Sąsiadka wchodzi na moją działkę, ale nic nie mówię, bo chcę mieć spokój – pokazuje na miarce Wilhelm Kwiatoń
Sąsiadka wchodzi na moją działkę, ale nic nie mówię, bo chcę mieć spokój – pokazuje na miarce Wilhelm Kwiatoń


W 1972 roku Wilhelm Kwiatoń założył warsztat samochodowy. Postawił go tuż przy płocie graniczącym z działką kuzynki Marii Stebel. Wówczas było niewiele samochodów, więc i ruch w zakładzie nie był duży, ale pani Marii zaczęło przeszkadzać to sąsiedztwo. Skarżyła się na smród, hałas i inne uciążliwości i podjęła starania, by panu Wilhelmowi odebrano pozwolenie na prowadzenie zakładu. Zniszczyli mi płot, niszczą zdrowie moje i męża. Tu się nie da spokojnie żyć, okna są brudne od oleju samochodowego – skarży się dziś. Pan Wilhelm postawił ekran akustyczny, dość wysoki i z blachy, żeby odgrodzić warsztat od sąsiedniej posesji, ale nie usatysfakcjonowało to kuzynki.

W swoje ręce
W końcu wystąpiła do sądu z żądaniem trzech tys. zł odszkodowania, pokrycia kosztów procesowych i jej adwokata. – Do szewskiej pasji doprowadza mnie ta sytuacja. Ciągle włóczę się po komisariatach i sądach. Chciałbym normalnie żyć – mówi pan Wilhelm. O tym samym marzy pani Maria. Zaznacza tylko, że zazna spokoju dopiero wtedy, gdy syn sąsiada, który obecnie prowadzi warsztat, zamknie działalność. Ponieważ jednak jej dotychczasowe starania nie dały efektów, ustawiła na granicy obu działek, tuż przy bramie, murek wychodzący aż na chodnik. – Po to, by auta czekające w kolejce do warsztatu przestały blokować mi bramę, więc mąż nie mógł wyjechać, a syn wjechać – tłumaczy.
Sąsiad odpowiada, że wjazd na podwórko pani Steblowej blokują jedynie samochody należące do członków jej rodziny. Tak czy siak murek nie rozwiązał należycie problemu, niemniej kierowcy, chcący wjechać do warsztatu z prawej strony ulicy, musieli się pomęczyć. Niestety w kwietniu, gdy Steblów nie było w domu, ktoś zniszczył murek. Właścicielka zaraz zawiadomiła policję, a głównym podejrzanym stał się sąsiad. – Mam świadków, którzy widzieli, jak wyburzali ten murek, więc niech się nie wypiera i zapłaci – mówi pani Maria. Pan Wilhelm nie kryje oburzenia, bo kuzynka żąda od niego 1000 zł odszkodowania. – To jakaś bzdura. Nie miałbym co robić, tylko jeszcze z nią wojować i murek wyburzać. Mam inne rzeczy na głowie – mówi.

Kwietnik po murku
Niedawno składał wyjaśnienia na policji. Pani Maria tymczasem nie daje za wygraną. Na miejscu murku postawiła spory betonowy kwietnik. Zajmuje on niemal pół chodnika, a wjazd do warsztatu z prawego pasa jest teraz niemożliwy. Kierowcy muszą więc łamać przepisy, by dotrzeć na posesję pana Kwiatonia. Ten nic nie może zrobić, bo kwietnik znajduje się na działce pani Marii, choć, jak twierdzi, to ona sama ustaliła sobie granice. Pokazuje nam plany swojej działki i domu. Od ściany do ogrodzenia powinno być 4,20 metra, a jest tylko 4,05 metra. – Sąsiadka zajęła mi więc 15 centymetrów, ale nic nie mówię, bo chcę mieć spokój – wyjaśnia pan Wilhelm.
Pani Maria krzyczy, że to bzdura, bo granicę wytyczył prywatny geodeta i wszystko jest tak, jak ma być. Nie chce jednak pokazać planów. Pytamy, czy nie dałoby się inaczej rozwiązać problemu blokowania wjazdu. Można by np. dzwonić do straży miejskiej i na policję, które zajęłyby się niefrasobliwymi kierowcami, wlepiając im mandaty. Gospodyni miałaby wtedy święty spokój, a i kwietnik stałby się niepotrzebny. Propozycja ta szczerze jednak oburzyła panią Marię. – O! Przenigdy nie będę miała tu spokoju. Chyba że sąsiad zlikwiduje warsztat, to ja kwietnik – dodaje.

Konflikt nie ominął też rydułtowskiego magistratu. Co rusz na wizje lokalne czy interwencje wysyłani są tam urzędnicy. – Tej sprawy chyba nie da się rozwiązać, bo nie ustąpi żadna ze stron. My nie możemy nic zrobić – rozkłada ręce wiceburmistrz Henryk Hajduk.

Komentarze

Dodaj komentarz