Prokurator się wyparł


Kolejna rozprawa głośnego procesu odbyła się 8 kwietnia w Sądzie Rejonowym w Raciborzu. Na ławie oskarżonych zasiedli sierżant sztabowy Marek K., starszy posterunkowy Adam K. i młodszy aspirant Rajmund P. Dwaj pierwsi w dniu zdarzenia patrolowali Rybnik, trzeci był oficerem dyżurnym.Przypomnijmy: incydent będący przyczyną procesu miał miejsce 3.09.1998 roku. Marian K. wracał z pracy do domu. Na ul. Kościuszki, przy skrzyżowaniu z Chrobrego, najechał swoim renault 19 na volkswagena golfa. Prokurator wylegitymował się poszkodowanemu i powiedział, że pokryje wszystkie szkody. Obaj kierowcy postanowili przestawić samochody na ulicę Chrobrego. Okazało się jednak, że golf z powodu uderzenia był unieruchomiony, odjechał więc tylko Marian K.W tym czasie ul. Kościuszki jechał policyjny patrol. Poszkodowany kierowca zatrzymał go i zrelacjonował zdarzenie. To są fakty. Dalszy ciąg opisu zdarzenia opiera się na relacjach stron. Zdaniem oskarżonych policjantów prokurator był nietrzeźwy. Funkcjonariusze wezwali patrol drogówki do zajęcia się kolizją. W tym czasie prokurator wsiadł do auta. Marek K. wspomina, że po kilku minutach gwałtownie ruszył. Policja zaczęła pościg. Poprosiła o wsparcie. Auta jechały ulicą Kościuszki, potem Powstańców Śląskich i pod prąd ulicą Sybiraków. Renault jechał około 100-130 km/godz., łamiąc jeszcze wiele innych przepisów. Wreszcie prokurator dojechał do ul. Małej, jak się okazało - do swojej posesji. Policjant opowiada, że mężczyzna wyzwał ich od pachołków, a potem popchnął go na swoje auto, skutkiem czego funkcjonariusz rozciął palec o rozbity reflektor. Na miejscu pojawili się policjanci poproszeni o wsparcie w akcji. Prokuratorowi nałożono kajdanki i zawieziono na komendę, by poddać go badaniom na alkomacie.Marek K. złożył potem zawiadomienie o naruszeniu jego nietykalności cielesnej. Sprawę badała prokuratura w Zawierciu, która umorzyła śledztwo, uznając, że prokurator Marian K. nie przekroczył prawa. Z uzasadnienia wynika, że to policjanci byli winni całemu zdarzeniu. Ze swojej strony również Marian K. złożył doniesienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa przez funkcjonariuszy policji w postaci przekroczenia uprawnień. Tę sprawę rozpatrywała prokuratura w Tychach. Również umorzyła, twierdząc, że postępowanie policji miało znikomą szkodliwość czynu. Prokurator Marian K. złożył zażalenie na tę decyzję w Prokuraturze Okręgowej w Katowicach, która jednak go nie uznała. Zażalenie zostało przekazane do rozpatrzenia do Sądu Rejonowego w Rybniku, a ten skierował je do sądu w Raciborzu jesienią 2000 roku. Proces trwa do dziś.Na ostatniej rozprawie przesłuchiwany jako świadek policjant zeznał: - Przed domem prokurator wygrażał mi, mówił, że mnie zapamięta i zwolni z pracy. Pamiętam też, że był wówczas nietrzeźwy, wskazywało na to jego zachowanie i wygląd zewnętrzny.Zeznania przed sądem złożył także sam skarżący. Wersja zdarzeń, którą przedstawił, zasadniczo różni się od opisu policjantów. Prokurator powiedział, że jego wersja była jedyną, jaka miała miejsce. Zeznał m.in., że w ogóle tego dnia nie spożywał alkoholu:- Podszedłem do policjantów, powiedziałem, że jestem sprawcą, przedstawiłem się. Policjant wziął moją legitymację służbową i powiedział, że taką na targu można sobie kupić. Nie dyskutowałem z policjantami, bo ich słowa zdenerwowały mnie. Powiedziałem im, że w razie czego wiedzą, gdzie mnie szukać. Wsiadłem do samochodu. Jakiś czas w nim siedziałem, potem odjechałem, bo uznałem, że skoro wszystko załatwiłem z poszkodowanym, to moja obecność jest zbędna. Normalnie włączyłem się do ruchu. Niedaleko domu zauważyłem jadących na sygnale policjantów. Nie kojarzyłem, że mogą jechać za mną. Zatrzymałem się przed garażem. Potem wszystko potoczyło się szybko. Podjechał radiowóz. Wyszedłem z auta, policjanci złapali mnie za ramiona, rzucili twarzą na maskę samochodu, potem na ziemię. Nie zdążyłem zareagować. Jeden z policjantów przyciskał mi głowę do ziemi, inny, nie wiem kto, zaczął zakładać kajdanki. Wybiegła moja żona, która zaczęła krzyczeć, że jestem prokuratorem, żeby mnie puścili. Nie pamiętam, żeby policjanci w jakiś sposób na to zareagowali. Nie mogłem wykonać ruchu, nie stawiałem oporu. Zawlekli mnie do radiowozu.Prokurator zdecydowanie zaprzeczył, że ubliżał policjantom. Mówił, że proszono go, by nie składał zawiadomienia o popełnieniu przez policję przestępstwa. Jak twierdzi, chciał tak zrobić, mając na uwadze spokój rodziny. Na umówionym spotkaniu z Markiem K. w prokuraturze rybnickiej policjant miał od niego zażądać pieniędzy. Prawdopodobnie za poniesione straty moralne.- W jego obecności podpisałem oświadczenie o nieskładaniu zawiadomienia. On podobnego nie podpisał. Dwa-trzy dni później dowiedziałem się, ze złożył zawiadomienie do prokuratury o naruszeniu jego nietykalności cielesnej. Ja, mając tym samym nóż na gardle, też złożyłem zawiadomienie.Prowadzący rozprawę sędzia po wysłuchaniu zeznań, a także oświadczenia Marka K., zdecydowanie odrzucającego zarzuty o próbę wyciągnięcia pieniędzy od prokuratora, przerwał rozprawę do 7 maja.

Komentarze

Dodaj komentarz