Mirosław Orczyk
Mirosław Orczyk



Spotyka się Pan nie po raz pierwszy z zarzutem, że ignoruje Pan rolę miejscowych wychowanek w pierwszym zespole.
– Nie mam i nigdy nie miałem nic przeciwko wychowankom. Bardzo żałowałem, gdy okazało się, że Iwona Niedobecka-Szymik nie będzie nam pomagać w ekstraklasie. Teraz myślę, że dobrze się stało, bo w tym zespole miałaby mało okazji do gry. Jestem za szkoleniem młodzieży, przecież to się ciągle u nas odbywa w RMKS-ie. Jednak jeśli będziemy się opierać stale na wychowankach, to naszym rywalem – niczego mu nie ujmując – będzie Zryw Dębieńsko czy Lotnik Wierzawice. Ilu widzów przyszłoby w tym roku na spotkanie z takim zespołem do hali w Boguszowicach, gdyby w naszej drużynie grało sześć albo i dwanaście wychowanek?

Trzeba zatem rozdzielić amatorskie uprawianie sportu od zawodowego?
– Tak właśnie jest. Z gry w naszym klubie zrezygnowała Joanna Czajkowska, która nie miała wielu okazji, by przebywać na parkiecie. Przenosi się do pierwszoligowego AZS-u Katowice, „żeby se pograć”. Można z tego wywnioskować, że możliwość trenowania z trzema Amerykankami z naszego zespołu czy mistrzynią Europy to okazja, jaka staje się udziałem każdego zawodnika, który ma na to chęć. Niestety tak nie jest i warto zdać sobie z tego sprawę.

Jak we współczesnej koszykówce mają się do siebie pasja i profesjonalizm?
– Przede wszystkim od działaczy i trenerów należy wymagać profesjonalizmu i zaangażowania, pracy do 20 godzin na dobę. Jeśli oczywiście chce się odnieść sukces. Pasjonatami mogą być kibice, politycy, samorządowcy. Do zadań działaczy powinno należeć to, by pasję zaszczepić ludziom, którzy na tej bazie staną się świadomymi sponsorami koszykówki. Spotkała mnie w ubiegłym roku taka miła sytuacja w rybnickim urzędzie miasta. Prezydent Adam Fudali powiedział, że po rozmowie ze mną przemienił się ze sceptyka w kibica naszej drużyny. Od tej pory nie opuścił chyba żadnego z naszych spotkań ligowych.

Trener Zygmunt poza wspaniałymi koszykarkami, które – można powiedzieć – jako wychowanki osiągnęły najwyższy poziom sportowy, wymienia kilkanaście osób szczególnie zasłużonych dla koszykówki, wśród nich trenerów i działaczy, bez których trudno sobie wyobrazić tamte sukcesy...
– Trzeba sobie zdać sprawę, że odbywało się to wówczas w zupełnie innych realiach ekonomicznych. Można by sobie pomyśleć, że jako pasjonaci pracowali społecznie. Tak przecież nie było, bo w naszym regionie za pracę w sporcie otrzymywało się wynagrodzenie z kopalń, czyli zakładów pracy, które wówczas najwięcej płaciły. Dziś takich możliwości już nie ma.

A jak Pan ocenia politykę PZKosz? Czy kryzys, w jakim znalazła się nasza reprezentacja, to efekt złych decyzji związkowych?
– Jeśli można by mieć o coś pretensje, to o niewypracowanie jednolitego systemu szkolenia. Nie jestem też zwolennikiem regulowania miejsc w rozgrywkach dla Polaków i obywateli innych państw. Takie postępowanie przynosi skutek odwrotny od zamierzonego. W lidze grają bez większego wysiłku weterani, którzy na dobrą sprawę nie muszą rywalizować o miejsce w składzie. Powinna się liczyć przydatność do zespołu, profesjonalizm, a w naszym kraju musi się zmienić przede wszystkim mentalność graczy, zarówno w koszykówce żeńskiej, jak i męskiej, ale chyba także w innych dyscyplinach.

Komentarze

Dodaj komentarz