post image
Elżbieta Grymel

Elżbieta Grymel

Z babcią Jadwigą spotykałam się rzadziej niż z babcią Elżbietą, z którą razem mieszkaliśmy, ale od niej też usłyszałam kilka opowieści, które znane były w okolicy Nysy. Najpierw słynną opowieść o Liczyrzepie (po niemiecku: Riibezahl) – Panu Karkonoszy, a potem o zarazie w Nowakach, która miała tam miejsce w XVII wieku. Niestety, babcia Jadwiga nie była tak wspaniałą gawędziarką jak „starka” Elżbieta, więc sygnalizowała raczej tylko same wątki. Był to jednak materiał zbyt skąpy, by można było go zmienić chociażby w krótkie opowiadanie! I zapewne opowieść o tej zarazie nie ujrzałaby „światła dziennego”, ale pod koniec ubiegłego roku szperając w internecie przypomniałam sobie o Nowakach, w których nie byłam już od kilkunastu lat. Na jednej ze stron związanych z tą miejscowością natknęłam się na opis zarazy dobrze mi znanej z opowieści babci. Pochodził on z książki „Szlakiem czarownic po polsko czeskim pograniczu” red. D. Zwoliński, wydanej przez Starostwo Powiatowe w Nysie w roku 2009. Opowieść mojej babci nieco różniła się od tej, która została tam przedstawiona , ale też wspominała o starej lipie, która miała rzekomo rosnąć na skraju wsi.

Oto krótka opowieść umieszczona w internecie:

„1633 - koło lipy znajdującej się we wsi pojawia się tajemniczy obcy przybysz (czarownik), który zaczyna przy drzewie odprawiać magiczne obrzędy i wypowiadać niezrozumiałe słowa. Po niedługim czasie pojawia się ponownie. Po odmówieniu tajemniczych zaklęć, wyjmuje z dziupli czarną chustę, na której, unosząc się w powietrzu, odlatuje. Przedtem jednak rzuca na wioskę klątwę: wszyscy mieszkańcy (oprócz jednej osoby) mają umrzeć. Wkrótce na wioskę spada zaraza dżumy, w wyniku której przy życiu pozostaje tylko grabarz i jeden z młodych gospodarzy przekonany, że będzie następną ofiarą dżumy. Gdy pewnej nocy ktoś puka do jego drzwi, otwiera i widzi konającego grabarza.”

Zaś wersja mojej babci Jadwigi wyglądała następująco:

Od niepamiętnych czasów we wsi rozpowiadano, że gdzieś w pobliżu jedynej w okolicy starej lipy ukryty jest skarb! Kto go ukrył nie było wiadomo. Wielu śmiałków próbowało go odnaleźć, ale nikomu to się nie udało! Dlatego niektórzy uważali, że pilnuje go diabeł. Aż kiedyś we wsi pojawił się obcy, na czarno ubrany mężczyzna wypytujący o rosnącą we wsi lipę. Mieszkańcy wskazali mu to miejsce, ale nieustanne go śledzili. Przybyszowi udało się odkryć dziuplę w drzewie i zabrać coś, co tam było schowane. Uciekając przed mieszkańcami rzucił za siebie czarną płachtę i wykrzyczał, że po Nowakach nie będzie śladu, bo cała ludność wsi wyginie od zarazy. I tak też się stało. Dopiero podobno wiele lat później właściciele tej ziemi sprowadzili do wsi osadników z Niemiec, a wieś odbudowano w innym miejscu tj. po drugiej stronie kościoła.

PS. Przodkowie mojej babci należeli do tych wspomnianych osadników, którzy przybyli z Niemiec. Jedni przybyli z Essen (kraj związkowy Nadrenia Północna – Westfalia), drudzy pochodzili z okolic Hamburga. XIX-wieczne osadnictwo niemieckie w tym rejonie dotyczyło też sąsiednich miejscowości.

EG

Komentarze

Dodaj Komentarz