Pan Wojciech ma 34 lata, pochodzi z okolic Rybnika. 12 lat spędził w Niemczech, gdzie studiował architekturę i inżynierię środowiska. Rozpoczął tam pracę w firmie z branży ochrony środowiska. Teraz prowadzi w Polsce jej przedstawicielstwo. Przejeżdżając kiedyś Raciborską, zauważył tablicę informującą o sprzedaży mieszkań i bryłę wtopionego w zieleń budynku. Za 58 tys. zł kupił poddasze w stanie surowym - 100 m2. Sam zrobił projekt. Włożył w to blisko 300 tys. zł. Teraz to nowoczesne, dwupoziomowe mieszkanie.Inne poddasze kupił 36-letni Grzegorz. W przedstawicielstwie renomowanej zachodniej firmy jest dyrektorem handlowym. Dobrze zarabia. Pieniądze zainwestował w mieszkanie; surowe poddasze zmienił w klimatyzowany apartament.73-metrowe mieszkanie (trzy pokoje z kuchnią) wykupił pan Zygmunt, 56-letni rencista. Po 10 latach spędzonych w Warszawie wrócił na stare lata z żoną na Śląsk. Chcieli wieść spokojny żywot z dala od zgiełku. Na tym nabożnym życzeniu się skończyło.- Jest to jeden z najładniejszych architektonicznie budynków wielorodzinnych na Śląsku - można przeczytać na reklamowej ulotce.Na początku lat 90. budowę składającego się z kilku segmentów obiektu rozpoczęła kopalnia „Rymer”. W dobie odchudzania kopalń z niegórniczej działalności, budowę przerwano. W 1993 roku budowę przejął prywatny przedsiębiorca, a z nią prawo do użytkowania wieczystego działki (0,82 hA), na której stoi, a która jest własnością miasta. Przedsiębiorca podciągnął budowę i rozpoczął sprzedaż mieszkań. Do tej pory sprzedał ich 9, do czterech wprowadzili się już ich nabywcy.Księga wieczysta budynku była obciążona niemałymi hipotekami m. in. na rzecz skarbu państwa. Znalazły się w niej również wzmianki o kolejnych wnioskach hipotecznych świadczące o rosnących długach właściciela. Takie wpisy powinny odstraszyć każdego kupującego, a mimo to chętni się znaleźli.- Wiedzieliśmy, że na budynku trzyma rękę komornik. Kupowaliśmy u notariuszy. W umowie znalazła się klauzula, że pieniądze wpłacimy na konto komornika. Właściciel sprawia wrażenia człowieka skromnego i dobrodusznego. Każdemu z nas sprzedał tę samą bajeczkę. Zapewniał, że pieniądze, które wpłacimy na konto komornika pokryją długi i hipoteki zostaną wykreślone. Pani komornik to potwierdziła, powiedziała, że najpóźniej sześć tygodni po wpłaceniu pełnej kwoty hipoteki zostaną wykreślone i założone oddzielne, czyste księgi wieczyste. Każdy z nas otrzymał od komornika pismo - postanowienie o umorzeniu postępowania egzekucyjnego co do części nieruchomości. Wszystko się zgadzało dopóki w Wydziale Ksiąg Wieczystych Sądu Rejonowego dowiedzieliśmy się, że postanowienie to jest niewiele warte - opowiada pan Wojciech.- Nie wiem po co komornik wydał takie postanowienie. Dla mnie nie ma ono żadnego znaczenia. By wykreślić hipotekę trzeba złożyć wniosek o jej wykreślenie wraz z dokumentem stwierdzającym wygaśnięcie wierzytelności zabezpieczonej hipotecznie, bez tego zrobić się tego nie da. Hipoteka wygasa, gdy wygasa wierzytelność - mówi Ewa Cnota, referendarz w wydziale ksiąg wieczystych rybnickiego sądu.Do dziś żadna z osób, które kupiły mieszkania w budynku nr 229 przy ul. Raciborskiej nie ma własnej księgi wieczystej. Nie chodzi tylko o formalności. Taki stan rzeczy ma swoje prawne konsekwencje.