Spróbuję chronologicznie, może to nada jakiś ład temu, co próbuję napisać. Miałem około piętnastu lat, kiedy napisałem tekst o kobietach z mojego sąsiedztwa. Dzisiaj napisałbym, że o nastolatkach. O takich dziewczynach, które nie miały dwudziestu lat, a już zostawały matkami. Nie potrafiłem tego zrozumieć. Nie mogłem objąć rozumem nie tylko dziur w edukacji seksualnej, ale także podejścia do życia. Braku jakichkolwiek ambicji.
W mojej ocenie ich życie się skończyło już wtedy, przed dwudziestką. Nic nowego, nic zaskakującego w ich życiu miało się już nie wydarzyć. Wpadły w koleiny, z których praktycznie nie dało się wypaść. Taki koniec historii według Fukuyamy, tylko że nie dotyczący polityki, a życia osobistego. Wtedy jakoś tak próbowałem to ubrać w słowa miernej jakości tekstu.
Myliłem się bardzo, chociaż lepiej byłoby, żebym jako ten zarozumiały szczyl miał rację. Losy tych pań naznaczyły uzależnienia, i to nie tylko od alkoholu, ale także od hazardu. Śmierć, wdowieństwo i wiele innych dramatów. Tak, lata dziewięćdziesiąte XX wieku pokazały, że nawet ustabilizowany świat górniczych rodzin może wywrócić się do góry nogami. A ja, który wychowywałem się wśród nich, często nawet skoligacony rodzinnie, byłem jednak z innej bajki. Moi rodzice od dziecka przekonywali mnie, że warto wiedzieć więcej. Tym niemniej - i to będzie jedyny polityczny wątek tego tekstu - rozumiem, dlaczego górnicy często wybierają politycznie tych, którzy plują im w twarz. Bo jednocześnie gwarantują im stabilność losów, a mając w portfelu więcej, łatwiej wybrać sobie życie według własnego modelu, według swoich śląskich wartości, nawet jeżeli są na zewnątrz obśmiewane.
Ledwie co minęła rocznica śmierci mojej mamy, ledwie co było Wszystkich Świętych. Czas refleksji. Chodziłem po tych cmentarnych alejkach i myślałem, co by było, gdyby... Kilka dni temu mój kolega i rówieśnik dostał zawału. Na szczęście wyszedł. I napisał do mnie tak: "śmiertelność dociera, co nie?” Ktoś bliski dowiedział się o chorobie nowotworowej. Te wszystkie wątki łączą mi się w głowie. Staję się jednym wielkim znakiem zapytania. Czy dobrze skręcałem, tam w przeszłości. Czy jestem w odpowiednim miejscu? Czy doprawdy zmierzam w najlepszym kierunku?
Komentarze