W imię ochrony klimatu brukselscy urzędnicy liczyli każdą tonę wydobytego przez nas węgla, z troską pochylając się nad jej kosztami ekologicznymi i gospodarczymi. Postępy we wprowadzaniu zielonego ładu w naszym kraju, liczono w tonach zmniejszającego się wydobycia i liczbie zamykanych kopalń. Powstałą w ten sposób lukę rynkową szybko zasypał rosyjski węgiel. Jego wpływ na środowisko już tak unijnym urzędnikom nie przeszkadzał.
Gdyby nie polityka energetyczna Prawa i Sprawiedliwości, duet Moskwy i Brukseli na pewno okazałby się zabójczy dla polskiego górnictwa. Kto dziś pamięta ekspertów, którzy trwałą nierentowność polskich kopalń udowadniali na podstawie cen rosyjskiego węgla? W przypadku polskiego kosztorysu nie jest to problem, bo każdy może dotrzeć do szczegółowych danych publikowanych przez polskie spółki górnicze. Spróbowałem to samo zrobić z węglem z Rosji, i tu napotkałem same problemy. Próżno znaleźć w internecie nie tylko w miarę aktualne, ale nawet jakiekolwiek zestawienie kosztów wpływających na atrakcyjną cenę węgla ze wschodu. Po za ogólnikowym określeniem o niższych kosztach płacowych, nie wiadomo ile tak naprawdę kosztuje wydobycie tony węgla w Rosji.
Nikt też nie wie, jaki jest koszt jej kolejowego transportu do naszego kraju. Nawet rosyjscy specjaliści jeszcze niedawno przyznawali, iż sami gubią się w całej masie odrębnych stawek i specjalnych taryf za fracht kolejowy. Zdaje się, że tylko Rosjanie wiedzieli skąd pochodził węgiel dostarczany do naszego kraju. I nieważne, czy był transportowany z odległych o tysiące kilometrów syberyjskich kopalń czy zagłębia znajdującego się w europejskiej części kraju, cena zawsze był taka sama. Zawsze niższa od oferowanej przez polskich producentów. Co prawda słychać było głosy o dotowanym rosyjskim węglu, ale kto by się przejmował takimi szczegółami. Moskwa chętnie używała też węgla do wywierania politycznego nacisku. Państwa przychylne Rosji mogły liczyć na dużo niższe stawki. Pytanie, jak to się ma do ekonomicznego rachunku, z którego skrupulatnie rozliczane były polskie kopalnie, traktuje retorycznie.
Tak więc nasze górnictwo przez ostatnie lata musiało konkurować z rosyjskim węglem, którego ceny, Moskwa traktowała jak instrument politycznego nacisku. Mimo to brukselscy urzędnicy nigdy nie mieli żadnych uwag czy wątpliwości, co do stawek za rosyjski węgiel. Nikt nawet nie przejął się informacjami, że w rosyjskim węglu, który trafia do Unii Europejskiej, jest także ten pochodzący z kopalń okupowanego Donbasu. Liczyła się tylko cena, która w ostatecznym rozrachunku okazała się wyjątkowo wysoka.
Komentarze