- W świetle prawa mieszkania te są nadal własnością właściciela budynku. Ci ludzie nie mogą tych mieszkań ani sprzedać, ani wziąć pod ich hipotekę kredytu. Ich wnioski o założenie osobnych ksiąg nie zostały rozpatrzone, ale w tym przypadku jest to dla nich korzystne. W przeciwnym razie wszystkie obciążenia hipoteczne zostałyby przeniesione również do ich ksiąg i powstałaby tzw. hipoteka łączna. Utrzymuje się ona na wszystkich częściach podzielonej nieruchomości, a trzeba wiedzieć, że to od wierzyciela zależy, z której części zostaną zaspokojone jego wierzytelności. Może on np. zażądać zlicytowania tego czy innego mieszkania - wyjaśnia Ewa Cnota.- Nie mam wpływu na decyzje wydziału ksiąg wieczystych. Miałem prawo sprzedać te mieszkania, a oni mieli prawo je kupić. Przecież nikomu nie próbowano zlicytować jego mieszkania. Nie ma innej drogi, jak sprzedaż pozostałych 25 mieszkań i wykreślenie hipotek. Wartość hipotek ma się nijak do wartości całego budynku. Do spłacenia zostało ok. 300 tys. zł, a wartość całego budynku szacuje się na ok. 1 mln dolarów. Czynię starania, by znaleźć inwestora, który kupi większą ilość mieszkań, to rozwiązałoby problemy związane z hipotecznym obciążeniem budynku. Ci ludzie nie zostali oszukani, ale zrobili dobry interes - wyjaśnia właściciel. Jest tylko jedno ale - do wydziału ksiąg wieczystych nie wpłynął żaden wniosek, świadczący o spłaceniu chociaż części długów.Ale sprawy własnościowe to tylko część zmartwień.- Budynek nie ma końcowego odbioru i zgody na użytkowanie. Formalnie to jeszcze nieskończona budowa. Nie powinien tam nikt mieszkać. Cała sprawa może się skończyć nawet eksmisją - mówi Janusz Błaszczyński, naczelnik wydziału architektury i urbanistyki w rybnickim magistracie.- Przyłącza prądu i wody to prowizorki budowlane, mające służyć do zakończenia budowy. W całym bloku są 32 mieszkania, gazu tu nie ma, podpięta moc wystarczy dla sześciu, może siedmiu mieszkań, potem wszystko trafi szlag. Już teraz zdarza się, że wieczorem, gdy w budynku jest włączonych kilka mocniejszych odbiorników, przygasa światło. Jeszcze trochę i będziemy musieli ustalać grafik parzenia kawy, by przypadkiem dwie osoby nie włączyły równocześnie ekspresu do kawy. Często zdarzają się braki wody. Przez pół roku, żeby się normalnie wykąpać, nastawiałem budzik na drugą w nocy. Zdarzało się też, że by wyręczyć spłuczkę, byłem zmuszony czerpać wodę z akwarium. Takich felerów jest więcej: nie ma piorunochronów, rynny nie mają odprowadzenia, a w piwnicy jest kałuża bo ciekną piony kanalizacyjne. Nie ma telefonów, domofonu...zgroza! - opowiada jeden z lokatorów.Tylko przez niedopatrzenie jakiegoś urzędnika kilku osobom udało się tam zameldować. Pierwszą osobę zameldowano się na podstawie aktu notarialnego kupna mieszkania, następnym było już łatwiej.- Nie można się zameldować w budynku, który nie został dopuszczony do użytkowania - powiedziano nam w magistracie.