Osobliwe święto


Żorskie Święto Ogniowe ma już 300 lat. To jedyna tego rodzaju uroczystość w Polsce. Tutejsze stowarzyszenie Niezwykłe Rekordy Żor postarało się, by wpisano je do Polskiej Księgi Rekordów i Osobliwości. W tym roku, kiedy miasto obchodzi swe 730-lecie, święto ogniowe będzie obchodzone szczególnie uroczyście.Żory w przeszłości dotykały liczne pożary. Drewnianą, ciasną zabudowę każdorazowo pożar wypalał niemal doszczętnie. Aleksandra Matuszczyk-Kotulska wymienia w „Kalendarzu Żorskim 2002” wielkie pożary: 18 sierpnia 1583 roku spłonął kościół farny i połowa miasta przy górnej bramie, 17 maja 1661 roku w ogniu zginęło 15 osób, z dymem poszedł kościół, szpital i dolne przedmieście, 11 maja 1702 roku spłonął rynek wraz z ratuszem, 15 sierpnia 1807 roku spaliło się doszczętnie 150 domów i budynków publicznych, pożary w 1841 i 1848 roku pochłonęły 88 stodół.Pożogom próbowano się przeciwstawić. W XVIII wieku powstał „Porządek do gaszenia pożarów” – starannie opracowany zbiór przepisów odnośnie budowania i obchodzenia się z ogniem. Preferowano budynki murowane, zabezpieczanie kominów i dochodzących do nich ścian, poza miasto przeniesiono warsztaty pracy, gdzie używano otwartych palenisk (kowale), ognia nie wolno było używać w nocy (zwłaszcza łuczyw na strychach i w komórkach), wreszcie zobowiązano mieszkańców do wyposażania domostw w taki sprzęt jak np. bosaki, piasek, haki, wiadra. W końcu w 1881 roku powstała ochotnicza straż pożarna, która przyjęła nazwę Związek Ratowania i Gaszenia Pożarów.Najdramatyczniejszy był żywioł z 11 maja 1702 roku. „Tego dnia wrócił z przyjęcia Andrzej Peisker – pisze A. Matuszczyk-Kotulska. Albo gospodarze przyjęcia nie ugościli go nazbyt, albo człek był z niego srogi, skoro po przyjściu zażądał pieczeni z zająca”.Od tej pieczeni powstał pożar, który całe miasto zamienił w popiół. Ponoć gdy sam burmistrz Marcin Scholz znalazł się w niebezpieczeństwie, wtedy na pomoc pośpieszył mu jego najzagorzalszy wróg – Adam Hok. Niestety spadające drzewo zablokowało im drogę odwrotu i obaj zatruli się czadem.Przerażenie, poczucie klęski zdominowało myśli ludzi, którzy uznali, że Bóg ich karze, więc trzeba go przebłagać. Błagalna procesja ruszyła jeszcze po tlącym się pogorzelisku. Mieszkańcy złożyli ślubowanie, że co roku w intencji odwrócenia od miasta tych klęsk będą szli w procesji od kościoła na rynek. I tak jest od tamtego roku, z przerwą w latach okupacji – aż do 1957 roku.11 maja, przed zapadnięciem zmierzchu, po mszy w kościele pw. św. Apostołów Filipa i Jakuba formuje się orszak. Na przedzie dzieci i młodzież, ksiądz, rajcy, rzemieślnicy i mieszkańcy – wszyscy z pochodnią w ręku. Pójdą dziękować za to, co dobre, i prosić o łaskę.Brakło jej w 1945 roku, gdy po raz ostatni miasto legło w gruzach i pożar trawił je przez trzy dni. Ludzie mówią, że to kara za tę wojenną przerwę, niedotrzymanie ślubowania. Ale wspólnym wysiłkiem stary rynek odtworzono, ozdobiono zielenią i fontanną. Znów, jak przed laty, strzeże go kamienna figura św. Jana Nepomucena. Czy groźny żywioł, który tak sobie upodobał to miasto, odezwie się czy też zamilkł na wieki?

Komentarze

Dodaj komentarz