Wbicie każdej łopaty poprzedza teraz saperskie rozpoznanie. Wszędzie stoją też tabliczki ostrzegawcze
Wbicie każdej łopaty poprzedza teraz saperskie rozpoznanie. Wszędzie stoją też tabliczki ostrzegawcze


Właśnie za sprawą pocisków z ostatniej wojny, o które co jakiś czas zahacza ciężki sprzęt, na placu budowy na terenie Dębieńska do drogowców dołączyli saperzy. Obecnie dzień pracy wygląda tu inaczej niż wtedy, kiedy „Nowiny” pisały o pierwszych znaleziskach. Teraz wbicie każdej łopaty jest poprzedzane rozpoznaniem pirotechnicznym, a do tej pory saperów wzywano po wykopaniu czegoś podejrzanego i zawsze okazywało się, że słusznie, bo wywozili amunicję czy pociski artyleryjskie. Ta procedura powodowała przerwy w pracy. Inwestor w obawie przed opóźnieniem robót wynajął więc prywatną firmę saperską. To Uni Saper z Brzegu, która nadzoruje ten etap budowy A1, dbając o bezpieczeństwo pracowników i całej inwestycji.

Znowu pociski
Fachowcy muszą dokładnie sprawdzić i usunąć zagrożenia jeszcze przed rozpoczęciem robót. Ostatnie niewybuchy wywozili w minioną środę, 13 czerwca. Było ich sporo. – Przeszukaliśmy hektar powierzchni i znaleźliśmy kilkadziesiąt pocisków – mówi Ryszard Janklowski, jeden z szefów z Uni Sapera. – Jeżeli pocisk ma zapalnik, a tak jest w ok. 90 procentach przypadków, to istnieje realne zagrożenie, że dojdzie do wybuchu – mówi st. chorąży Tomasz Znojkiewicz z patrolu. Jak dodaje, amunicja z czasów drugiej wojny stanowi śmiertelne zagrożenie dla budowlańców. Wystarczy przecież poruszyć zardzewiały zapalnik, by doprowadzić do eksplozji.
Sylwester Kasperek z oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad w Katowicach przyznaje, że znaleziska utrudniają prace. Pozostaje też kwestia bezpieczeństwa i robotników, i okolicznych mieszkańców. Ani jedni, ani drudzy nie chcą mówić o strachu. Niektórzy nawet bagatelizują sprawę. – Czego się bać? Jak się coś znajdzie, to przerywamy robotę i czekamy na saperów, którzy usuwają zagrożenie – stwierdzają budowlańcy. Saperska ochrona kosztuje, ale w GDDKiA twierdzą, że pieniądze nie grają tu roli. Nadzór będzie kosztował może nawet milion zł, a prace poszukiwawcze mogą potrwać około trzech, czterech tygodni.

To kosztuje
Tymczasem szef Uni Sapera jest przekonany, że w ziemi czekają kolejne niespodzianki, bo wiele wskazuje na to, że w czasie ostatniej wojny znajdowały się tu stanowiska ogniowe. – Wiemy, że rozminowanie placu budowy pociągnie za sobą dodatkowe koszty, ale nie powinno to naruszyć budżetu całej inwestycji. Wcześniej nie sposób było przewidzieć tej sytuacji, bo starych arsenałów nie ma przecież na mapach. Trudno powiedzieć, czy chodzi o kilometr, dwa czy więcej. To wykażą poszukiwania – mówi Sylwester Kasperek. Poszukiwania z pewnością spowodują jednak jakieś opóźnienia w budowie. Oby nie były one za duże. W miejscach ujawnienia znalezisk pojawiły się tabliczki ostrzegawcze. Mają one odstraszać wszystkich poszukiwaczy przygód i osoby ciekawskie.



Problemy z wybuchowymi znaleziskami mają nie tylko budowniczy odcinka A1 w Dębieńsku. 13 czerwca wykonawcy fragmentu autostrady w Knurowie natrafili na dwa pociski artyleryjskie. Prace trzeba było przerwać na kilka godzin, bo wezwani saperzy w tym czasie rozbrajali kolejny arsenał w Dębieńsku. W czwartek, 14 czerwca, robotnicy remontujący łącznik ul. Wielopolskiej z rondem Europejskim (obok ronda Gliwickiego) w Rybniku wykopali pocisk artyleryjski kaliber 150 mm, który groził eksplozją. Wcześniej na ul. Cegielnianej znaleziono pocisk moździerzowy. Trzeba było ewakuować 15 osób. 1 czerwca przy układaniu kanalizacji w Żorach Roju znaleziono wojenny skład amunicji. Tego samego dnia na terenie budowy domu jednorodzinnego przy ul. Żeromskiego znaleziono pojedynczy niewybuch. (MS)

Komentarze

Dodaj komentarz