- Na odbiór końcowy budynku mieszkańcy muszą jeszcze trochę poczekać. Czynię starania, by do niego doprowadzić. W każdym akcie notarialnym znalazła się adnotacja, iż nabywający znają stan techniczny budynku - tłumaczy się właściciel.W majestacie prawa, z błogosławieństwem notariusza, prywatny właściciel sprzedaje mieszkania, które de facto mieszkaniami nie są. Jak to możliwe...?- Podstawą sporządzenia aktu notarialnego jest zaświadczenie, że przedmiotowy lokal jest samodzielnym lokalem mieszkalnym. Z upoważnienia prezydenta miasta wydaje je wydział architektury urzędu miasta. Dla notariusza to informacja, że jest to lokal przeznaczony na stały pobyt ludzi, nie może on kwestionować merytorycznej treści takiego zaświadczenia, nie musi więc nawet sprawdzać czy taki budynek w ogóle istnieje - wyjaśnia notariusz Andrzej Ostalecki.Każdy z aktów notarialnych powołuje się na takie zaświadczenie. Jest tylko jedno „ale” - urząd wystawia je w oparciu o ustawę o własności lokali, a w tej nie ma ani słowa o końcowym odbiorze budynku, pozwoleniu na użytkowanie itp. Właściwie to recepta na kokosowy interes. Kupić grunt, zamówić projekt bloku mieszkalnego i na jego podstawie uzyskać pozwolenie na budowę. Potem wystarczy już tylko wybudować budynek z grubsza tylko odpowiadający projektowi i można rozpocząć promocyjną sprzedaż mieszkań. W magistracie uzyskamy potrzebne zaświadczenie, notariusz sporządzi umowę. Zysk gwarantowany.W budynku przy Raciborskiej 229 funkcjonuje, a raczej powinna funkcjonować tzw. wspólnota mieszkaniowa. Założenie jest oczywiste, zarządca budynku robi to czym zwykle zajmują się spółdzielnie mieszkaniowe, rozlicza należności za prąd, wodę, ogrzewanie i inne koszty związane z eksploatacją budynku. Zarządcą został oczywiście właściciel całości. Gdyby w zaistniałej sytuacji stosunki mieszkańców z zarządcą układały się poprawnie, byłby to prawdziwy cud, ale cud się nie zdarzył. Część lokatorów zarzucając właścicielowi zwyczajną nieuczciwość przestała regulować „opłaty”.- Rozliczał się z nami, przedstawiając własne wyliczenia na zwykłych kartkach, rachunków czy faktur nigdy nie widzieliśmy. Oczy otwarto mi w „wodociągach”, okazało się, że od kilku miesięcy nie są regulowane rachunki, a przecież płaciliśmy właścicielowi za wodę. W połowie grudnia ubiegłego roku jako wspólnota wystosowaliśmy do niego pismo żądając przedstawienia zaległych faktur. Gdy przestałem mu płacić za prąd, przyjechał tu z elektrykiem i wymontował mój prywatny licznik. Kradzież zgłosiłem na komendzie policji, ale ta sprawę umorzyła. Z wyjaśnienia, które mi doręczono dowiedziałem się, że właściciel miał prawo ukraść mi licznik. Doprawdy zadziwiające - mówi pan Wojciech.Mieszkańcy przejęli kontrolę nad kotłownią. Teraz sami zrzucają się na opał i kupują olej.Właściciel „uproszczoną księgowość” tłumaczy względami praktycznymi. Mieszkańcom zarzuca z kolei, że nie wywiązują się z obowiązków członków wspólnoty mieszkaniowej. Pokazuje wezwania do zapłaty, które wysłał do pięciu mieszkańców.