Aleksander Maciałczyk, pracownik schroniska, z psem, który błąkał się na terenie Knurowa
Aleksander Maciałczyk, pracownik schroniska, z psem, który błąkał się na terenie Knurowa

W rybnickim schronisku dla psów, które prowadzi Rolnicza Spółdzielnia Produkcyjna w dzielnicy Wielopole, przebywa obecnie aż 315 bezpańskich psów różnych ras. Jego kierownik Piotr Plucik jest przerażony tą liczbą.
– Bezpańskie psy były zawsze, ale ostatnio skala zjawiska narasta w niepokojący sposób. Coraz częściej obserwujemy przypadki pozbywania się psów starych i schorowanych, wymagających opieki. To smutne, że ludzie jak zużytych kapci pozbywają się psa, który swoje odsłużył. Nie wiem, czy nie chce im się chodzić do weterynarza, czy większym problemem są koszty leczenia – zastanawia się kierownik. Jak dodaje, tylko w ostatnim czasie do ośrodka trafiły półślepy pekińczyk, podstarzały sznaucer olbrzymi i doberman, a więc rasowe stworzenia, które na pewno się nie zagubiły, skoro nikt ich nie szukał. Inna sprawa, że w schronisku odbierają coraz mniej telefonów w sprawie zwierząt, które gdzieś się straciły (a to też o czymś świadczy), coraz częściej natomiast opiekują się stworzeniami, które zbytnio wyrosły. – Dzieci dostały w prezencie miłego szczeniaczka, który jednak urósł i zaczął być problemem – stwierdza Piotr Plucik.

Oddać legalnie
Jak podkreśla, można legalnie oddać psa do schroniska, ale trzeba zapłacić. Standardowa opłata, wynikająca z kosztów, które musi ponieść placówka, wynosi 200 zł. Kierownictwo obniża ją czasem w przypadku osób ubogich, emerytów czy rencistów. Niekiedy odbiera telefony z pytaniem o możliwość pozostawienia psa. – Gdy potem zdarza się, że ktoś podrzuca czy wyrzuca zwierzę z samochodu gdzieś w okolicy, zastanawiamy się, czy nie jest to pokłosie tych telefonów. Kiedyś próbowałem spisywać numery rejestracyjne takich aut, ale procedury związane z ustalaniem właściciela okazały się tak skomplikowane, że dałem sobie spokój – opowiada Piotr Plucik. Jak dodaje, gdyby ktoś miał przywiązać psa do drzewa w lesie i skazać go na męczarnie, to niech już lepiej przywiezie go w okolice schroniska.
Ostatnio z premedytacją wziął się na sposób: wypytuje o powody osoby, które chcą zostawić zwierzę, i zapisuje je do kolejki, gdzie czeka się około miesiąca. Stosunkowo często zapisani rezygnują z oddania psa po upływie tego terminu. – Ale tak to już jest, że często taką decyzję podejmuje się pod wpływem jakiegoś impulsu, gdy nasz pupil np. wykopie w ogródku kolejne drzewko. Po kilku dniach złość nam jednak przechodzi i wszystko wraca do normy. Z moich wyliczeń wynika, że tak dzieje się w ok. 40 proc. przypadków osób zapisanych do tej kolejki – wyjaśnia kierownik. Na pytanie, ile zwierząt ma szanse na adopcję, odpowiada, że nie jest najgorzej, aczkolwiek ostatnio ze względu na remont ul. Gliwickiej dojazd do ośrodka był utrudniony, więc docierało tu niewiele osób.

Nie ma obowiązku
Kilka lat temu głośno mówiło się o znakowaniu psów poprzez wszczepianie elektronicznych czipów z zakodowaną informacją o właścicielach, które miały rozwiązać problem porzucania. Piotr Plucik wyjaśnia, że pomysł nie doczekał się realizacji na szeroką skalę z powodu przede wszystkim braku takiego obowiązku, wynikającego z przepisów. – Dlatego też decydują się na to praktycznie tylko osoby, które wyjeżdżają za granicę i chcą zabrać ze sobą swojego psa, a do tego konieczne jest wyrobienie mu paszportu, gdzie musi być informacja o wszczepieniu czipa – tłumaczy Piotr Plucik. Stwierdza też wprost, że jego zdaniem w najbliższym czasie sytuacja bezpańskich psów raczej się nie poprawi.
– Dobrze przynajmniej, że możemy liczyć na przychylność ludzi, którzy często dzwonią do nas z informacjami, że tu czy tam wałęsa się bezpański pies. W takich przypadkach prosimy ich zazwyczaj, żeby spróbowali zapędzić takie zwierzę na podwórko albo gdzieś przytrzymać, bo przecież raz-dwa może uciec i cały nasz przyjazd pójdzie na darmo. Ostatnio nasi informatorzy coraz częściej faktycznie nam pomagają, choć niekiedy są zdziwieni, że nie mamy przy sobie broni palnej i nie zamierzamy strzelać do żadnego psa – mówi Piotr Plucik.



Ostatnio w ciągu raptem dwóch dni do rybnickiego schroniska trafiło aż 14 psów, które trzymała pewna niezrównoważona starsza kobieta, zajmująca lokal komunalny przy ul. Piasta. Sama mieszkała w chlewiku, ale psom zostawiła wszystkie swoje pokoje i kuchnię. Jak podkreśla kierownik Piotr Plucik, takie przypadki zdarzają się na szczęście stosunkowo rzadko. (WaT)

Komentarze

Dodaj komentarz