Korzyści z drewna

Zostanie spalone w cywilizowany sposób i będziemy mieli ciepło – mówi dyrektor Sławomir Zdrojewski.
Zakłady rocznie przerabiają co najmniej 500 ton drewna, które pochodzi z komunalnych terenów zielonych i poboczy dróg. Rośnie tam kilkanaście tysięcy różnych drzew, i to nie licząc lasów, bo te nie podlegają gminie. Rocznie obróbce ekip ZTK podlega ok. 1,5 tys. drzew, bo trzeba je przycinać, kształtować korony, dokonywać tzw. cięć pielęgnacyjnych, usuwać suche gałęzie, prowadzić wyręby planowane bądź interwencyjne, które są niezbędne wtedy, kiedy dany okaz stwarza zagrożenie lub niszczy chodniki czy podziemną infrastrukturę bądź rośnie na terenach inwestycyjnych. Ruch w tym interesie trwa przez cały rok, ale najwięcej roboty, a więc i surowca, jest zimą i na przedwiośniu, bo wtedy rośliny nie wegetują, więc bez żadnej szkody można wykonywać wszystkie planowane prace.

Co do czego
Ich pozostałości trafiają do ZTK. Materiał jest różny. Najcenniejsze są kłody, które tnie się na deski i belki. To właśnie z nich powstają nowe ławki, płoty, palisady, urządzenia zabawowe, pergole itd. – Co jakiś czas trzeba je przecież wymieniać, bo drewno butwieje mimo impregnacji. Przeciętna ławka wytrzymuje ok. 10 lat, ale u nas żywotność jest nawet cztery razy krótsza. Powodem są wandale – ubolewa dyrektor. Jak dodaje, reszta drewna idzie na opał. Część ZTK sprzedają, część przeznaczają do ogrzewania swojej bazy, ale nie tylko. Niemało zapasów, które leżą na placu, posłuży np. do ognisk plenerowych, jakie towarzyszą imprezom miejskim i harcerskim.
Drewniane odpadki, które do niczego się już nie przydadzą, trafiają do kompostowni oraz szkółki drzew i krzewów owocowych, gdzie po rozdrobnieniu na trociny służą do przykrywania krzaczków na zimę i wzbogacania gleby. – To wszystko fachowo nazywa się gospodarką drewnem, która jest niezwykle ważna, bo służy i ekonomii, i ochronie środowiska. My zajmujemy się nią w zasadzie tylko przy okazji, niemniej w wymiarze finansowym stanowi ona ok. 2 proc. naszej działalności, ale jeśli chodzi o czasochłonność, wskaźnik wzrasta już do 5 proc. Najważniejsze, że u nas nic się nie marnuje, bo ostatecznie wszystko, co wyrosło, wraca do ziemi albo idzie na opał. Nie niszczą się nawet trociny, które moglibyśmy dawać i za darmo, gdyby tylko byli chętni. Niestety minęły czasy pieców zwanych trociniakami, które jeszcze niedawno były bardzo popularne – wyjaśnia dyrektor. Jak dodaje, gdyby nie to drewno, ZTK musiałyby kupować co najmniej trzy razy więcej węgla do ogrzewania bazy, co miałoby swoją cenę i nie posłużyłoby przyrodzie.

Zimowe żniwa
Zimą i na przedwiośniu drzewami zajmuje się 70 proc. załogi zakładu zieleni, funkcjonującego w strukturach ZTK, czyli 25 osób, ale też wtedy przypadają drewniane żniwa. O innych porach roku do tej roboty wystarczą trzy osoby, ale jeśli wypadną jakieś prace interwencyjne, trzeba zwiększać obsadę. Tak jest teraz na ul. Szczejkowickiej, gdzie konieczna była pilna wycinka, ponieważ wiele drzew ma tam suche gałęzie lub obumarło. Trzeba je usunąć, gdyż stwarzają zagrożenie. – W tym roku w ogóle jest znacznie więcej tzw. posuszu niż zwykle, ale na Szczejkowickiej zjawisko przybrało wyjątkowe rozmiary. Choć więc skierowaliśmy tam pięć osób, roboty trwają już trzy tygodnie. Na szczęście powoli finiszują, więc kierowcy odetchną. Jest ich sporo, bo droga jest wojewódzka, poza tym z powodu remontu wiślanki jeździ tamtędy mnóstwo ludzi – wylicza dyrektor.



Nawet w gorących okresach na terenie bazy ZTK nigdy nie było więcej jak ok. 150 m przestrzennych drewna. Dlaczego teraz jest go dwa razy więcej? Powodów jest kilka. Trwa remont wiślanki, a obok rosło mnóstwo drzew, które przeszkadzały w remoncie, więc trzeba było je usunąć. Zaczęło się także przygotowywanie terenu pod przyszłe miasteczko westernowe, gdzie wyrosło wiele samosiejek, a one uniemożliwiłyby realizację inwestycji, więc poszły pod topór. Reszta drewna to efekt robót interwencyjnych, jakie zdarzają się o każdej porze roku. (eg-p)

Komentarze

Dodaj komentarz