- Nikt nie płaci za wodę i prąd, wspólnota coraz bardziej się zadłuża. Licznik zdemontowałem protokolarnie z uprawnionym elektrykiem. Wcześniej, w podobny sposób, wyłączyłem bezpiecznik. Mam na to świadka. Nie mam pojęcia kto opiekuje się kotłownią. To ja montowałem warte 80 tys. zł urządzenia, na których oni po prostu się nie znają. Wystarczy, że użyją paliwa o niewłaściwych parametrach, a uszkodzenia mogą być bardzo poważne. Gotów więc jestem wystąpić na drogę sądową o oddanie klucza z kotłowni. Mam czyste sumienie i jestem w stanie odeprzeć każdy zarzut. Rozwiążę ten cały konflikt metodami prawnymi, choć wcale nie twierdzę, że polubownie. Ten budynek to moje dzieło życia, nie pozwolę, by wszystko zniszczyła jedna czy dwie osoby, które kupiły jego niewielką część - denerwuje się właściciel.Dwóm osobom, które kupiły surowe poddasza i urządziły tam sobie luksusowe mieszkania zarzuca samowolę budowlaną. Do Prokuratury Rejonowej w Rybniku skierował zawiadomienie o popełnieniu takiego właśnie przestępstwa. Dochodzenie pod nadzorem prokuratury wszczęli w tej sprawie rybniccy policjanci. Janusz Błaszczyński, naczelnik wydziału architektury w rybnickim magistracie jest zaskoczony takim obrotem sprawy. Udzielając wyjaśnień zawiadomił policję, iż właściciel sprzedając lokale powinien był poinformować nabywców, że kupują mieszkania w niedopuszczonym do użytku obiekcie budowlanym. Zaznaczył też, że zgłosi o całej sprawie powiatowemu inspektorowi nadzoru budowlanego.Swoje doniesienie w sprawie nieprawidłowości związanych z budynkiem przy Raciborskiej złożyli też w rybnickiej prokuraturze właściciele pięciu mieszkań. Pismo o niedociągnięciach budowlanych wysłali również do Centralnego Urzędu Nadzoru Budowlanego.Cała sprawa ma wiele wątków i trudno się spodziewać, że sytuacja szybko się wyklaruje, zwłaszcza, że porozumienie obu stron konfliktu wydaje się być wręcz nierealne.
Pan Wojciech ma 34 lata, pochodzi z okolic Rybnika. 12 lat spędził w Niemczech, gdzie studiował architekturę i inżynierię środowiska. Rozpoczął tam pracę w firmie z branży ochrony środowiska. Teraz prowadzi w Polsce jej przedstawicielstwo. Przejeżdżając kiedyś Raciborską, zauważył tablicę informującą o sprzedaży mieszkań i bryłę wtopionego w zieleń budynku. Za 58 tys. zł kupił poddasze w stanie surowym - 100 m2. Sam zrobił projekt. Włożył w to blisko 300 tys. zł. Teraz to nowoczesne, dwupoziomowe mieszkanie.Inne poddasze kupił 36-letni Grzegorz. W przedstawicielstwie renomowanej zachodniej firmy jest dyrektorem handlowym. Dobrze zarabia. Pieniądze zainwestował w mieszkanie; surowe poddasze zmienił w klimatyzowany apartament.73-metrowe mieszkanie (trzy pokoje z kuchnią) wykupił pan Zygmunt, 56-letni rencista. Po 10 latach spędzonych w Warszawie wrócił na stare lata z żoną na Śląsk. Chcieli wieść spokojny żywot z dala od zgiełku. Na tym nabożnym życzeniu się skończyło.- Jest to jeden z najładniejszych architektonicznie budynków wielorodzinnych na Śląsku - można przeczytać na reklamowej ulotce.Na początku lat 90. budowę składającego się z kilku segmentów obiektu rozpoczęła kopalnia „Rymer”. W dobie odchudzania kopalń z niegórniczej działalności, budowę przerwano. W 1993 roku budowę przejął prywatny przedsiębiorca, a z nią prawo do użytkowania wieczystego działki (0,82 hA), na której stoi, a która jest własnością miasta. Przedsiębiorca podciągnął budowę i rozpoczął sprzedaż mieszkań. Do tej pory sprzedał ich 9, do czterech wprowadzili się już ich nabywcy.Księga wieczysta budynku była obciążona niemałymi hipotekami m. in. na rzecz skarbu państwa. Znalazły się w niej również wzmianki o kolejnych wnioskach hipotecznych świadczące o rosnących długach właściciela. Takie wpisy powinny odstraszyć każdego kupującego, a mimo to chętni się znaleźli.