie pan Zbigniew utrzymuje intymne kontakty ze swoją sekretarką. Małżonka rozpaczała, ale w końcu przyjęła przeprosiny męża i życie toczyło się dalej. Niemniej myśl, że znowu może dopuścić się zdrady, nie dawała jej spokoju.

Weryfikacja

Po roku od ujawnienia romansu z sekretarką, chcąc ratować swoje małżeństwo, poprosiła detektywa Androsza o weryfikację sytuacji.

- Miałem sprawdzić, czy pan prezes ustatkował się i jest wiernym mężem. Pani Zuzanna żywiła bowiem nadzieję na otwarcie nowych relacji małżeńskich. Niestety, okazało się, że uczucie do pracownicy sekretariatu, pani Lusi nie wygasło. Sądzę, że moje ustalenia stały się materiałem dowodowym w sprawie rozwodowej – mówi detektyw.

Sprawa była o tyle trudna do prowadzenia, że pan Zbigniew był niezwykle aktywny zawodowo. Często wyjeżdżał służbowo w odległe miejsca - nad morze, na Mazury, do Warszawy itp. Między podróżami w celach zawodowych, zdarzały się wyjazdy prywatne w towarzystwie sekretarki.

- Nasza klientka podejrzewała męża. Kiedy pytała go wprost, czy coś go łączy z panią Lusią, stanowczo zaprzeczał. Zaklinał się, że wyjeżdża wyłącznie w sprawach służbowych. Jest wiernym mężem i kocha swoją Zuzię – opowiada rybnicki detektyw.

Jak dodaje, była to klasyczna odpowiedź niewiernego małżonka. Pani Zuzanna nie dowierzała jednak w zapewnienia męża.

Schadzki w mieszkaniu

- Początkowo nie można było potwierdzić, jakoby pan prezes zdradzał żonę. Odnotowaliśmy jego sporadyczne wyjazdy i wieczorne wypady oraz to, że wracając z odległych miast w Polsce, zatrzymywał się w mieszkaniu sekretarki na godzinę, dwie. Mogliśmy przypuszczać, co robili tam oboje... Parę razy żona sama spotkała go w pobliżu mieszkania pani Lusi. Zawsze jednak przekonywał, że wpadł do sekretarki służbowo. Bo musieli uzgodnić jakieś faktury czy inne dokumenty – wskazuje Michał Androsz.

Dla detektywa oczywistym było, że prezes romansuje z sekretarką. Pani Zuzanna wciąż się łudziła...

Lot do Monachium

Przełom w sprawie nastąpił podczas wyjazdu pana do Niemiec. Miał służbowo polecieć do Frankfurtu, a wylądował ze swoją sekretarką w Monachium.

- Zamieszkali w drogim hotelu. Spacerowali sobie po centrum stolicy Bawarii, trzymając się za ręce. Były pocałunki, obejmowanie się, czyli całe spektrum zachowań cechujących zakochaną parę – zaznacza detektyw.

Wchodzili do kafejek, odwiedzali atrakcyjne miejsca w centrum Monachium. Zachowywali się swobodnie, nie sądząc, że są obserwowani przez rybnickiego detektywa. Późnym wieczorem wrócili do hotelu, a rano wylecieli z powrotem do Polski.

- Udało nam się to wszystko ładnie nagrać, sfilmować i sfotografować. Powstał pierwszorzędny materiał dla naszej klientki. Potwierdziliśmy, jak duża zażyłość łączy pana prezesa z panią Lusią – oznajmia Michał Androsz.

Sekretarka była znacznie młodsza od pani Zuzanny. Czy bardzo atrakcyjna?

- Raczej przeciętnej urody. Była kobietą „po przejściach”, aktualnie samotną. Pocieszała się więc w ramionach szefa. Przypuszczam, że romans odmłodniał prezesa – mówi nasz detektyw.

To nie ja...

Jak dodaje, 90 procent zdrad przebiega według podobnego scenariusza. Oboje poznali się w pracy. Częste kontakty, sposobność i wszystko potoczyło jak kula śniegowa. W pewnym momencie te spotkania stały się bardzo intensywne. Finałem był wspólny przelot do Monachium.

- Najważniejsza dla pana prezesa była jednak rodzina: żona i dzieci. Nie chciał ich opuszczać, a relację z panią Lusią traktował zapewne jako przygodę. Złodziej złapany za rękę mówi: „to nie moja ręka”. Kiedy pani Zuzanna pokazała mężowi nasz materiał z Monachium, ten próbował ja przekonywać, że to detektyw spreparował nagrania w Photoshopie. Takie naiwne wyjaśnienia nie mogły się udać – uśmiecha się pan Michał.

Na filmie wyraźnie widać twarze, zachowania, miejsca, czego nie da się stworzyć w komputerze.

- Udało nam się podjechać za samochodem pod hotel, w którym zamieszkała para. Zaparkowali na parkingu przed budynkiem. Wieczorem, godzinę po zameldowaniu się wyszli na miasto. Wtedy przystąpiliśmy do pracy – podkreśla detektyw.

PS. W tekście zmieniliśmy imiona osób oraz nazwy miast.

Komentarze

Dodaj komentarz