Takiego wysypu owoców już dawno nie było w naszych sadach
Takiego wysypu owoców już dawno nie było w naszych sadach

W przydomowych sadach naszego regionu gałęzie wprost łamią się od owoców. Tak obrodziło. Wystarczy, że bardziej powieje i jabłka, gruszki, śliwki lądują w trawie. Wiosenne przymrozki nie dotknęły ziemi rybnickiej, choć wyrządziły ogromne straty w sadach na terenie niemal całego kraju. Największe ponieśli właściciele słynnych plantacji jabłek w rejonie mazowieckiego Grójca. Wymarznięcie drzewek przyczyniło się do kilku rodzinnych tragedii, o czym informowały ogólnopolskie media. Zupełnie inny problem mają mieszkańcy naszego regionu. Właściciele posesji oraz użytkownicy ogródków działkowych nie są w stanie zagospodarować wszystkich owoców. Część oddają sąsiadom, niestety sporo zgnije na drzewach i ziemi. Obranie tylu owoców nie jest łatwym zadaniem. Rzecz dotyczy szczególnie samotnych starszych osób, które na pewno nie wejdą na drzewo.
Mimo urodzaju w Żorach nie otwarto ani jednego punktu skupu. Zresztą kto miałby zorganizować tego rodzaju placówkę. Bo przecież nie gmina. Pole do popisu mają tu raczej prywatne firmy przetwórcze, które mogłyby zarobić na ponadprzeciętnych zbiorach. Tymczasem przedsiębiorstwo z pobliskiej Rudziczki (gmina Suszec), choć ma w nazwie owoce, warzywa i pieczarki, to jednak nie produkuje dżemów, powideł ani konfitur. Nie potrzebuje więc żadnych owoców. Tradycyjnie jedynie żorski Smak skupuje owoce do swoich przetworów.
Właściciele drzewek owocowych oddają część zbiorów sąsiadom. Chętnie obdarowują domy pomocy społecznej. Gospodynie nie zapominają również o własnych przetworach na zimę. Mirosława Konsek z Żor Rownia zrobiła już 30 słoików kompotów i dżemów. Zużyła do tego mnóstwo śliwek oraz wiśni. Ponadto przygotowała 25 słoików konfitur wiśniowych i morelowych. W piwnicy leżakują gruszki. – Powinny wytrzymać do miesiąca. Trochę owoców dałam sąsiadom i rodzinie. Sama zaś dostałam od sąsiadów jabłka, śliwki i pigwy. Na razie nie mamy swoich jabłek, bo młode drzewka tego gatunku jeszcze nie rodzą owoców. Za to mamy mnóstwo orzechów włoskich. Postaram się, by nic się nie zmarnowało – zapewnia pani Mirka.
Pani Julia z Żor wspomina smakowite czereśnie z dwóch drzew, które rosną w niedużym sadzie obok domu. – Obrodziły jak nigdy przedtem. Podobnie było z wiśniami. Teraz pojawiło się mnóstwo jabłek. Ponieważ jestem bardzo zapracowana, nie miałam czasu na ich przetworzenie. Póki co, zamrażam wszystkie owoce. Rodzina będzie miała witaminy na zimę. Za to teściowa dysponuje znacznie większą ilością czasu, więc robi soki i swojskie wino – opowiada nasza rozmówczyni. Dodaje, że kilka razy zaprosiła koleżanki, które nazbierały sobie owoców. Do pracy przywoziła wiśnie. – Sama je obrałam z drzewa – informuje. Jeśli ktoś z ulicy poprosi, pani Julia pozwoli mu nazrywać jabłek. Naturalnie, nie akceptuje „rapsowania”, czyli kradzieży owoców. Najpierw trzeba się zapytać. W ogrodzie Eugeniusza Fizi rosną pojedyncze drzewa i krzewy. Wszystkie dosłownie toną w owocach. Najbardziej obrodziły śliwy różnych odmian. To samo dotyczy jabłek, porzeczek, borówek amerykańskich i orzechów włoskich. Wczesnym latem było mnóstwo czereśni, a później wiśni.
– Codziennie gotujemy w domu kompot, pięć litrów śliwkowo-jabłkowego przepysznego napoju. Ponieważ nie spryskuję drzew, nie mogę przechowywać owoców w piwnicy, nie wytrzymałyby tam długo. Za to są dużo zdrowsze. Spryskiwanie niszczy robaki, ale zatruwa człowieka – podkreśla pan Eugeniusz.

Komentarze

Dodaj komentarz