To już w najbliższą niedzielę będziemy wybierać eurodeputowanych. Ludzi, którzy mają reprezentować i walczyć o nasze interesy na forum Parlamentu Europejskiego. Z każdym rokiem rośnie liczba profesji, o których przyszłości decydować będzie unijna polityka. Już nie tylko górnicy nie mogą być pewni swoich miejsc pracy. Problem zaczyna dotykać także pracowników branż, którym wydało się, że sprzyja im zielona polityka Brukseli.
Czy nam się to podoba, czy nie, to właśnie od procesu dekarbonizacji rozpoczęło się odliczanie czasu, jaki pozostał nam do bezemisyjnej gospodarki i choć wielu specjalistów wskazuje na samobójczy dla unijnej ekonomii charakter wprowadzanych ograniczeń, to kolejne zakazy i nakazy układają się w coraz dłuższą listę.
Mieszkańcy najbogatszych krajów Unii, chętnie wspierający kolejne wersje zielonego ładu, wydają się skłonni do wielu poświęceń dla realizacji szczytnych proekologicznych idei. Pod jednym warunkiem, że zmiany nie będą miały wpływu na jakość i komfort ich życia. Chętnie zrezygnują ze spalinowych samochodów, tyle że na rzecz elektrycznych pojazdów. To dobry przykład, który świetnie ilustruje zieloną ułudę. Elektryki nie spalają węglowodorów, ale potrzebny im prąd pochodzi nie tylko z fotowoltaiki czy wiatraków. Produkcja aut elektrycznych, szczególnie akumulatorów, sieje większe spustoszenie w naturze niż tych konwencjonalnych, czyli spalinowych odpowiedników. Osobną kwestią jest chwilowo przemilczana kwestia bezpiecznej utylizacji akumulatorów i relatywnie krótki żywot „elektryków”.
Problemem staje się też uciążliwy dla środowiska etap produkcji samych pojazdów i składających się na nie części. Z tym też nie będzie problemu, wszystko, co szkodliwe wyprowadzi się na inny kontynent lub w najgorszym przypadku poza unijne granice. I tak za chwilę w wyniku zielonych regulacji z unijnej mapy gospodarczej zniknął całe sektory takie jak np. przemysł metalurgiczny czy chemiczny. Górnictwo zlikwidowano już dawno i tylko Polska pozostaje niechlubnym wyjątkiem. Co prawda więcej węgla wydobywa się w Niemczech, ale ten z zachodu ma chyba bardziej zielony odcień czerni, więc nie kłuje tak bardzo w oczy naszych ekologów.
Na zakończenie moich rozważań posłużę się jeszcze jednym przykładem. Jastrzębska Spółka Węglowa jest firmą z sektora górniczego. Z jej kopalń pochodzi węgiel, który nie jest surowcem energetyczny a metalurgiczny. Węgiel koksujący jest niezbędnym element do produkcji stali. Z niej powstają turbiny wodne i wiatrowe, farmy fotowoltaiczne, a nawet elektryczne samochody. Cała nasza cywilizacja zbudowana jest na stali. To dlatego węgiel koksowy z JSW kolejny rok z rzędu, wpisany został na listę surowców o strategicznym znaczeniu dla unijnej gospodarki.
Jak widać, rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana i złożona niż dobrze brzmiące ekologiczne hasła i idee. Warto więc zwrócić uwagę na to, komu w eurowyborach przekazujemy prawo do machania ekologicznym toporem.
Grzegorz Matusiak
Komentarze