Wiadomość przyszła jak grom z jasnego nieba. Najpierw zakomunikowano ją w mglisty sposób związkowcom i kadrze kierowniczej. Później w enigmatyczny sposób, chociaż wskazujący, że hiobowa nowina jest prawdziwa, potwierdził ją wspólny komunikat prezydenta miasta Piotra Kuczery oraz Jacka Kaczorowskiego, prezesa PGE Górnictwo i Energetyka Konwencjonalna. W komunikacie można przeczytać następujące sformułowania: „Obecne umowy dotyczące dostaw ciepła obowiązują do 31 sierpnia 2026 roku. Do tego czasu PGE GiEK S.A. będzie nieprzerwanie realizować swoje zobowiązania związane z wytwarzaniem, przesyłem oraz dystrybucją ciepła”. W tym samym dokumencie można przeczytać również: „Zgodnie z ustawą z dnia 17 sierpnia 2023 roku, pracownicy Elektrowni Rybnik zostali objęci przepisami o osłonach socjalnych, co gwarantuje im dodatkowe zabezpieczenia w okresie transformacji energetycznej. Ponadto, obowiązujące w PGE GiEK S.A. regulacje wewnętrzne wprowadzają dodatkowe, korzystniejsze dla pracowników rozwiązania, które znacznie wykraczają poza ustawowe wymagania”. Słowa te nie wprost, ale jednak rysowały zupełnie inną narrację niż ta, którą do tej pory słyszeli pracownicy elektrowni. Oznaczały one, że w najbliższej perspektywie elektrownia Rybnik zostanie wygaszona, jej pracownicy będą musieli znaleźć sobie nowe zatrudnienie, a mieszkańcy dzielnicy Rybnicka Kuźnia będą zmuszeni się zacząć przejmować tym, jak ogrzeją swoje domy.
Stanowisko PiS
Na sytuację zareagowali prawie natychmiast politycy i samorządowcy związani z opozycją. Na konferencji prasowej zwołanej właśnie przed elektrownią stawili się m.in. Bolesław Piecha, Andrzej Sączek i Karol Szymura. Poseł Piecha zauważył, że: - Niedawno, bo dwa lata temu obchodziliśmy 50-lecie otwarcia tej elektrowni, a tu raptem się okazuje, że za 15 miesięcy będziemy mieli jej pogrzeb. To są dane bardzo bulwersujące. Tym bardziej że one rodzą się nie wiadomo gdzie, nie wiadomo, kto je komunikuje i nie wiadomo, dlaczego ma być tak, a nie inaczej.
Parlamentarzysta wskazał, że odpowiedzialny za ten stan rzeczy jest zarząd spółki, której właścicielem jest państwo. W rezultacie za przedwczesne zamknięcie elektrowni odpowiedzialność bierze rząd RP. Dlatego poseł wystosował interpelację do premiera Donalda Tuska, w której pada aż 18 pytań, a wśród nich te o konsultacje społeczne, los pracowników, czy też szerzej o los polskiej energetyki.
Zdanie prezesa
Następnego dnia o godzinie 11.30 pod rybnickim magistratem zaczęli się zbierać pracownicy elektrowni Rybnik, a także związkowców z Solidarności Śląsko-Dąbrowskiej. Protestujących było kilkudziesięciu. Wszyscy przyszli na sesję rady miasta, podczas której rajcy mieli przyjąć uchwałę dotyczącą wystosowania do premiera Donalda Tuska apelu, by nie likwidować elektrowni. Na sesji samorządowcy mieli dowiedzieć się także czegoś więcej o planach wobec tego bardzo dużego zakładu, w którym jest zatrudnione obecnie ponad 500 osób. Jako goście rady pojawili się w związku z tym Ireneusz Oleksik, szef Związków Zawodowych Solidarność w elektrowni Rybnik oraz dyrektor tejże elektrowni Witold Kania. Ten ostatni podczas sesji odczytał tylko oświadczenie prezesa Kaczorowskiego, w którym zapewnił: - zdaję sobie sprawę z tego, że nie jest to tylko energetyki, ale także miasta i regionu. Spółka PGE GiEK zgłosiła do prezesa Urzędu Regulacji Energetyki zamiar zaprzestania z dniem 31 grudnia 2025 r. wszelkiej działalności koncesjonowanej tj. w zakresie wytwarzania energii elektrycznej, wytwarzania ciepła i przesyłania i dystrybucji ciepła.
W tym samym dokumencie jest mowa również o tym, że wytwarzania, przesyłania i dystrybucji ciepła będzie przesunięte do dnia 31 sierpnia 2026 r.
Prezes Kaczorowski w tymże oświadczeniu zauważył, że działania firmy są podejmowane „z myślą o mieszkańcach i pracownikach” i że prowadzone są rozmowy zew stroną społeczną, by wypracować ze stroną społeczną „jak najlepsze rozwiązania dla pracowników”.
Pracownicy mają dość
Słowa prezesa odczytane przez dyrektora Kanię nie spotkały się z uznaniem pracowników zasiadających na galerii. Skwitowali je krótkim okrzykiem „same kłamstwa” i zażądali, by dyrektor we własnych słowach opisał sytuację elektrowni i jej perspektywy na przyszłość. Sporadycznym okrzykom towarzyszył harmider na zewnątrz budynku, gdzie zebrał się już całkiem pokaźny tłum ludzi martwiących się o swój byt. Pracownicy elektrowni wprost wskazywali, że boją się utraty zatrudnienia. - Chcielibyśmy utrzymać miejsca pracy. Mnie osobiście zostało pięć lat do emerytury, chciałabym to dopracować, bo wiadomo - te kilka ostatnich lat. Kto zatrudni kobietę w moim wieku? - powiedziała pracownica elektrowni Katarzyna. - Jestem w podobnej sytuacji, co koleżanka, ale my walczymy także o innych, o młodych. My do emerytury mamy niedaleko. To, co nas spotkało, jest naprawdę nie w porządku. Nikt z nami nie rozmawiał. Decyzja przyszła odgórnie: „Dziękuję. Do widzenia” - wtórowała jej koleżanka Danuta.
