Krystyna Janik przegląda dokumenty, na mocy których ma opuścić swoje dotychczasowe mieszkanie. Zdjęcie: WACŁAW TROSZKA
Krystyna Janik przegląda dokumenty, na mocy których ma opuścić swoje dotychczasowe mieszkanie. Zdjęcie: WACŁAW TROSZKA

Krystyna Janik, 55-letnia rencistka z Rybnika, otrzymała nakaz eksmisji, na mocy którego wraz z 12-letnią córką ma przenieść się z lokalu spółdzielczego do socjalnego, będącego, jak twierdzi, w ruinie. Ma żal i do Rybnickiej Spółdzielni Mieszkaniowej, i do Zakładu Gospodarki Mieszkaniowej, które przedstawiają swoje racje.
Pani Krystyna zajmuje mieszkanie o powierzchni 60 m kw. w osiedlu Nowiny, w zasobach RSM. Jak wyjaśnia, jej sytuacja pogorszyła się w 2003 roku, kiedy to z uwagi na stan zdrowia musiała przejść na rentę inwalidzką. Przyznano jej 690 zł miesięcznie, więc była w stanie płacić jedynie połowę czynszu, co zaowocowało nakazem eksmisji do lokalu socjalnego w budynku przy ul. Matejki. Jej zdaniem nie nadaje się on do zamieszkania, choć w RSM usłyszała, że został wyremontowany ze środków Unii Europejskiej. – Są tam gołe tynki, ze ścian wystają rury. Nie ma kranów, są dziura zamiast sedesu i piec kaflowy, bo nie ma centralnego ogrzewania. Nie wiem, jak poradzę sobie np. z wnoszeniem węgla – żali się kobieta.
Dostała siedem dni na podpisanie umowy najmu i 14 na wyprowadzkę. Stwierdza, że nie zdoła przenieść się w tak krótkim czasie, bo musi przecież wyremontować i urządzić lokal. – Tymczasem jeśli nie opuszczę obecnego mieszkania w wyznaczonym terminie, grozi mi eksmisja komornicza, a to narazi mnie na ogromne koszty. Bezduszność urzędników jest przerażająca. Nie chcą ze mną rozmawiać i traktują jak podgatunek człowieka – rozkłada ręce pani Krystyna. Jan Podleśny, dyrektor ZGM, wyjaśnia, że zakład nie ma nic wspólnego z eksmisją. – Jeśli spółdzielnia ma sądowy wyrok, to na jej wniosek gmina wskazuje tylko lokal socjalny dla danej osoby – wyjaśnia.
Dementuje też informacje o tym, jakoby blok wyremontowano za unijne pieniądze, oświadcza ponadto, że w budynku przy ul. Matejki nie ma złych warunków. Są tam nawet mieszkania, które wykupili najemcy, aczkolwiek lokale socjalne podlegają innym rygorom, bo norma to pięć m kw. na osobę plus cztery m kw. na kuchnię, muszą być doprowadzone energia elektryczna i woda, ale łazienki już nie musi być. – Jeśli ta pani uważa, że mieszkanie to ruina, powinna była zgłosić nam swoje zastrzeżenia – podkreśla dyrektor Podleśny. Stanisław Lenert, prezes RSM, wyjaśnia z kolei, że pani Krystyna już w 2001 roku została wykluczona ze spółdzielni, bo ma 8,6 tys. zł długu, czyli więcej, niż wpłaciła tytułem wkładu mieszkaniowego. – Sześć lat temu zwróciła się o rozłożenie spłaty zadłużenia na raty. Rozłożyliśmy jej płatności na dwa lata, ale ona nie uregulowała należności, nie reagowała na wezwania, które wysyłaliśmy w 2003 i 2004 roku, przestała interesować się sprawą. Jak ustaliliśmy, przebywała za granicą. Nasze kontakty ograniczały się do wymiany korespondencji – mówi prezes Lenert. Pani Krystyna nie zgadza się z zarzutami prezesa, bo za granicą bywała jedynie od czasu do czasu, z wizytą u drugiej córki. – Poza tym do 2003 roku pracowałam, więc nie mogłam wyjechać. Kiedy przeszłam na rentę, odwiedzałam córkę, ale na krótko – twierdzi. Wypada dodać, że jej uwagi odnośnie lokalu socjalnego były w części uzasadnione.
Znalazło to potwierdzenie 24 kwietnia (na tego właśnie dnia ustalono pierwszy termin przekazania kluczy), kiedy na miejscu zjawiła się pracownica ZGM-u i zlokalizowała braki. Zakład skierował tam ludzi, którzy naprawią, co trzeba. Kolejny termin przekazania mieszkania wyznaczono na 7 maja. Być może jednak przeprowadzka nie będzie konieczna. RSM ma wypracowaną procedurę postępowania wobec zadłużonych lokatorów, którzy nie płacą czynszu. – Każdy przypadek jest inny. Wiemy, że ludziom brakuje pieniędzy, a niektórzy żyją w nędzy. Nie jesteśmy bezduszni i nie rzucamy się od razu do eksmitowania. Najpierw staramy się rozłożyć płatności na raty, ewentualnie załatwić lokal mniejszy, tańszy, nieraz umarzamy odsetki najuboższym – mówi prezes. Jak stwierdza, nie obawia się zarzucenia jemu lub spółdzielni jakiegokolwiek braku dobrej woli w przypadku Krystyny Janik. Podkreśla też, że sprawa wciąż jest możliwa do załatwienia, i to niezależnie od wyroku. – Gdyby ta pani przyszła, zadeklarowała uregulowanie długu i uzupełnienie wkładu, pozostałaby w obecnym lokalu, bo nie ma sytuacji bez wyjścia, ale trzeba wykazać dobrą wolę. My jesteśmy do dyspozycji – deklaruje prezes Lenert.

PS: Imię i nazwisko Czytelniczki zostały zmienione

Komentarze

Dodaj komentarz