Przypomnijmy, że Franciszek Pieczka zmarł 23 września. Jego pogrzeb, który miał charakter państwowy. Nie mogło na nim zabraknąć przedstawicieli Godowa.
- Po ustaleniach z rodziną zmarłego, do Warszawy, obok wójta i szefa rady gminy, pojechali również lokalni śpiewacy, którzy pod kierownictwem Daniela Szkatuły uświetnili Mszę św. pogrzebową. Drugim akcentem był udział muzyków w strojach górniczych pod batutą Ryszarda Wachtarczyka - zaznacza Artur Marcisz z urzędu gminy.
Ślązak w Warszawie
W homilii bp warszawsko-praski Romuald Kamiński wspominając rodzinne strony Franciszka Pieczki, powitał delegację gminy Godów.
- Dom rodzinny, czasy dzieciństwa mają ogromny wpływ na to, kim będziemy w życiu, na to jak to życie zrozumiemy, jak je zagospodarujemy, jakie ono wyda owoc. Toteż nasze myśli prowadzą teraz do Godowa, a przy tej okazji bardzo serdecznie chciałby przywitać bardzo licznie przybyłą delegację ze stron rodzinnych Franciszka. Nasze myśli biegną do Jego rodziców: Franciszka i Walerii, do rodzeństwa, do tego wszystkiego, co go tam spotkało. A obficie dzielił się z nami wspomnieniami, a właściwie żył nimi do końca swoich dni, bo za wielki zaszczyt poczytywał to sobie i kiedy tylko mógł odwiedzał rodzinne strony. I zawsze mówił, że mieszka w Warszawie, ale do końca życia pozostanie Ślązakiem. I pięknie mówił, dowartościowywał swoich rodaków - powiedział bp Kamiński.
O śląskich korzeniach, które przełożyły się na całe życie zmarłego mówił też, uczestniczący w Mszy św. pogrzebowej Prezydent RP Andrzej Duda.
- Praca, pobożność, pokora - jak powiedział przed chwilą Ekscelencja Ksiądz Biskup. Jakże to bardzo śląskie, czyli dokładnie takie, jaki był. Trudno sobie chyba w ogóle w Polsce dziś wyobrazić rzeczywiście poważny film o Śląsku i śląskości bez obecności w nim Franciszka Pieczki - tego właśnie człowieka, tego właśnie aktora - powiedział prezydent Rzeczpospolitej.
Żegnaj, do zobaczenia
Na cmentarzu Franciszka Pieczkę, w imieniu swoim i mieszkańców gminy, pożegnał także wójt Mariusz Adamczyk.
- Przyjechaliśmy tu do Warszawy z Godowa w ziemi wodzisławskiej. Przyjechaliśmy pożegnać naszego krajana, wielkiego przyjaciela, dobrego człowieka. Dla najbliższych zmarły był przede wszystkim wspaniałym ojcem, kochanym dziadkiem i pradziadkiem. W imieniu swoim i mieszkańców Gminy składam Wam najszczersze wyrazy współczucia, choć wiem, że żadne słowa nie są w stanie wypełnić poniesionej przez Was straty - wskazał wójt.
- Dla całego kraju zmarły był wielkim aktorem. Osobistością znaną z dużego i małego ekranu, z teatru. Aktorem jedynym w swoim rodzaju. Wielkim - poprzez swój wspaniały talent. I podziwianym - poprzez siłę swojego charakteru. Kochaliśmy go za to, że był i już na zawsze pozostanie dla nas wzorem tego jak żyć. Bo drogi Franciszku w zmieniającym się - jak sam mówiłeś - czasem zbyt szybko świecie, byłeś jak kompas, który zawsze wskazuje właściwą drogę. Drogę, którą warto podążać niezależnie od wykonywanej profesji czy zajęcia. Dziękujemy Ci za to Franciszku. Żegnaj, a raczej „do zobaczenia” - powiedział Mariusz Adamczyk.
Wzruszające słowa wnuczki Alicji
Najbardziej wzruszyły jednak słowa wnuczki śp. Franciszka, Alicji.
- O tym jak wielkim był aktorem, mogłabym mówić godzinami, ale dla nas był dziadkiem, z którym mieszkaliśmy od urodzenia, dziadkiem, który codziennie rano robił nam herbatę z miodem, a bardziej miód z herbatą. Budził nas codziennie, żebyśmy nie zaspali. Odwoził nas do szkół i odbierał. Gdy byliśmy mali, zawsze chodziliśmy do niego do pokoju oglądać bajki i podjadać słodycze, które trzymał zawsze na szafie. Dziadkiem, który zawsze trzymał naszą stronę, gdy mieliśmy jakieś małe sprzeczki z rodzicami. Rodzina była dla niego najważniejsza. Jeżeli to słyszysz dziadku tam na górze, bardzo chciałabym Ci podziękować za zagranie ostatnio w moim filmie. Do końca życia będą pamiętać Twoje słowa: „Gdyby nie moja kochana wnusia, czołgiem byście mnie tu nie zaciągnęli - mówiła pani Alicja.
Komentarze