Jeden z młodszych pracowników powiedział nam - Przepływ informacji jest porażający. Uważam, że jako pracownicy powinniśmy być informowani na bieżąco o takich decyzjach, a dowiadujemy się na końcu, gdy klamka już zapadła. Uważam, że dzisiaj jesteśmy karmieni jakimiś populistycznymi hasłami, które niewiele wniosą. Czas na reakcję był wcześniej. Teraz możemy się liczyć jedynie z jakimiś porażającymi konsekwencjami. I mówię nie tylko o nas, bo to nie jest zjawisko lokalne. Ono ma szersze spektrum oddziaływania.
- Tylko strachem możemy zareagować. Boimy się o nasze miejsca pracy. Mnie do emerytury powszechnej zostało 10 lat. Do emerytury pomostowej natomiast pięć lat. Miejsca pracy nigdzie nie dostanę, bo ludzi w mojej sytuacji się nigdzie nie przyjmuje -powiedział nam inny pracownik.
Wsparcie samorządu
Głosu wsparcia demonstrującym udzielił również radny z Prawa i Sprawiedliwości Andrzej Sączek, który był zbudowany liczbą protestujących, ich determinacją, ale także kulturalnym zachowaniem. Przewodniczący klubu radnych PiS zauważył, że informacja o likwidacji kopalni była dla Rybniczan szokująca i że ma się ona nijak do umowy społecznej, która przewidywała, że przedsiębiorstwo będzie funkcjonować jeszcze do 2030 r. z możliwością przedłużenia jej działania. - Nagle okazuje się, że będzie ona zamknięta do końca 2025 r. Jest to decyzja niewłaściwa. Mam nadzieję, że likwidacja naszej elektrowni w tym terminie zostanie powstrzymana. Panie premierze proszę stanąć na wysokości zadania i powstrzymać likwidację elektrowni Rybnik w 2025 r. To przyniesie drastyczne skutki, jeśli chodzi o ciepłownictwo i energetykę.
Radny Sączek kreślił niezbyt optymistyczny scenariusz, w którym władza nie dotrzymuje umów ze stroną społeczną, zwłaszcza tych, które dotyczących sprawiedliwej transformacji energetycznej - Boję się, że umowa społeczna do 2049 r. dotycząca górnictwa, też może być zagrożona. Alternatywy dla Rybnika nie ma, żeby podejmować rewolucyjne decyzje. To musi się odbywać w perspektywie lat, dziesiątek lat. Ten czas jest potrzebny, by w Rybniku powstały nowe miejsca pracy, zaczęły funkcjonować nowe gałęzie przemysłu, pojawiły się nowe technologie.
Drugi Wałbrzych?
Ireneusz Oleksik powiedział, że protest pod urzędem to jedynie niewielkie preludium przed tym, co może się wydarzyć, jeśli nie zostanie zmieniona decyzja dotycząca likwidacji elektrowni. - Dla wszystkich to jest zła decyzja. Dla pracowników, dla miasta, dla regionu. Będziemy skansenem. Staniemy się drugim Wałbrzychem. Już Rybnik się wyludnia. Musimy bronić naszych miejsc pracy, rodzin, dzieci. To, co dzieje się pod urzędem, to jest początek. Jeśli nie dojdzie do zmiany decyzji, to będą kolejne protesty - w Warszawie, w Bełchatowie. We wszystkich miejscach decyzyjnych - powiedział szef Związków Zawodowych „Solidarność”.
Ireneusz Oleksik dodał, że zamknięcie elektrowni może być bardzo dużym ciosem dla lokalnego górnictwa, ponieważ elektrownia spala rocznie ponad 1,5 miliona ton węgla, co stanowi poziom wydobycia dwóch kopalń. Jeśli nie będzie spalania tego węgla, to nie będzie zbytu na jego produkcję, co w konsekwencji może oznaczać, że kopalnie w regionie spotka los podobny właśnie do rybnickiej elektrowni. - Tak jak teraz mówi zamknąć elektrownię nasz prezes, tak przyjedzie prezes PGG, czy Węglokoksu i powie „Nie macie zbytu na swój towar, musimy was zamknąć” - wskazał oburzony związkowiec.
W opinii Ireneusza Oleksika prezes Jacek Kaczorowski unika dialogu. Był umówiony na spotkanie z załogą, ale kilka dni przed wydarzeniem odmówił przyjazdu. Zgodził się na spotkanie jedynie z kadrą kierowniczą i związkami zawodowymi, przy czym objęte było ono klauzulą tajności.
Na pytanie dziennikarzy o to, co zmienia pięć lat, związkowiec odpowiedział: - Dla wielu z naszych pracowników oznacza to bardzo dużo. Przeciętny wiek osoby zatrudnionej w elektrowni to 52 lata. Spora część z nich ma do przepracowania właśnie pięć lat lub mniej. Do 2030 r. załoga ulegnie zmniejszeniu ewolucyjnie. Oczywiście część z nich będzie jeszcze wtedy pracować, ale będzie ich 100, a nie 500 osób. Druga rzecz to znalezienie innych alternatyw dla tego terenu.
Komentarze