- Wiedzieliśmy, że na budynku trzyma rękę komornik. Kupowaliśmy u notariuszy. W umowie znalazła się klauzula, że pieniądze wpłacimy na konto komornika. Właściciel sprawia wrażenia człowieka skromnego i dobrodusznego. Każdemu z nas sprzedał tę samą bajeczkę. Zapewniał, że pieniądze, które wpłacimy na konto komornika pokryją długi i hipoteki zostaną wykreślone. Pani komornik to potwierdziła, powiedziała, że najpóźniej sześć tygodni po wpłaceniu pełnej kwoty hipoteki zostaną wykreślone i założone oddzielne, czyste księgi wieczyste. Każdy z nas otrzymał od komornika pismo - postanowienie o umorzeniu postępowania egzekucyjnego co do części nieruchomości. Wszystko się zgadzało dopóki w Wydziale Ksiąg Wieczystych Sądu Rejonowego dowiedzieliśmy się, że postanowienie to jest niewiele warte - opowiada pan Wojciech.- Nie wiem po co komornik wydał takie postanowienie. Dla mnie nie ma ono żadnego znaczenia. By wykreślić hipotekę trzeba złożyć wniosek o jej wykreślenie wraz z dokumentem stwierdzającym wygaśnięcie wierzytelności zabezpieczonej hipotecznie, bez tego zrobić się tego nie da. Hipoteka wygasa, gdy wygasa wierzytelność - mówi Ewa Cnota, referendarz w wydziale ksiąg wieczystych rybnickiego sądu.Do dziś żadna z osób, które kupiły mieszkania w budynku nr 229 przy ul. Raciborskiej nie ma własnej księgi wieczystej. Nie chodzi tylko o formalności. Taki stan rzeczy ma swoje prawne konsekwencje.- W świetle prawa mieszkania te są nadal własnością właściciela budynku. Ci ludzie nie mogą tych mieszkań ani sprzedać, ani wziąć pod ich hipotekę kredytu. Ich wnioski o założenie osobnych ksiąg nie zostały rozpatrzone, ale w tym przypadku jest to dla nich korzystne. W przeciwnym razie wszystkie obciążenia hipoteczne zostałyby przeniesione również do ich ksiąg i powstałaby tzw. hipoteka łączna. Utrzymuje się ona na wszystkich częściach podzielonej nieruchomości, a trzeba wiedzieć, że to od wierzyciela zależy, z której części zostaną zaspokojone jego wierzytelności. Może on np. zażądać zlicytowania tego czy innego mieszkania - wyjaśnia Ewa Cnota.- Nie mam wpływu na decyzje wydziału ksiąg wieczystych. Miałem prawo sprzedać te mieszkania, a oni mieli prawo je kupić. Przecież nikomu nie próbowano zlicytować jego mieszkania. Nie ma innej drogi, jak sprzedaż pozostałych 25 mieszkań i wykreślenie hipotek. Wartość hipotek ma się nijak do wartości całego budynku. Do spłacenia zostało ok. 300 tys. zł, a wartość całego budynku szacuje się na ok. 1 mln dolarów. Czynię starania, by znaleźć inwestora, który kupi większą ilość mieszkań, to rozwiązałoby problemy związane z hipotecznym obciążeniem budynku. Ci ludzie nie zostali oszukani, ale zrobili dobry interes - wyjaśnia właściciel. Jest tylko jedno ale - do wydziału ksiąg wieczystych nie wpłynął żaden wniosek, świadczący o spłaceniu chociaż części długów.Ale sprawy własnościowe to tylko część zmartwień.