20020703
20020703


- To był mój pomysł -wspomina.- Często przejeżdżałyśmy z mamą koło tego domu i ona mówiła mi, że mieszkają tu dzieci, które nie mają rodziców. Zapamiętałam to, było mi ich żal. Obecnie interesuję się pedagogiką i psychologią. Pragnę studiować któryś z tych kierunków w Polsce.Polska do dziś wzbudza w niej ciepłe uczucia i tęsknotę. A ponieważ Ania chciała nowy rok rozpocząć zrobieniem czegoś dobrego, chwyciła za słuchawkę. Dowiedziała się, że w domu przy ul. Powstańców mieszka 35 dzieci w wieku od 0 do 6 lat, zakwalifikowanych do adopcji. Że budynek nie remontowany od lat wymaga pilnie funduszy, zwłaszcza na remont łazienek.Ania zaczęła więc dzwonić po instytucjach i osobach prywatnych w swojej obecnej ojczyźnie. W wielu miejscach traktowano ją nieufnie jako osobę niepełnoletnią i działającą w pojedynkę. Ale ona nie dała się zniechęcić. Postanowiła poprosić o pomoc dyrektora liceum o profilu handlowym, do którego chodzi. Opowiedziała mu wszystko o domu dziecka. Efekt był taki, że wyasygnował z budżetu szkoły 250 euro na początek. Napisał też ciepły list intencyjny do pani dyrektor domu dziecka w Rybniku, Krystyny Kubat, w którym zaoferował stałą współpracę i pomoc.-- Ja od siebie kupiłam zabawki i maskotki, wzięłam pieniądze i jestem - mówi Ania.- Cieszę się, że udało mi się z pomocą innych ludzi zrobić coś dla tych dzieci. Chciałabym, by im niczego nie brakowało, ubrań, lekarstw, odżywek. Żeby im było ciepło w tym domu.Za przywiezione przez Anię pieniądze już zakupiono pomoce dydaktyczne, zabawki, kosmetyki i środki higieniczne dla małych podopiecznych.

Komentarze

Dodaj komentarz