Elżbieta Bimler-Mackiewicz jest przekonana, że dawna moda ślubna może dziś zainspirować niejednego projektanta
Elżbieta Bimler-Mackiewicz jest przekonana, że dawna moda ślubna może dziś zainspirować niejednego projektanta


Prezentuje ślubne stroje i dodatki, nie wyłączając bielizny, dużo szczelniej zakrywającej wdzięki niegdysiejszej panny młodej. Można też zobaczyć sprzęt fotograficzny z dawnego atelier i kaligrafowane zaproszenia na ślub. Najwięcej, bo blisko 600, jest jednak ślubnych fotografii. Znaczącą ich część stanowią zdjęcia, które w odpowiedzi na apel muzeum udostępnili rybniczanie i mieszkańcy ościennych miejscowości.
– Przyjęliśmy za umowną cezurą czasową rok 1950. W latach późniejszych peerelowskie władze kładły nacisk na obrządek świecki i moda ślubna gwałtownie się zmieniła. Młodych ludzi zachęcano, by rezygnowali z białych sukien, „będących ziemiańskim i burżuazyjnym przeżytkiem”, na ślub cywilny ubierano się więc znacznie skromniej – mówi Elżbieta Bimler-Mackiewicz, kurator wystawy. Zamierzonego celu władzom nie udało się jednak osiągnąć, bo dla większości nowożeńców ślub cywilny był tylko dodatkiem do głównej ceremonii w kościele, a tam nadal obowiązywała biała suknia. Na zdjęciach z lat powojennych widać już mizerię. Z braku odpowiednich materiałów sukienki czy bluzki szyło się np. ze spadochronów.
Ci, którzy zechcą zgłębić temat ślubnej mody, dowiedzą się, jak zmieniała się ona m.in. pod wpływem filmów. – Przed wojną reguły były ściśle określone: jeśli ceremonia odbywała się w godzinach przedpołudniowych, pan młody wkładał marynarkę bądź zbliżony do fraka żakiet. Jeśli ślub odbywał się po południu lub wieczorem, obowiązkowy był już frak – opowiada Elżbieta Bimler-Mackiewicz. Na wystawie można też obejrzeć unikatowe zdjęcia ze ślubów arystokratów, bogatych ziemian czy mieszczan. Na niektórych młodzi panowie występują w strojach narodowych, np. w szlacheckim kontuszu czy żupanie.
– Gdy przyjrzymy się twarzom z najstarszych fotografii, zauważymy, że wszystkie są bardzo poważne, wręcz posągowe. Nikt się nie przytula i nie całuje. Po pierwsze to kwestia surowej obyczajowości, jaka wówczas obowiązywała, a po drugie technicznych ograniczeń w atelier. Nowożeńcy, by się nie poruszyć w czasie naświetlania szklanej płytki, musieli sporo się namęczyć. Z czasem pojawiły się stoliczki, balustrady czy kolumny, o które fotografowani mogli się oprzeć – opowiada drugi kurator wystawy Celestyna Chlubek-Adamczyk. Wystawę w ratuszowej galerii można zwiedzać do połowy lutego.

Komentarze

Dodaj komentarz