20021005
20021005


Piosenki kanadyjskiego twórcy zaśpiewała Lubelska Federacja Bardów, zaproszeni do udziału w koncercie młodzi wokaliści i Maciej Zembaty.– Ale dałem czadu! Ile mogłem – mówił, schodząc ze sceny ten ostatni. Dawno nie śpiewał tych piosenek w Polsce, a przecież to dzięki niemu Polacy poznali i zrozumieli twórczość Cohena.– Na Boże Narodzenie wróciłem z Afganistanu. Teraz mieszkam raczej w Trójmieście, gdzie wspólnie z Jackiem Kaczmarskim przygotowujemy trzeci już Przegląd Piosenki Prawdziwej. Odbędzie się jesienią. Piosenki o wolności zaśpiewają m.in. bardowie baskijscy, bałkańscy, Irlandczycy i Czeczeńcy.– Zaśpiewał pan Cohena po długiej przerwie. Czy sprawiło to panu przyjemność?– O tak! To dobre miejsce i dobra publiczność, znająca się na rzeczy. Co prawda zwieńczenie takiego koncertu nigdy nie jest rzeczą łatwą, ale jakoś dałem sobie radę; sił jeszcze starczyło. Dawno nie śpiewałem Cohena. Po raz ostatni w sierpniu ubiegłego roku właśnie na Przeglądzie Piosenki Prawdziwej, gdzie z wszystkimi wykonawcami zaśpiewaliśmy „Partyzanta”. To był jeden z nieformalnych hymnów „Solidarności” lat 80.– Wiem, że przygotowuje pan kolejną płytę.– Znajdą się na niej piosenki z najnowszego krążka Cohena zatytułowanego „Dziesięć nowych piosenek”. To będzie płyta live, zostanie nagrana na kilku koncertach. Przejrzałem to, co mam w szufladzie, i okazało się, że oprócz najnowszych piosenek, nad którymi teraz pracuję, mam jeszcze ok. 30 przetłumaczonych, nigdy nie nagranych utworów; nie było ku temu okazji. Z Maciejem Karpińskim przetłumaczyliśmy praktycznie całego Cohena, wszystkie piosenki, wiersze, sam przetłumaczyłem powieść „Ulubiona gra”. Ostatnio piszę dużo własnych tekstów, przygotowuję też własną, autorską płytę. Cohen dużo mnie nauczył, dużo mi dał, ale zabrał mi szmat życia – 27 lat. Gdy w 1975 roku zabierałem się za tłumaczenie pierwszej ballady „Zuzanna”, nie przypuszczałem, że tak się to wszystko potoczy. Zawsze był w pewnym sensie obecny w moim życiu. Oczywiście odkąd go poznałem, to już jest zupełnie inna relacja. Kiedyś był mistycznym idolem, teraz dobrze go znam, wiem, co u niego słychać. Mogę zadzwonić i zapytać, „co autor miał na myśli”. Cieszę się, że zaakceptował to, co robię, że dał mi wolną rękę. Leonard Cohen nie lubi, jak się go kopiuje, on lubi, gdy interpretuje się jego utwory na swój sposób. Gdy szuka się w nich własnej prawdy. Powielanie, kopiowanie mija się z celem. Strasznie się cieszy, gdy zmieniam np. tempo jego piosenki. Nie jest ortodoksyjny.– Teksty jego piosenek są jedyne w swoim rodzaju, znakomite, wysmakowane. Dla tłumacza to nie lada wyzwanie...– O tak. Łatwo jest przyciąć tekst do frazy, ale wtedy wiele się gubi, a nawet przeinacza. Żeby zabierać się do ich tłumaczenia, trzeba znać angielski jak polski. Tłumaczenia filologiczne prowadzą często do przekłamań. Zwykle bardzo długo zastanawiam się nad każdym słowem, czasem wręcz męczę. Wolę nie przetłumaczyć piosenki niż zrobić to, zmieniając jej sens. Jest kilka takich tekstów, które się nie poddały. Do dziś borykam się z niektórym sformułowaniami „Zuzanny”, którą przetłumaczyłem w roku 1975. Niestety straszny jest ten nasz język; pojemność semantyczna, akcenty – to wszystko się nie nadaje... Cohen bardzo długo pisze swoje utwory, to nie jest Bob Dylan, który po prostu siada i pisze. Nad niektórymi piosenkami pracuje po kilka miesięcy, nawet pół roku. On waży każde słowo. Najtrudniej tłumaczy się rzeczy proste. Dlatego tak ciężko poddają się przekładowi teksty z jego ostatniej płyty. Jak na Cohena jest bardzo prosta. To nie są ballady, tylko piosenki, a raczej piosneczki. Wyjątkiem jest przepiękna ballada „Opuszczając Aleksandrę”. Te piosenki utrzymane są w duchu zen. W nich nie można nic zmieniać, nie można kłamać, bo ich sens to owoc przemyśleń i wieloletniej pracy Cohena nad sobą. Jeśli tekst ma charakter takiej mistycznej eksplozji, to nie można dopasowywać słów ot tak, żeby pasowało.– Ale nie tylko Cohena pan tłumaczy?– Teraz kończę tłumaczenie całej serii ballad Janis Joplin, bo przygotowuję też monodram „Janis”. Zresztą była ona związana z Cohenem. O ich romansie opowiada piosenka „Chelsea Hotel No. 2”.

Komentarze

Dodaj komentarz