Następni bez kasy


Pan Mieczysław, emerytowany górnik, o możliwości uzyskania kredytu bez żyrantów do wysokości 20 tys. zł dowiedział się z reklamy.- Poszedłem tam, zapytałem, jaki kredyt przy moich dochodach (około 2,4 tys. zł netto) mogę dostać. Okazało się, że prawie 12 tys. zł. Kobieta w wypożyczalni powiedziała, że kredyt dostanę w terminie od trzech dni do maksymalnie trzech tygodni. Tymczasem minął już miesiąc, a pieniędzy nie ma.Pan Mieczysław zapłacił 250 zł wadium, złożył też zaświadczenie o dochodach. Od właścicielki wypożyczalni dowiedział się, że jak założy konto w banku, to szybciej dostanie kredyt. Zgodził się. Niedługo potem dostał kartę płatniczą tegoż banku, numer PIN i ulotki informacyjne z telefonami. Tylko pieniędzy nie było. Chcąc wiedzieć, kiedy otrzyma kredyt, chodził niemal codziennie do wypożyczalni, bo mieszka po sąsiedzku. Emeryt mówi, że od właścicielki wypożyczalni dostał namiary na pewnego mężczyznę z Katowic, który również miał mu pomóc załatwić ten kredyt. Żorzanin mógł się z nim kontaktować właściwie tylko dzięki komórce. I dzwonił, kilka razy. Był zapewniany, że pieniądze lada dzień nadejdą. U pana Mieczysława byłem w piątek 22.03 (w poniedziałek 27 marca mijały równo cztery tygodnie od dnia podpisania umowy o przyznanie kredytu). W mojej obecności emeryt rozmawiał telefonicznie z pośrednikiem. Ten zapewniał, że decyzja banku o przyznaniu kredytu będzie jeszcze w tym samym dniu, a już na sto procent w poniedziałek. Pan Mieczysław próbował sam dodzwonić się do banku. Korzystał z dwóch bezpłatnych numerów telefonów z ulotki. Bezskutecznie - za każdym razem odzywała się automatyczna sekretarka, potem połączenie urywało się.- Chciałem się dowiedzieć, czy faktycznie bank chce mi pożyczyć pieniądze. Zacząłem się bać, czy przypadkiem bank na poczet nieprzyznanego jeszcze kredytu zacznie mi ściągać raty z konta.Emeryt dowiedział się od pośrednika z Katowic, że bank i tak nie udzieli mu telefonicznie żadnych wiadomości, póki nie ma decyzji o przyznaniu kredytu. Słowem, numery do banku z ulotki były bezużyteczne. Mężczyzna zastrzegł, że gdyby jednak udało mu się porozumieć z bankiem, to pod żadnym pozorem nie wolno mówić o pobieranym przez wypożyczalnię wadium.To ostrzeżenie podziałało na pana Mieczysława jak kubeł zimnej wody. Postanowił się wycofać i odzyskać dokumenty oraz wadium. Udało mu się skontaktować z bankiem innym kanałem. Dodzwonił się bez problemu. Po tym, co usłyszał, zdębiał:- Przedstawicielka banku powiedziała mi, że żadnych kredytów bez żyrantów nie udzielają. Absolutnie nie pobierają też żadnych opłat wstępnych. Kobieta zażądała numeru telefonu mojego pośrednika. Dałem jej. Oczywiście kredytu nie dostałem.Po tej rozmowie pan Mieczysław poszedł do wypożyczalni. Powiedział, jak się ma sprawa, zażądał zwrotu dokumentów i pieniędzy. Dostał wszystko. Niemniej zamierzał zawiadomić policję.W tym jednak uprzedził go już krewny innej poszkodowanej, pani Józefy, która również chciała kredyt, tyle że o wiele mniejszy, bo w wysokości 2 tys. zł. Umowę podpisała 10 lutego. Zapłaciła wadium 150 zł. Dowiedziała się jednak, że pożyczki w danym banku nie można było załatwić:- Pani zaproponowała mi inny bank. Okazało się, że znów musiałabym zapłacić 150 zł. Zgodziłam się.Pani Józefa ma 660 zł renty. Potrzebuje pieniędzy, bo zalega z opłatami za mieszkanie, kupuje drogie leki. Jest przestraszona, bo dodzwoniła się do banku (innego niż w przypadku pana Mieczysława) i dowiedziała się, że nie może dostać pieniędzy, bo nie wszystkie dokumenty zostały przesłane. Tymczasem, zdaniem pani Józefy, kobieta z wypożyczalni zapewniała, że je przesłała. Gdzie zatem utknęły? Rencistka już machnęła ręką na wadium:- Uważam, że jak ktoś coś załatwia, to niech za to ma pieniądze. Ale zależy mi na dokumentach. Potrzebne mi są przy waloryzacji renty. Poza tym, jakby się okazało, że na moje papiery ktoś inny dostał kredyt, a ja miałabym go spłacać? Nie wiem, co bym zrobiła.Sprawę pani Józefy badają policjanci wydziału przestępczości gospodarczej. Sporządzili notatkę służbową i sprawdzają okoliczności zdarzenia. Do 18 kwietnia powinno się wyjaśnić, czy doszło do przestępstwa oraz czy będzie ono ścigane karnie przez policję, czy też poszkodowanej zostanie tylko droga cywilna i proces w sądzie. Na komendzie usłyszeliśmy, że na pewno sprawa nabierze większego znaczenia, gdyby zgłosiło się więcej osób, które uważają, że zostały oszukane.PS Po pierwszym artykule pt. „Widziałem kredytu cień” do redakcji zadzwoniła z pretensjami właścicielka wypożyczalni, odgrażając się, że będzie żądała zamieszczenia sprostowania. Do tej pory nie doczekaliśmy się obiecanej korespondencji, za to coraz więcej osób skarży się, że zostali oszukani przez wideokredyt.

Komentarze

Dodaj komentarz