- Budynek nie ma końcowego odbioru i zgody na użytkowanie. Formalnie to jeszcze nieskończona budowa. Nie powinien tam nikt mieszkać. Cała sprawa może się skończyć nawet eksmisją - mówi Janusz Błaszczyński, naczelnik wydziału architektury i urbanistyki w rybnickim magistracie.- Przyłącza prądu i wody to prowizorki budowlane, mające służyć do zakończenia budowy. W całym bloku są 32 mieszkania, gazu tu nie ma, podpięta moc wystarczy dla sześciu, może siedmiu mieszkań, potem wszystko trafi szlag. Już teraz zdarza się, że wieczorem, gdy w budynku jest włączonych kilka mocniejszych odbiorników, przygasa światło. Jeszcze trochę i będziemy musieli ustalać grafik parzenia kawy, by przypadkiem dwie osoby nie włączyły równocześnie ekspresu do kawy. Często zdarzają się braki wody. Przez pół roku, żeby się normalnie wykąpać, nastawiałem budzik na drugą w nocy. Zdarzało się też, że by wyręczyć spłuczkę, byłem zmuszony czerpać wodę z akwarium. Takich felerów jest więcej: nie ma piorunochronów, rynny nie mają odprowadzenia, a w piwnicy jest kałuża bo ciekną piony kanalizacyjne. Nie ma telefonów, domofonu...zgroza! - opowiada jeden z lokatorów.Tylko przez niedopatrzenie jakiegoś urzędnika kilku osobom udało się tam zameldować. Pierwszą osobę zameldowano się na podstawie aktu notarialnego kupna mieszkania, następnym było już łatwiej.- Nie można się zameldować w budynku, który nie został dopuszczony do użytkowania - powiedziano nam w magistracie.- Na odbiór końcowy budynku mieszkańcy muszą jeszcze trochę poczekać. Czynię starania, by do niego doprowadzić. W każdym akcie notarialnym znalazła się adnotacja, iż nabywający znają stan techniczny budynku - tłumaczy się właściciel.W majestacie prawa, z błogosławieństwem notariusza, prywatny właściciel sprzedaje mieszkania, które de facto mieszkaniami nie są. Jak to możliwe...?- Podstawą sporządzenia aktu notarialnego jest zaświadczenie, że przedmiotowy lokal jest samodzielnym lokalem mieszkalnym. Z upoważnienia prezydenta miasta wydaje je wydział architektury urzędu miasta. Dla notariusza to informacja, że jest to lokal przeznaczony na stały pobyt ludzi, nie może on kwestionować merytorycznej treści takiego zaświadczenia, nie musi więc nawet sprawdzać czy taki budynek w ogóle istnieje - wyjaśnia notariusz Andrzej Ostalecki.Każdy z aktów notarialnych powołuje się na takie zaświadczenie. Jest tylko jedno „ale” - urząd wystawia je w oparciu o ustawę o własności lokali, a w tej nie ma ani słowa o końcowym odbiorze budynku, pozwoleniu na użytkowanie itp. Właściwie to recepta na kokosowy interes. Kupić grunt, zamówić projekt bloku mieszkalnego i na jego podstawie uzyskać pozwolenie na budowę. Potem wystarczy już tylko wybudować budynek z grubsza tylko odpowiadający projektowi i można rozpocząć promocyjną sprzedaż mieszkań. W magistracie uzyskamy potrzebne zaświadczenie, notariusz sporządzi umowę. Zysk gwarantowany.W budynku przy Raciborskiej 229 funkcjonuje, a raczej powinna funkcjonować tzw. wspólnota mieszkaniowa. Założenie jest oczywiste, zarządca budynku robi to czym zwykle zajmują się spółdzielnie mieszkaniowe, rozlicza należności za prąd, wodę, ogrzewanie i inne koszty związane z eksploatacją budynku. Zarządcą został oczywiście właściciel całości. Gdyby w zaistniałej sytuacji stosunki mieszkańców z zarządcą układały się poprawnie, byłby to prawdziwy cud, ale cud się nie zdarzył. Część lokatorów zarzucając właścicielowi zwyczajną nieuczciwość przestała regulować „opłaty”.