Rozwalić molocha


W tym roku kończy się kadencja rady nadzorczej i zarządu spółdzielni. To główny powód aktywności grupy spółdzielców, nazywających się Komisja Organizacyjna lub Grupa Inicjatywna. Jej celem jest zmiana statutu spółdzielni oraz sposobu zarządzania nią.- Pan prezes najmowany przez nas za ciężkie pieniądze, przyjmuje tylko w poniedziałki. To komiczne. Dla członków spółdzielni ma być od rana do wieczora, a non stop gdzieś lata, angażuje się w różne historie społeczne – jakiś przewodniczący rady miasta, honorowy przewodniczący budowy pomnika, członek rady budowy szpitala. Nienormowany czas pracy nie polega na tym, że przychodzi się do pracy na pół godzinki, zje śniadanko i od razu leci do miasta do jakichś kolesiów. Prezes jest jak bożek, otoczony kierownikami, zaporami - mówi Maciej Ziółkowski, jeden z liderów grupy.Dodaje, że SM „Nowoczesna” działa w strukturach sprzed 30 lat. Ma 250 pracowników przy 6,5 tys. członków. Dla porównania daje przykład spółdzielni w Nysie, którą niedawno odwiedził, liczącą niewiele mniej członków i zatrudniającą tylko 97 osób.- Mamy dwukrotnie wyższe opłaty eksploatacyjne, remontowe (około 1,6 zł/m²), a jak ktoś chce wymienić okno, musi pokryć sto procent kosztów – gdzie indziej połowę, albo 40 procent. Resztę opłaca spółdzielnia. Tu pieniądze gdzieś znikają. Zarządzanie jest tragiczne, bo jak szofer, człowiek bez wykształcenia, może nimi obracać?Tadeusz Wojnar nie zostaje dłużny. Tłumaczy, że spółdzielnia permanentnie rozlicza koszty: zużycia ciepła dla potrzeb centralnego ogrzewania, ciepłej i zimnej wody:- Przyjęliśmy jedną zasadę – opłata eksploatacyjna, która zależy od spółdzielni, łącznie z funduszem remontowym, zmienia się tylko raz w roku, w styczniu. Wszystkie inne zmiany wynikają ze zmian usług komunalnych, lokalnych, cen energii.Prezes zdecydowanie odpiera też zarzut, że jest niedostępny i że nie przykłada się do pracy w spółdzielni:- Nie jestem w żadnej radzie budowy szpitala. To, że jestem przewodniczącym rady miasta, jest w interesie członków spółdzielni, a nie moim własnym. Nie mam żadnego przedsiębiorstwa, więc nie jestem radnym po to, by działać dla jego korzyści. Moi adwersarze mylą pojęcia zarządzania i dyspozycyjności. Od załatwiania podrzędnych spraw są kierownicy administracji, majstrowie, technicy. Ja sam zawsze przyjmuję w poniedziałki i w dniu dyżuru bardzo rzadko zdarza mi się być nieobecnym. Przyjmuję średnio od 30 do 50 interesantów.- Niech sobie członkowie grupy inicjatywnej nie myślą, że będę na każde ich zawołanie. Na wszystko jest czas i miejsce. Nie było tak, żebym kogoś odprawił, bo nie chciało mi się lub nie miałem czasu.Sfingowane wybory?Działający od 12 lat, czyli trzy kadencje, zarząd, utrzymał się tak długo, gdyż, zdaniem Macieja Ziółkowskiego, w wybierającej go radzie nadzorczej zasiadają ludzie poczuwający się do wdzięczności względem prezesa. Zaś spółdzielcy są rozbici i zbyt słabi, by ten układ zmienić:- Podzielono nas na trzy okręgi: północ, południe, centrum. Te na podokręgi, tzw. grupy członkowskie. Co cztery lata w klatkach znajdujemy ogłoszenia, że danego dnia o wskazanej godzinie odbędzie się zebranie grupy członkowskiej. Spółdzielca myśli sobie – ja do tej grupy nie należę, więc mnie to nie dotyczy. Jest robiony w konia, bo nikt mu nie mówi, że chodzi o zebranie członków spółdzielni w celu wyboru nowych władz.- Demokracja spółdzielni ma określoną procedurę. Nie jest prawdą, że od iluś lat jest ta sama rada, co można sprawdzić – ripostuje Wojnar – Ja wiem, że grupie inicjatywnej chodzi o wejście do rady nadzorczej, by mogli odwołać prezesa. Będzie to możliwe, gdy spółdzielcy ich wybiorą. Proszę mi wierzyć – nie przywiązałem się do stołka prezesa i robię wszystko, by się na nim utrzymać. To właśnie członkowie grupy działają na zasadzie powiązań rodzinnych i koleżeńskich.Maciej Ziółkowski mówi, że on i jego partnerzy od kilku miesięcy co dwa tygodnie organizują spotkania dla spółdzielców, na których mówią im o ich prawach. Przychodzi na nie około 50 osób i ta liczba rośnie. Od pewnego czasu mają jednak kłopoty z wynajmem sali. Przez ostatnie dwa miesiące wynajmowali odpłatnie pomieszczenie przy ul. Wileńskiej, jednak 4 marca, kiedy stawili się o umówionej godzinie dziewiętnastej, obsługa ich nie wpuściła. Powód – odgórne zarządzenie dyrektora. W kilku innych miejscach Raciborza również bezskutecznie próbowali wynająć salę:- Jako grupa inicjatywna mamy prawo się spotykać. Słyszymy zaś odpowiedzi: nie, bo ze spółdzielnią nie chcemy zadzierać. Nie chcę operować nazwiskami, ale są jakieś siły powiązane ze spółdzielnią, które torpedują nasze plany – mówi Maciej Ziółkowski.- Jeżeli ta grupa ma problemy ze zorganizowaniem zebrań, to dowodzi słabości jej liderów - odpowiada prezes. - Jak chcę robić spotkanie, to je robię, a nie zwalam winy na jakieś niesamowite wpływy Wojnara. Ja im w tym na pewno pomagał nie będę, bo to jest niepoważne. Poza tym nie są uprawnieni do podejmowania tego typu działań, a ja będę przeciwdziałał wszystkim nieformalnym spotkaniom, które mają na celu wprowadzić zamęt w spółdzielni mieszkaniowej.Ten konflikt będzie mieć swój ciąg dalszy. Czas pokaże czy rozejdzie się po kościach, czy też skończy się przewrotem. Przynajmniej na skalę Raciborza.

Komentarze

Dodaj komentarz