Wedle prokuratury wybuch sprowokowali gazownicy. Pawilon krótko przed zdarzeniem zmienił właściciela i nie był jeszcze użytkowany. W środku ulatniał się gaz i gdy do środka weszli dwaj pracownicy pogotowia gazowego, nastąpiła eksplozja. Obaj mężczyźni doznali poparzeń i trafili do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. Do rybnickiego szpitala trafił z kolei 77-letni przechodzień, którego na ziemię powalił ognisty podmuch. Doznał m.in. pęknięcia czaszki, silnego wstrząśnienia mózgu, a odłamki szkła zraniły go w głowę i oko. Już wiadomo, co stwierdził biegły lekarz, że mężczyzna, cierpiący m.in. na zaćmę pourazową, doznał ciężkiego kalectwa. Łączną wartość strat spowodowanych wybuchem wyliczono na 1 mln 69 tys. zł. Uszkodzonych zostało m.in. 14 samochodów.
Prokuratura, powołując się na opinie biegłych, zarzuciła spowodowanie wybuchu dwóm gazownikom, którzy, działając wspólnie i w porozumieniu, „sprowadzili zdarzenie zagrażające życiu i zdrowiu wielu osób oraz mieniu w znacznych rozmiarach”. Biegły sądowy stwierdził, że mimo zbierania się gazu w pustym pawilonie eksplozji można było uniknąć, gdyby pracownicy pogotowia działali zgodnie z obowiązującymi procedurami. Powinni byli odciąć dopływ gazu i energii elektrycznej do budynku i wejść do budynku dopiero po upływie dwóch, trzech godzin. Tak się jednak nie stało. Gdy gazownicy weszli do pawilonu, w wyniku cyrkulacji powietrza wybuchowa mieszanka gazu dotarła do wiecznego płomyka kotła gazowego, znajdującego się na piętrze.
– Działali niezgodnie ze sztuką. Trudno powiedzieć, czy to była rutyna – mówi prokurator Marcin Felsztyński. Jeden z podejrzanych pracował w gazowni od początku lat 90., drugi od 1995 roku. Starszy ma 48 lat, młodszy 36. Obaj musieli wpłacić kaucję w wysokości 50 i 5 tys. zł, a korzystając z przysługującego im prawa, odmówili składania wyjaśnień. Na miejscu było więcej pracowników rozdzielni, ale tylko ci dwaj znaleźli się w otwartych drzwiach pawilonu. Prokuratura nadal prowadzi śledztwo, mające ustalić, co spowodowało rozszczelnienie instalacji gazowej, która znajdowała się pod posadzką. Na razie nie wiadomo, czy były to ewidentne zaniedbania, czy czyjeś nieświadome działanie. Biegły wykluczył już wadę materiałową elementów, z których została skręcona. Wygląda więc na to, że zadziałały na nią jakieś siły. Właściciele pawilonów od początku twierdzili, że wybuch ma związek z trwającą tuż obok budową Focus Parku. Pracujące tam maszyny powodowały wstrząsy i drgania, a na ścianach pawilonów pojawiły się pęknięcia. Prokuratura powołała już biegłego z zakresu budownictwa, który niedawno zażądał uzupełnienia dokumentacji i nie wydał jeszcze pełnej opinii. Akta sprawy liczą już 11 tomów. Gazownikom grozi kara od dwóch do 12 lat więzienia. Młodszy z nich dopiero w miniony poniedziałek, po długim chorobowym, wrócił do pracy; a nazajutrz usłyszał prokuratorskie zarzuty.
Komentarze