20021411
20021411


Niedawno przyjechała w odwiedziny koleżanka. W grząskich, błotnych koleinach tak zarzuciło jej samochód, że wylądowała jednym kołem w rowie i trzeba ja było wyciągać.Kłopoty z wjazdem i wyjazdem do posesji Wiktora Woryny zaczęły się jego zdaniem rok temu, od budowy chodnika przy ul. Wodzisławskiej. Od tego czasu wjazd jest ustawicznie zalewany wodą, w słotne dni bajora utrudniają przebrnięcie do bramy. a woda płynie dalej na podwórze. Wjazd ma nierówną powierzchnię, jakby coś pod nim się załamało, wyżłobione koleiny przechowują wodę długo po ulewach.Już w maju ub. roku pan Wiktor wystosował pismo do urzędu. Prosił o kontrolę wykonania chodnika. Jest on pochylony w kierunku wjazdu i woda spływa na posesję pana Woryny. W ogóle wjazd na jego posesję został podwyższony, co uniemożliwia wjazd w tym miejscu samochodom o niskim zawieszeniu. Pobocze wykonano tak, że przy większym deszczu woda wraz z ziemią spływa do rowu, co zamula drożność mostków. Gdy był stary chodnik z żużla, można było wyżłobić rowek między ulicą a chodnikiem i skierować wodę wzdłuż ulicy. Odcinek Wodzisławskiej, przy której stoi dom Worynów, jest płaski- nieco dalej ulica opada i działa zasada grawitacji. Ale na tym płaskim nie ma ani jednej kratki ściekowej, zresztą nie ma tu kanalizacji i podczas deszczów samochody rozpryskują na boki kałuże.Pan Woryna prosił, by przynajmniej utwardzić mu ów wjazd, choćby żużlem, albo kostką kamienną, którą ma na podwórzu i może ją nieodpłatnie zaoferować.W odpowiedzi przeprowadzono wizję lokalną. Przedstawiciele Komisji Gospodarki Komunalnej, Ekologii i Rolnictwa UM napisali, że istotnie przy wykonawstwie „należało podjąć stosowne działania zmierzające do uniknięcia konfliktów”, ale to zadanie zostanie „potraktowane priorytetowo w trakcie realizacji harmonogramu zadania pt. kanalizacja”.W lutym tego roku, podczas roztopów pan Wiktor napisał kolejne pismo, zdeterminowany dodatkowo odmową przywiezienia węgla. Domagał się rozwiązania sprawy wjazdu. 4 marca na miejsce przybył naczelnik Wydziału komunalnego Andrzej Pałuchowski i Dyrektor Zakładów Techniki Komunalnej Sławomir Zdrojewski. Panowie obejrzeli rów, błotne bajorka na podjeździe. Zdecydowali, że coś jest nie w porządku. Pan Wiktor ponowił ofertę utwardzenia wjazdu kamienną kostką. Ta wizyta dodała mu otuchy, bowiem obaj kontrolujący życzliwie z nim rozmawiali i zapewniali pomoc.Toteż jego zdumienie nie miało granic, gdy kilka dni potem nadeszło pismo z pieczątką „ z up. prezydenta miasta naczelnik Andrzej Pałuchowski” , z następującym zdaniem: ”nie stwierdzono wpływu wykonania chodnika z kostki brukowej na stan nawierzchni wjazdu do posesji. W związku z tym Zarząd Miasta nie wyraził zgody na propozycję utwardzenia nawierzchni przez ZTK.”Co się stało w ciągu tych dni, że naczelnik Pałuchowski diametralnie zmienił ocenę sytuacji?- Podchwyciłem pomysł z kostką. Zrobiłem szkic, obliczyłem powierzchnię, zrobiłem kosztorys robót - przyznaje A. Pałuchowski. -Jednak zarząd uznał, że nic nie będzie tam robić. Jestem tylko wykonawcą poleceń moich zwierzchników, nie mogę decydować.Chodnik kosztował ponad 40 tys. zł. Gdyby chcieć wykonać mostki i wjazdy wszystkim zainteresowanym (nie można tego robić tylko jednemu), to dotyczyłoby 10 posesji, a to już koszt rzędu 90 tys. zł. Nie ma tych pieniędzy w budżecie.Odpowiedź zawarta w tym ostatnim piśmie podważa wyniki dwóch wizji lokalnych, oględzin dokonanych przez komisję radnych i 2 kierowników ważnych jednostek gospodarczych. Ich szef idzie jeszcze dalej.- Budowa chodnika z kostki nie tylko nie pogorszyła sytuacji pana Woryny, ale ją polepszyła - uważa wiceprezydent Józef Dziendziel, odpowiadający w zarządzie za inwestycje. -Wysoki krawężnik nie przepuszcza wody na posesję, zatrzymuje ją na ulicy. Nie rozumiem tego roszczenia pana Woryny. Dlaczego bym miał jednemu utwardzać podjazd, a drugiemu nie? W większości wjazdy mieszkańcy robią sobie sami.Ale mieszkańcy posesji przy Wodzisławskiej mówią co innego. Wybudowano chodnik w sąsiedniej Rogoźnej - wszędzie elegancko wykonano mostki i wjazdy. Słyszeli, że na jednej z ulic odchodzących od Folwareckiej też zbudowano chodnik wraz z wjazdami. Robiło to miasto.- Przecież to ta sama gmina -mówi z żalem Jadwiga Woryna.- Tylko w Rogoźnej sprawy pilnował tamtejszy radny, zainteresowany przebiegiem i jakością prac. A u nas nie ma takiego.Pan Woryna choćby chciał zrobić podjazd, nie może. Z powodu drętwoty rąk. Z trudem może utrzymać lekkie przedmioty, a cóż dopiero mówić o ciężkich kamiennych kostkach. Ponadto kamień graniczny jego posesji jest na wysokości bramy. Teren podjazdu nie należy do niego.100 metrów od posesji pana Woryny stoi reklama, że w Żorach dobrze mieszkać. -Powinni ją zdjąć- uważa Wiktor Woryna, choć zdaje sobie sprawę, że kieruje nim rozdrażnienie...

Komentarze

Dodaj komentarz