Dzieciom przypisany


W historię tego budynku zawsze wpisane były dzieci, choć powstał dla dorosłych. W 1926 roku posiadłość zakupiła Rada Miejska w Królewskiej Hucie, czyli Chorzowie, i utworzyła tu Miejski Zakład Dożywiania Dzieci Szkolnych. Na 3-miesięczne turnusy przyjeżdżało tu co roku 480 najuboższych dzieci. Ocenia się, że do wybuchu drugiej wojny światowej w Orzeszu poprawiało kondycję ok. 6 tysięcy chorzowskich dzieci. Opiekowały się nimi siostry dominikanki, które w czasie wojny zostały wyproszone (był tu niemiecki dom dziecka), by powrócić tu na cztery powojenne lata.Po wojnie urządzono tu państwowy dom wczasów dziecięcych – okolica i klimat nadal sprzyjały takim celom. I dopiero w roku 1952 przekształcono orzeski dom w placówkę całkowitej opieki: w dom dziecka.I tak od 50 lat w domu dziecka przebywało 800 wychowanków, w większości chłopców. Dziewczęta zaczęto przyjmować od czasu dyrektorowania obecnego szefa placówki Jana Grzegorzycy, czyli od 1993 roku. W tym domu usamodzielniło się, zdobywając zawód i warunki do życia, 154 wychowanków.Obecnie przebywa w nim 30 wychowanków, placówka pełni też od roku rolę pogotowia opiekuńczego.– W zdecydowanej większości nasi wychowankowie to sieroty społeczne – mówi dyr. Grzegorzyca. – Przychodzą tu z bagażem dramatycznych doświadczeń i przeżyć, schorowane, często niedożywione i słabe. Nie możemy im dać tego, czego naprawdę potrzebują – miłości. Ale możemy zaoferować bezpieczeństwo, przyjaźń, akceptację takimi, jakimi są, możliwość zdobycia wykształcenia i zawodu.U podłoża 70 proc. skierowań do domu dziecka leży alkoholizm w rodzinie. Inne przyczyny to ubóstwo, przestępczość, choroby psychiczne, rozbicie rodzinne. Tylko 5 proc. rodziców odwiedza dzieci. Dlatego duży nacisk kładzie się na indywidualne plany pomocy dziecku i rodzinie, próbuje się wciągać rodziców w sprawy wychowania dzieci, zaprasza na uroczystości, mobilizuje do drobnych prac na rzecz placówki, organizuje (i opłaca) wspólne wyjazdy na wakacje.Dyrektor Grzegorzyca nie podziela negatywnych opinii o „bidulach” – jak nazywane są takie domy, nie przecenia też wychowywania dzieci w rodzinach zastępczych. Czy rodziny zastępcze gwarantują miłość? Czy chętnych i odpowiednich do pełnienia funkcji zastępczych rodziców jest tylu, że można zlikwidować domy dziecka? Zresztą wszystko zależy od podejścia, od opieki, tu nic się nie da zrobić na siłę, potrzeba cierpliwości i oddania.Dom w Orzeszu przygotowuje się do jubileuszu 50-lecia. Chce zaprosić wychowanków (kontakt tel. 032 22 15 223), spotkać się z nimi i porozmawiać, jak wspominają pobyt i jak ułożyło im się w życiu. Obecni wychowankowie przygotują program artystyczny, będzie aukcja ich prac oraz wystawa w izbie tradycji starych zdjęć i materiałów historycznych domu...

Komentarze

Dodaj komentarz