Zdjęcia: archiwum KMP w Gliwicach
Zdjęcia: archiwum KMP w Gliwicach

Kiedy odebrany zostaje telefon z informacją o bombie, do akcji muszą włączyć się wszystkie służby ratunkowe. Obiekt, w którym ma znajdować się ładunek, powinien zostać jak najszybciej zabezpieczony, a znajdujący się w nim ludzie wyprowadzeni w bezpieczne miejsce. Zajmuje się tym straż pożarna. Rolą pogotowia ratunkowego jest z kolei pomoc ewentualnym ofiarom. Nawet jeśli okazuje się, że zagrożenia nie było, ludzie na skutek ewakuacji doznają szoku. Ważne zadanie spoczywa również na pogotowiach gazowym i energetycznym. Na pierwszym spoczywa odpowiedzialność za odcięcie dopływu gazu, na drugim – prądu. – Dopiero na tak zabezpieczony teren wprowadzani są pirotechnicy policyjni oraz psy szkolone do wykrywania ładunków wybuchowych – wyjaśnia asp. sztab. Marek Słomski, oficer prasowy gliwickiej policji. Dodaje, że na terenie działania gliwickiego garnizonu w minionym roku było trochę działań związanych z wszczynaniem fałszywych alarmów, średnio dwa w miesiącu. Policja może pochwalić się skutecznością w zatrzymywaniu ich autorów. Namierzeni sprawcy trafiają w ręce przed oblicze sądu. Gdy ich wina zostanie udowodniona, muszą pokryć koszty akcji ratunkowej. Fałszywe alarmy to duża uciążliwość, bo odciągają policjantów od innej pracy. To także niemałe obciążenie dla kieszeni polskich podatników. – Te koszty każdorazowo są inne. Wszystko zależy od tego, jakie siły są zaangażowane w akcję. Mniejsze, gdy akcję zabezpieczamy własnymi siłami, większe, gdy przyjeżdżają antyterroryści i pirotechnicy z województwa. Jednak koszty, jakie ponosi sama policja, oscylują od kilku do powyżej 10 tys. zł – tłumaczy Słomski. Policja skrupulatnie korzysta ze zdobyczy techniki. To pozwala na szybkie ustalenie sprawców. Czasem informator nie zdąży wyjść z budki telefonicznej, z której straszy bombą, a obok niej już czekają funkcjonariusze. – W przypadku każdego alarmu błyskawicznie weryfikujemy, skąd pochodzi sygnał. Ściśle współpracujemy w tym zakresie z operatorami sieci komórkowych i stacjonarnych. Dzisiaj jesteśmy w stanie ustalić nie tylko osobę dzwoniącą z telefonu stacjonarnego, abonenta komórkowego, ale nawet dzwoniącego z komórki na kartę – wyjaśnia Marek Słomski. Dzięki stacjom telefonii komórkowej dany telefon jest lokalizowany z dokładnością do 150 metrów. Jeśli ktoś dzwoni z budki telefonicznej, z ustaleniem numeru i miejsca też nie ma problemu, choć – jak przyznaje Słomski – sprawa jest trochę trudniejsza. – Po lokalizacji budki zaczynają pracę nasi technicy. Ściągają i zabezpieczają linie papilarne, typują ewentualnych sprawców. Prędzej czy później sprawca wpada – wyjaśnia rzecznik. Rzecznik przytacza dwa przypadki, które miały miejsce w ostatnim miesiącu minionego roku. Przed Wigilią dwaj bracia z nudów zaczęli wydzwaniać do prywatnych osób, nawet do Warszawy. Poinformowali, że w dwóch blokach, na dwóch różnych osiedlach są podłożone bomby, i zażądali okupu. Jeśli ten w wysokości 10 tys. zł nie zostanie zapłacony, to bomby wybuchną o godz. 23. Trzeba było ściągnąć pirotechników, postawić na nogi wszystkie służby ratownicze oraz ewakuować mieszkańców osiedli, zapewniając im noclegi. Uruchomiliśmy procedury wspólnie z Gliwickim Centrum Ratownictwa i sprawcy zostali namierzeni – opowiada Słomski. W drugim przypadku sprawcę namierzył dzielnicowy. – Człowiek zadzwonił, że w jednym ze sklepów jest bomba. Tej oczywiście nie było. Dowcipniś został zatrzymany już na drugi dzień. Dzielnicowy zauważył w parku trzech młodych ludzi, którzy siedzieli na oparciu ławki. Policjant podszedł zwrócić im uwagę i wylegitymował ich. Jeden z nich był notowany za kradzieże. Sprawdził więc jego telefon komórkowy. Okazało się, że jedno z ostatnich połączeń było wykonane na numer 997. Ponieważ złodziej raczej na policję nie dzwoni, dzielnicowy sprawdził numer w bazie danych i okazało się, że to z tego telefonu dzwoniono z informacją o ładunku wybuchowym. Najczęściej informacje o rzekomym podłożeniu bomby dotyczą szkół, sądów i banków. Wśród zidentyfikowanych przez policję sprawców fałszywych alarmów są dzieci w wieku od 10 do 15 lat, kobiety, młodzież i dorośli. Motywem działania dzieci jest najczęściej strach przed klasówką czy egzaminem. Ci, którym zależy na przerwaniu rozprawy, informują o bombie w sądzie. Rozochoceni alkoholem dzwonią, by zaimponować odwagą kumplom od kieliszka. Kiedy wpadną, tłumaczą się, że chcieli zobaczyć w akcji oddziały antyterrorystyczne policji, bądź głupotą.

Komentarze

Dodaj komentarz