- Rozliczał się z nami, przedstawiając własne wyliczenia na zwykłych kartkach, rachunków czy faktur nigdy nie widzieliśmy. Oczy otwarto mi w „wodociągach”, okazało się, że od kilku miesięcy nie są regulowane rachunki, a przecież płaciliśmy właścicielowi za wodę. W połowie grudnia ubiegłego roku jako wspólnota wystosowaliśmy do niego pismo żądając przedstawienia zaległych faktur. Gdy przestałem mu płacić za prąd, przyjechał tu z elektrykiem i wymontował mój prywatny licznik. Kradzież zgłosiłem na komendzie policji, ale ta sprawę umorzyła. Z wyjaśnienia, które mi doręczono dowiedziałem się, że właściciel miał prawo ukraść mi licznik. Doprawdy zadziwiające - mówi pan Wojciech.Mieszkańcy przejęli kontrolę nad kotłownią. Teraz sami zrzucają się na opał i kupują olej.Właściciel „uproszczoną księgowość” tłumaczy względami praktycznymi. Mieszkańcom zarzuca z kolei, że nie wywiązują się z obowiązków członków wspólnoty mieszkaniowej. Pokazuje wezwania do zapłaty, które wysłał do pięciu mieszkańców.- Nikt nie płaci za wodę i prąd, wspólnota coraz bardziej się zadłuża. Licznik zdemontowałem protokolarnie z uprawnionym elektrykiem. Wcześniej, w podobny sposób, wyłączyłem bezpiecznik. Mam na to świadka. Nie mam pojęcia kto opiekuje się kotłownią. To ja montowałem warte 80 tys. zł urządzenia, na których oni po prostu się nie znają. Wystarczy, że użyją paliwa o niewłaściwych parametrach, a uszkodzenia mogą być bardzo poważne. Gotów więc jestem wystąpić na drogę sądową o oddanie klucza z kotłowni. Mam czyste sumienie i jestem w stanie odeprzeć każdy zarzut. Rozwiążę ten cały konflikt metodami prawnymi, choć wcale nie twierdzę, że polubownie. Ten budynek to moje dzieło życia, nie pozwolę, by wszystko zniszczyła jedna czy dwie osoby, które kupiły jego niewielką część - denerwuje się właściciel.Dwóm osobom, które kupiły surowe poddasza i urządziły tam sobie luksusowe mieszkania zarzuca samowolę budowlaną. Do Prokuratury Rejonowej w Rybniku skierował zawiadomienie o popełnieniu takiego właśnie przestępstwa. Dochodzenie pod nadzorem prokuratury wszczęli w tej sprawie rybniccy policjanci. Janusz Błaszczyński, naczelnik wydziału architektury w rybnickim magistracie jest zaskoczony takim obrotem sprawy. Udzielając wyjaśnień zawiadomił policję, iż właściciel sprzedając lokale powinien był poinformować nabywców, że kupują mieszkania w niedopuszczonym do użytku obiekcie budowlanym. Zaznaczył też, że zgłosi o całej sprawie powiatowemu inspektorowi nadzoru budowlanego.Swoje doniesienie w sprawie nieprawidłowości związanych z budynkiem przy Raciborskiej złożyli też w rybnickiej prokuraturze właściciele pięciu mieszkań. Pismo o niedociągnięciach budowlanych wysłali również do Centralnego Urzędu Nadzoru Budowlanego.Cała sprawa ma wiele wątków i trudno się spodziewać, że sytuacja szybko się wyklaruje, zwłaszcza, że porozumienie obu stron konfliktu wydaje się być wręcz nierealne.
Komentarze