Pamiętam, gdzie po raz pierwszy zobaczyłem świetlika, było to na łące za domem rodziców. Fascynujące zjawisko. Obecnie, kiedy nadchodzi koniec czerwca i pogoda jest odpowiednia, to po prostu wiem, gdzie ich szukać. W tym celu wcale nie muszę specjalnie oddalać się od domu, żeby obserwować te nocne wróżki. Zresztą pogoda wyjątkowo sprzyja, bo iskrzyki - a to te robaczki przede wszystkim kojarzymy "znaleźć można wzdłuż strumieni i stawów, a także w ściółce i gnijących kłodach. W wilgotnych środowiskach spotykamy je ponad ziemią. Uaktywniają się w nocy, często tuż po opadach deszczu". Także, żeby zaimponować swoim dziewczynom, wystarczyło przejść się po zmroku na Rajzapunkt i wyjść poza zasięg latarni. Chociaż muszę się przyznać, że dopiero pisząc ten felieton, odkryłem, że świetlik świętojański to robaczek pełzający, a to, co fruwa i świeci na skraju lasu to przede wszystkim iskrzyk. Staram się nie pisać głupstw i sprawdzam źródła. Kontrast pomiędzy w sumie nijakim robaczkiem a cudami, które wywołuje w ciemności, jest czymś niesamowitym. Podobnie jak ze skałą gipsu. Mało kto dziś pamięta, że w Czernicy funkcjonowała kopalnia gipsu. Jako dzieciak biegałem tam z kolegami po polach i czasami znajdowaliśmy tęczowe skały, który po zmieleniu stają się białe jak mąka.
Kiedy Robert i Marta byli małymi szkrabami, każdego z nich (osobno, bo dzieli ich 5 lat i w różnym okresie wierzyli w bajki) zabierałem w pewną młodą brzezinę pełną muchomorów czerwonych. Opowiadałem im, że to jest właśnie wioska smerfów. Miejsce jest tak urokliwe, że sam byłem gotowy w to uwierzyć. I razem z dzieciakami puszczaliśmy wodze fantazji, gdzie podziali się mieszkańcy tej wioski. A dziś to jeszcze wiem, że muchomor czerwony to ma jednak inne właściwości niż te przekazywane dzieciom. Zapewniam Was, że nie testowałem i nadal nie widziałem niebieskich ludzików. Ciekawskim polecam sprawdzić w wyszukiwarce połączenie słów tynktura i amanita.
Dzieciństwo, młodość i wakacje - nawet te w życiu dorosłym, to czas kiedy możemy mieć głowę wolną od obowiązków i odkrywać niesamowitości. Indywidualne chwile kontaktu z absolutem, które będą częścią Waszych historii i zostaną z nami na zawsze. Wcale nie trzeba jechać nad lazurowe morza, chociaż oczywiście można. Udanych wakacji!
Piotr Masłowski
Komentarze