Taśma sortownicza w żorskich zakładach komunalnych. Dzielenie odpadów na tzw. frakcje odbywa się ręcznie, bo żadna maszyna nie oddzieli np. plastikowej butelki białej od kolorowej
Taśma sortownicza w żorskich zakładach komunalnych. Dzielenie odpadów na tzw. frakcje odbywa się ręcznie, bo żadna maszyna nie oddzieli np. plastikowej butelki białej od kolorowej


To samo mówią np. specjaliści z Polskiej Izby Gospodarki Odpadami. Na stronach internetowych można przeczytać ich opinie, z których wynika, że podwyżka będzie sztuką dla sztuki, bo jeszcze pogorszy sytuację. W efekcie pojawi się więcej dzikich wysypisk, w dodatku nasz rynek śmieciowy jest daleki od doskonałości. Na zmiany potrzeba lat. Mimo to resort, który tłumaczy się troską o przyrodę i dyrektywami unijnymi, zamierzał wprowadzić podwyżkę od 1 lipca. Wywołało to jednak na tyle gorącą debatę społeczną, że odłożył sprawę do 1 stycznia przyszłego roku. Oznacza to, że wkrótce wszyscy dostaniemy po kieszeni, i to niezależnie od tego, czy śmieci wywozi nam firma gminna, czy prywatna.
Tylko bat
I jedna, i druga będą przecież musiały zapłacić więcej administratorowi składowiska, zatem podniosą ceny dla przewoźników, a ci przerzucą koszty na mieszkańców. W interesie tych ostatnich byłoby zaprzestanie produkowania śmieci, a to niemożliwe. Wyjściem jest selektywna zbiórka, ale nie wszystko nadaje się do odzysku, w wielu przypadkach wyczerpały się już możliwości, problemem są też ogromne koszty. Choć więc istnieje sporo odbiorców surowców wtórnych (tzw. recyklerów), to barierą rozwoju tego rynku są pieniądze. Tak twierdzi Jacek Dudkowski, szef Zakładu Usług Sanitarnych, funkcjonującego w strukturach żorskich ZTK. – Podniesienie opłaty będzie więc tylko batem, ponieważ brakuje instrumentów, które pozwalałyby zmniejszyć ilość składowanych odpadów – dodaje Jacek Dudkowski.
W ZTK mówią to nauczeni doświadczeniem, ponieważ już w połowie lat 90., kiedy w okolicznych miastach segregacja była tylko w planach, ustawili w kilku punktach gminy kolorowe pojemniki na szkło, makulaturę, plastik i metal, a potem opracowali program gospodarki odpadami, pierwszy w regionie. W 1997 roku natomiast zaczęli już sortować odpady, a nawet częściowo je sprzedawać. W 2003 roku na terenie zakładów ruszyła już sortownia, zbudowana, nawiasem mówiąc, z materiałów z odzysku, którą obecnie tworzy kompleks obiektów. W jednym znajduje się specjalna taśma, w drugim podzielone surowce wtórne są prasowane, w innym paczkowane itp. I tu wypada wyjaśnić pojęcia segregowania i sortowania, bo choć oba oznaczają to samo, to w branży śmieciowej istnieje zasadnicza różnica.
Poziomy selekcji
Segregacji dokonują mieszkańcy przy pomocy worków (domy) lub kolorowych pojemników stojących w miejscach publicznych (osiedla bloków), którzy w jednym gromadzą szkło, w drugim plastiki, w trzecim papier, a w czwartym metale. Potem zawartością worków i kontenerów zajmują się ekipy ZTK, które przewożą materiał do swojej bazy i dzielą na tzw. frakcje, bo recyklerzy narzucają tu ostre rygory. Wedle nich wszystkie surowce wtórne muszą być pogrupowane nie tylko zależnie od rodzaju, ale nawet koloru, i tu właśnie zaczyna się rola sortowni, gdzie w pierwszym etapie robota odbywa się ręcznie, bo żadna maszyna nie oddzieli przecież np. butelki białej od zielonej. W dodatku w każdym worku czy pojemniku zawsze znajdzie się coś, co do niczego się już nie przyda.
– Ok. 20 proc. tych segregowanych odpadów stanowią resztki, które nadają się jedynie na śmietnik – tłumaczy dyrektor Zdrojewski. Jak widać, proces jest żmudny, ale opłacalny, skoro w 2005 roku ZTK uzyskały 60 tys. zł ze sprzedaży surowców wtórnych, w zeszłym roku 88 tys., a teraz mają nadzieję na 100 tys., i to niezależnie od tego, że spadają ceny plastiku. Te pieniądze przeznaczane są na gospodarkę odpadami, bo prowadzący selekcję dostają worki za darmo, nie płacą za ich odbiór i mają 20 proc. zniżki w opłatach za wywóz śmieci. Wychodzi jednak na to, że te ulgi nie są zbytnią zachętą. Zakłady odbierają odpady od ok. 60 proc. mieszkańców Żor. Jedynie 20 proc. z nich prowadzi segregację tzw. metodą u źródła, czyli w domach. Reszta wrzuca do kontenerów wszystko, co popadnie.
Ile za tonę
Tylko za pośrednictwem ZTK na składowisko w Knurowie (firma korzysta z jego usług) z Żor trafia 50 tys. m sześc. odpadów rocznie. Właściciel pobiera nieco ponad 70 zł od tony plus prawie 20 zł za transport. Gmina dokłada do interesu blisko 500 tys. zł rocznie, a gospodarka odpadami na terenie miasta wedle oceny dyrektora Zdrojewskiego kosztuje ok. 5,5 mln zł. Obecnie opłata marszałkowska wynosi blisko cztery zł od m sześc. Jeżeli wzrośnie pięć razy, to zakładom przyjdzie zapłacić 60 zł więcej za tonę. Wymienione kwoty nie obejmują podatku VAT-u (siedem proc.). – Już rozważamy, jak ustalić ceny po wzroście opłaty. Będziemy chyba musieli zróżnicować je jeszcze bardziej na korzyść segregujących. Mam nadzieję, że spowoduje to wzrost liczby prowadzących selektywną zbiórkę, a wtedy i miasto będzie ponosiło mniejsze koszty – stwierdza dyrektor Zdrojewski.



 
Opłata marszałkowska to opłata za tzw. gospodarcze korzystanie ze środowiska (składowanie odpadów, odprowadzanie ścieków, emisję spalin), wprowadzona w latach 90. z przeznaczeniem na tworzenie ekologicznych funduszy. Początkowo wpływała do urzędów wojewódzkich, a po reformie administracyjnej jej beneficjentami stały się urzędy marszałkowskie (stąd też nazwa), ale przeznaczenie tych pieniędzy pozostało takie samo. (eg-p)

1

Komentarze

  • znairam podwyżka 08 lipca 2007 12:26Nasze "kochane" władze stać tylko na zwiększanie podatków i opłat. To potrafi każdy nawet nie ukończywszy podstawówki. Myślę że marszałkowi brakuje na premie, nowe samochody czy laptopy dla urzędników. Postępowanie podłe.

Dodaj komentarz