Ireneusz Stajer
Aktor, reżyser, scenarzysta i pisarz, wykładowca na Wydziale Teatralnym Uniwersytetu Kalifornijskiego W Los Angeles (w rankingu 1 miejsce na świecie), zaczynał swoją drogę artysty na deskach Domu Kultury w Żorach. Urodził się w tym mieście.
- Emocje z mojego pierwszego publicznego występu wróciły dzisiaj. Zburzono niestety porodówkę, w której przyszedłem na świat 24 marca 1959 roku. Ale ja jestem, a na dodatek moja mama siedzi w pierwszym rzędzie – oznajmił twórca.
Brawa!
- Mury są tylko iluzją, bo moc dają nam wspomnienia. Wróciłem do kolebki, 55 lat temu zaczynałem na tej scenie – opowiadał Marek.
Zaczynał w domu kultury
Dzięki Halinie Oberaj (dyrektorem MDK-u był jej mąż, Hubert Oberaj) w mieście powstał Teatrzyk Baśni.
- Rodzice uszyli nam kostiumy. Pierwszą sztuką, którą zagraliśmy była baśń mistrza tego gatunku, Hansa Christiana Andersena - „Księżniczka na ziarnku grochu”. Mnie przypadła rola błazna. Nie wiem, kto zrobił tak wspaniały kostium? Miałem fajne rogi błazeńskie, portki w pręgi czerwone i żółte. Dostałem też cudowną partnerkę - Grażynkę Borkowską, na tej właśnie scenie patrzyliśmy sobie w oczy... – mówił aktor.
„Błazen był najrozkoszniejszy z całej gromadki. Słodki malec” - napisał po spektaklu dziennikarz jednej z gazet.
W 1983 roku, Marek Probosz ukończył Wydział Aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. Leona Schillera w Łodzi. Zagrał w kultowych filmach obecnych 50-latków „Czasie dojrzewania”, „Niech cię odleci mara” czy w „Kocham kino”, porównywanym do „Cinema Paradiso” Giuseppe Tornatore. Po czeskim epizodzie, u szczytu sławy w 1987 roku, nie znając angielskiego, wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Tam ukończył Wydział Reżyserii w Instytucie Filmowym w Los Angeles. Grał m.in. w amerykańskich produkcjach: serialach „Y.M.I”, „Scorpion”, filmach „Dolinie Bogów” z Johnem Malkovichem i „Helter Skelter”.
Rola Pileckiego
- Są role, w które wchodzi się bardzo głęboko. Nie ma się jak z nich wydostać. Mało tego, one się rozrastają w człowieku. Zostałem pierwszym ekranowym Witoldem Pileckim, film jest prezentowany na całym świecie. Wcieliłem się w postać jednego z największych bohaterów w historii ludzkości. Scenariusz przeczytałem w Los Angeles, a wysłał mi go z Warszawy reżyser Ryszard Bugajski. Kiedy przeczytałem tekst, spadłem z krzesła. Czasami czeka się na taką rolę całe życie – zaznacza aktor.
Światowa premiera odbyła się w Hollywood na Bulwarze Zachodzącego Słońca, bilety wyprzedano, a wśród widzów mieliśmy z 10 zdobywców Oskara. Wszyscy byli porażeni tym filmem, ze względu na wielkość rotmistrza Pileckiego.
- Tak wszedłem w tę postać, że stałem się rotmistrzem Pileckim. Na potwierdzenie moich słów, przytoczę zdarzenie z Warszawy. Stoję na Dworcu Centralnym, odjeżdża pociąg i nagle się zatrzymuje. Z wagonu wyskakuje starszy pan, ciągnąc za rękę dziewczynę. Pędzi w moją stronę i mówi do wnuczki: „To jest Pilecki, musieliśmy zatrzymać ten pociąg. Chciałem, żebyś go poznała...” A zaczynałem jako błazen – mówił Marek.
W niedzielę 13 listopada, na Broadwayu będzie premiera jego norwidowskiego spektaklu, który grał na Festiwalu Poli Negri.
Trzech braci
Mama Marka Probosza, Franciszka wspominała:
- Marek zawsze chodził na próby w domu kultury. Naraz gdzieś zginął. Szukamy go z mężem, a on przeczołgał się pod wszystkimi krzesłami od pierwszego do ostatniego rzędu widowni i dumny machał nam, że udało mu się to zrobić. Tato musiał go zanieść na rękach do domu, bo nie umiał oddychać z tego kurzu – śmiała się pani Franciszka.
Codziennie rozmawiają ze sobą przez telefon.
- Marek zawsze był wesoły. Grał w skeczach, a nawet przez rok prowadził w domu kultury kabaret – usłyszeliśmy.
Co sprawiło, że Marek oraz jego bracia Adam (aktora, komentator sportowy) i Piotr (aktor, pisarz) osiągnęli sukces?
- Najważniejsza była bezwarunkowa miłość, jaką obdarzali nas rodzice. Człowiek wyrasta z dzieciństwa, z czasu dojrzewania i staje się nagle sam dojrzałym człowiekiem. Ta bezwarunkowa miłość napędza w każdym miejscu na świecie, za co jestem wdzięczny mamie i ojcu. Bo ona nie jest w środkach materialnych, ale w sercu – podsumował Marek.
Komentarze