Test zaradności


W grudniu 1998 roku władze wydały pozwolenie miejscowej firmie „Esox” na budowę marketu, z zastrzeżeniem, że miejscowi handlowcy będą mieć udział w tej inwestycji, w zamian za co wejdą tam później ze swoimi towarami. Niestety, dwie różne koncepcje zagospodarowania powierzchni handlowej rozbiły solidarność handlowców. Jedni byli za samoobsługą, drudzy optowali za boksami i wszystko spaliło na panewce.Zgodnie z treścią pozwolenia, przed końcem 2001roku właściciel gruntu powinien przynajmniej symbolicznie wbić łopatę w ziemią, co oznaczałoby rozpoczęcie budowy. Smaczku sprawie dodała nagła zmiana właściciela gruntu. Z końcem grudnia 2001 roku „Esox” splantował działkę, a 19 lutego 2002 sprzedał ją poznańskiej spółce „Krokus”. W tej chwili wszystko wskazuje na to, że za kilka miesięcy przy ul. Mariackiej stanie pierwszy radliński market.Handlowcy zarzucają burmistrz Barbarze Magierze przyzwolenie na budowę supermarketu. Akcentują też obawę o utratę swoich miejsc pracy i wzrost bezrobocia w mieście.- To nieprawda – ripostuje burmistrz Barbara Magiera. – Na ul. Mariackiej nie będzie żadnego hiper- ani supermarketu, lecz większy sklep o powierzchni 1600 m kwadratowych, co jest zgodne z pierwotnym założeniem, do którego nasi handlowcy nie mieli wcześniej żadnych zatrzeżeń. Będziemy też zabiegać u inwestora, aby w przyszłości zatrudniał na warunkach preferencyjnych miejscowych bezrobotnych.W ubiegłym tygodniu w Urzędzie Miejskim odbyło się spotkanie przedstawicieli inwestora z radlińskimi kupcami i rzemieślnikami. Miejscowi przedsiębiorcy przede wszystkim zainteresowani byli zakresem oferty handlowej planowanego marketu. Pytali też o takie szczegóły jak ilość stanowisk parkingowych, stan zatrudnienia i jakie banki finansują budowę obiektu.- Niestety – powiedział Zbigniew Remiszewski – wszyscy jesteśmy trochę winni powstałej w mieście sytuacji. – Gdy popieraliśmy "Esox", nikt nie wiedział, że ta firma nie ma pieniędzy na budowę marketu. Zgubiła na łatwowierność i teraz wszyscy poniesiemy tego konsekwencje. A mogą one być dla nas bardzo dotkliwe.Na zebranie przyszła też spora grupa dziewcząt, których zachowanie nie budziło wątpliwości, że to zaniepokojone o swoją przyszłość ekspedientki z okolicznych sklepików. Pytały, na jaki okres w nowym markecie przyjmowane będą takie jak one młode pracownice i czy w ogóle mogą liczyć na pracę, jeśli stracą ją w swoim dotychczasowym sklepiku.Radlińscy handlowcy spodziewają się, że w promieniu 500 m wokół marketu pracę stracić może nawet 150 osób. Podawali przykład Rydułtów, gdzie tuż po otwarciu marketu bez pracy zostało pięć osób.- Firma, którą prowadzę z teściem zatrudnia w sklepach i piekarni około 30 osób – mówi Jarosław Treszczyński – i zapewne nie obejdzie się bez zwolnień, gdyż działamy w bezpośrednim sąsiedztwie planowanego marketu. To wszystko miało być inaczej, ale teraz już za późno na pretensje. Trzeba zaczekać, co się stanie po otwarciu sklepu. Na pewno my, drobni handlowcy, coś na tym stracimy, bo przecież nowych klientów w Radlinie nie przybędzie.Mężczyzna w średnim wieku pociesza się, że w Pszowie funkcjonują w bezpośrednim sąsiedztwie dwa markety, a wokół nich powstają nowe sklepy. Podobnie jest w Wodzisławiu, gdzie także na zapleczu dwóch domów handlowych dobrze prosperuje targowisko. Teraz testowi zaradności w warunkach wzmożonej konkurencji poddani zostaną handlowcy Radlina. Otwarcie marketu planowane jest na lato.

Komentarze

Dodaj komentarz