W miniony piątek pan Zygmunt poczuł się trochę lepiej, więc zjawił się w redakcji „Nowin”, by opowiedzieć o wszystkim. – Nie chcę więcej oberwać pięścią, kamieniem czy kopniakiem od zdemoralizowanego młodego człowieka. Nie mam już czym naprawiać dziur w dachu i ogrodzeniu, mam dość ciągłego wstawiania nowych szyb – wylicza. Jak dodaje, w tym roku chuligani w sile dwóch chłopaków i dziewczyny w wieku ok. 14 lat zaczęli swoje zabawy dość późno, bo 18 lutego. – Wcześniej widać nie pasowała im pogoda – zauważa pan Zygmunt. Ok. godz. 17.30 z pobliskiego nasypu kolejowego, gdzie gromadzi się banda, na dach jego domu posypały się kamienie.
– Kiedy krzyknąłem, młodzi uciekli w kierunku parku za domem kultury. Poszedłem za nimi. Chłopcy mieli na głowach kaptury, chowali się za urządzenia wentylacyjne, a potem zniknęli za przychodnią – opowiada pan Zygmunt. Dziewczynę spotkał później, idąc do sklepu. – Blondynka, włosy do ramion. Rozmawiała z koleżankami w rejonie bloków nr 25 i 21. Uciekła na mój widok – relacjonuje starszy pan. 25 lutego o godz. 20 znowu usłyszał łomot kamieni padających na dach. Wybiegł na podwórko tak, jak stał, w dresie i pantoflach. Chwilę później kamienie zaczęły też spadać na przejście między domem a budynkiem gospodarczym. Gospodarz mówi, że chyba cudem nie oberwał żadnym z nich. Po cichu otworzył furtkę i ruszył w kierunku nasypu, gdzie zobaczył swoich prześladowców.
Rozpierzchli się na jego widok, a on poszedł za nimi. Dostrzegł ich w rejonie bocznego wejścia bloku nr 27. Rozmawiali z kumplem, wyglądającym na 16 lat. Kiedy chłopcy i dziewczyna go zauważyli, zawrócił do domu. Nie spodziewał się podstępu. Tymczasem jeden z chłopców wraz 16-latkiem okrążył blok i dogonił go, a z drugiej strony nadszedł drugi chłopak z dziewczyną. – 16-latek powiedział wtedy: chodź tu, gnoju. Dziewczyna też zaczęła mnie wyzywać. Odepchnąłem ją i zacząłem się cofać. Wtedy 16-latek wymierzył mi potężny cios w zęby, który zwalił mnie z nóg. Chwilę później poczułem kopnięcie w potylicę za lewym uchem, a potem w czoło i w oko. Chyba na krótko straciłem przytomność, bo kiedy rozejrzałem się, nie było już nikogo – opowiada pan Zygmunt.
W bójce stracił pantofle, więc do domu doszedł w skarpetkach. Tu zobaczył, że jest cały zakrwawiony i ma rozcięty łuk brwiowy. Chwilę później usłyszał brzęk tłuczonego szkła. Okazało się, że napastnicy wrócili i wybili kamieniem szybę w oknie. Gruszczyk wezwał policję, która zabrała go do komendy, gdzie czekała już karetka. – Lekarz przeprowadził obdukcję i opatrzył rany. Rano kazał zgłosić się do przychodni po zastrzyk przeciwtężcowy. Muszę też chodzić do okulisty, bo wewnątrz oka po pobiciu powstał duży krwiak – żali się starszy pan. Sprawą zajęła się policja. Pytanie tylko, co to da.
Komentarze