20021601
20021601


- Pałacyk po wyprowadzce z niego zespołu szkół rolniczych do nowej siedziby przy ul. Dworcowej we wrześniu 1997 roku stał się dla nas kulą u nogi. Zaczęły się włamania, dewastacja, wybijanie szyb, kradzież elementów metalowych. Jako władze, gminy nie chcieliśmy dopuścić do popadnięcia obiektu w ruinę i podzielenia losu pałacyków w Bojszowach czy Baranowicach. Jesteśmy małą gminą, której nie stać na remontowanie i utrzymanie tej nieruchomości. Prostego wyjścia nie było. Gdybyśmy wyłożyli pieniądze, to ludzie zaczęliby zarzucać nam, że dajemy na pałac, a są inne potrzeby. Nie robiąc niczego, komentowano by: co za gospodarzy ma gmina, skoro pozwala takiemu zabytkowi popadać w ruinę? Dlatego byliśmy zainteresowani kimś, kto przejmie nieruchomość i wyłoży pieniądze na jej remont i utrzymanie.- Sam pan przyznał, że Ornontowice to mała gmina. Dlaczego więc konsorcjum zainteresowało się pałacykiem właśnie tutaj, zamiast poszukać sobie siedziby w bardziej reprezentatywnym - przy całym szacunku dla pana gminy - miejscu, np. w Katowicach, Gliwicach?- W momencie gdy zespół szkół się wyprowadził, pojawiła się u nas firma Adama Urbusia, jedyna w Polsce agencja nieruchomości historycznych. Człowiek ten sprowadzał tu wycieczki zainteresowanych pałacykiem, łącznie z ludźmi Michaela Jacksona. Byli też przedstawiciele Colloseum. Chcieli się ulokować w obiekcie historycznym. Widocznie doszli do wniosku, że stworzą tu siedzibę na miarę firmy, jaką planowali rozwinąć. Plany mieli potężne. Wtedy też rozpoczęliśmy z nimi rozmowy.- Konsorcjum z czasem kupiło pałacyk wraz z obejściem. Jak do tego doszło?- Obiekt należał do skarbu państwa. Jesienią 1997 roku wystąpiliśmy do Urzędu Rejonowego w Gliwicach z propozycją przejęcia go przez gminę, aby móc nim dysponować. W grudniu pałacyk został nam przekazany. W tym też czasie rozpoczęliśmy jego komunalizację, m.in. pomiary geodezyjne, by wytyczyć granice działki. Robiliśmy to, gdyż konsorcjum słało do nas listy, zapewniając, że jest zainteresowane kupnem pałacu. Wydawało mi się to zrozumiałe. Bardziej bym się zastanawiał, gdyby firma nie chciała kupić obiektu, bo to by sugerowało, że chce tylko po cichu znaleźć sobie nową siedzibę, by uciec ze spalonego dla siebie terenu, a potem znowu odejść. Przez cały 1998 rok trwały przygotowania, m.in. przygotowanie wyceny. Zaproponowali utworzenie w pałacu wyższej uczelni. To dało możliwość sprzedaży obiektu bez przetargu. W dodatku był to zabytek, a więc mógł zostać zbyty z bonifikatą. Tym samym wyceniony na 960 tys. obiekt sprzedaliśmy za 640 tys. Dopiero po spłacie całej sumy, w 1999 roku, podpisany został akt notarialny z pięcioletnim planem remontu i zagospodarowania obiektu.- Colloseum odgrodziło się w swoim pałacu, nikt nie mógł tam zaglądać, korzystać. Dziennikarze nie mogli nawet napisać tekstu o remoncie, bo byli przepędzani. Czy nie wydawało się panu to podejrzane? Czy tak zachowuje się uczciwy przedsiębiorca?- Miałem wiele sygnałów od mieszkańców, przyzwyczajonych w przeszłości do swobodnego poruszania się po pałacowym parku, że obiekt stał się zamkniętą enklawą. Odpierałem te głosy stwierdzeniem, że teraz żyjemy w takich czasach, że jak nie będziemy pilnować swojego nosa, to z powodu wandali nie nadążymy z naprawami. Kiedy nastaliśmy jako samorząd, zrobiliśmy w niedalekim gminnym parku festyn. Wcześniej urządziliśmy plac zabaw, daliśmy dużo ławek. Za chwilę huśtawki były powykręcane w sprężynę, a ławki i kosze na śmieci lądowały w parkowej sadzawce! Jednak faktem jest, że Colloseum powinno inaczej potraktować dziennikarzy, przecież to nie są wandale.- Czy konsorcjum wywiązywało się ze swoich zobowiązań?- Oczywiście, remont postępował, byliśmy też informowani o kontaktach firmy z uczelniami. Byłem spokojny, bo konsorcjum miało czas do 2004 roku. Szkoła mieściłaby się w pałacu.- Zaraz, wcześniej mówił pan, że firma odgradzała się w obawie przed wandalami. Przecież w momencie uruchomienia szkoły siłą rzeczy musiałaby się otworzyć na ludzi z zewnątrz.- Czy wandale by studiowali?- A czy odgrodzenie się nie oznaczało, że konsorcjum z góry uznało wszystkich za niszczących cudze mienie?- Nie, dlaczego? Obiekt byłby pilnowany, gdyby pojawili się studenci. Zresztą zakładaliśmy, że w momencie uruchomienia szkoły wieża pałacowa zostałaby udostępniona mieszkańcom, by np. mogli oglądać Ornontowice z góry.- Patrząc na obecną sytuację firmy, zarzuty oszustwa, ucieczkę prezesa, o planach otwarcia szkoły można już chyba mówić w czasie przeszłym?- Dlaczego? Pałacyk zostanie w Ornontowicach.- Ale kto będzie nim zarządzał?- Nie wiemy, jaki jest faktyczny status firmy. Można założyć, że Colloseum ma zadłużenie m.in. wobec skarbu państwa. Ten pałac stanowi przecież pewną wartość i nie wyobrażam sobie sytuacji, że ktoś doprowadzi do jego zdewastowania. W jego remont zostało wtłoczonych 2,5 mln złotych.- Panie wójcie, czy nie zastanawiał się pan, że dla firmy, która - jak można przypuszczać - wiedziała, iż łamie prawo, bezpieczniej byłoby przelać te pieniądze na jakieś konto, np. w szwajcarskim banku, niż wydawać na remont?- Jako wójt chcę podkreślić, że nigdy nie było moim zamiarem pilnowanie prawidłowości funkcjonowania firm na terenie gminy. Nie jestem do tego powołany. Natomiast dziwi mnie postępowanie konsorcjum, bo gdybym nastawił się na machlojki i nawet liczył z więzieniem, to starałbym się ukryć jak najwięcej pieniędzy. Wiedziałbym, że nawet tracąc ich część, po wyjściu na wolność miałbym już odłożone pieniądze.- Chyba że poprzez remont szefowie firmy prali brudne pieniądze?- Powtarzam, nie wnikam w ekonomiczną działalność firm.- Czy pan się cieszy, że konsorcjum trafiło do Ornontowic?- Teraz nie. Gdybym jeszcze raz miał przechodzić te wszystkie zabiegi związane ze sprzedażą zabytku, to wolałbym, żeby to popadło w ruinę. Miałbym przynajmniej święty spokój. A tak w tej sprawie byłem przesłuchiwany już chyba przez wszystkie możliwe służby: od wydziału przestępstw gospodarczych policji, poprzez prokuraturę, RIO - aż do UOP.

Komentarze

Dodaj komentarz