Joanna Kubik, salowa z sześcioletnim stażem pracy, mówi, że ona i jej koleżanki obawiają się, że mogą zostać bez pracy
Joanna Kubik, salowa z sześcioletnim stażem pracy, mówi, że ona i jej koleżanki obawiają się, że mogą zostać bez pracy

Szpitalne salowe i sprzątaczki boją się, że stracą pracę. A obawy te związane są z pomysłem dyrekcji szpitala, by usługi porządkowe w placówce powierzyć zewnętrznej firmie. Bożena Capek, dyrektor szpitala, tłumaczy, że chodzi jej o zapewnienie właściwej organizacji pracy na oddziałach szpitalnych: – Na ponad 100 zatrudnionych salowych i sprzątaczek w zeszłym roku średnio w miesiącu pracowało nieco ponad 70. Panie często przebywają na zwolnieniach lekarskich, częściej niż inni pracownicy. A jako dyrektor odpowiadam przede wszystkim za prawidłową organizację pracy i czystość w szpitalu. Na dalszym planie są dopiero finanse. Ludzi do pracy jest dużo, a rąk mało.
Barbara Matuszek, naczelna pielęgniarka szpitala w Rydułtowach, mówi, że częsta absencja salowych i sprzątaczek znacznie utrudnia pracę poszczególnych oddziałów: – Są sytuacje, gdy z jednego oddziału w tym samym czasie na zwolnieniach lekarskich jest ponad połowa salowych. Wtedy oddelegowujemy tam salowe z innych oddziałów. Często jest tak, że panie nie są zadowolone z takiego rozwiązania i również idą na chorobowe. Wówczas salowych brakuje już na dwóch oddziałach. I tak w kółko. Rozwiązaniem mogłoby być zatrudnienie dodatkowych salowych. – Ale dodatkowe etaty to również dodatkowe koszty dla naszego budżetu. A na to nas nie stać – podkreśla dyrektorka szpitala. Stąd pomysł na zlecenie usług sprzątania firmie zewnętrznej. – I to wcale nie jest nowy temat. Konsultowałam tę kwestię już od października ubiegłego roku ze wszystkimi związkami zawodowymi, które poparły takie rozwiązanie – dodaje Capek. Firma miałaby zostać wyłoniona w drodze przetargu. – W specyfikacji jasno określiliśmy, że podmiot zatrudniłby dotychczasowy personel na dotychczasowych zasadach. A zatem nikt nie straciłby pracy – zapewnia Bożena Capek. – Proponowałam również samym salowym, by założyły własną firmę i wystartowały w przetargu. Ale propozycja pozostała bez odpowiedzi.
Salowe i sprzątaczki podkreślają, że zapewnienie zatrudnienia w zewnętrznej firmie sprzątającej to za mało. – To będzie prywatna firma. A wiadomo, jak jest u prywaciarzy – dziś się pracuje, a jutro nie. Boimy się, że po jakimś czasie zostaniemy bez pracy i środków do życia albo nowy pracodawca zmniejszy nam wymiar czasu pracy i tym samym wynagrodzenie – mówi Joanna Kubik, która w rydułtowskiej lecznicy pracuje jako salowa od sześciu lat. – Dziś gwarancji pracy nie można mieć w żadnym zakładzie, nawet publicznym – ripostuje Bożena Capek.
Salowe przyznają, że często chorują. – Większość z nas ma już ponad 50 lat. Wiadomo, że w takim wieku częste są problemy zdrowotne. Wynikają one też z przepracowania. Bo jeżeli jedne są na chorobowym, to drugie muszą wykonać ich i swoją robotę – stwierdza Joanna Kubik. Same salowe przyznają również anonimowo, że niektóre ze zwolnień lekarskich wystawiono symulantkom. – Ale nie mamy na to wpływu – mówią.
Wpływu nie ma też dyrekcja szpitala. – Przecież nie mogę podważać lekarskiego zwolnienia. Ja dbam o prawidłową organizację pracy. I to jest wszystko – mówi Bożena Capek. Do końca ubiegłego tygodnia salowe i sprzątaczki miały przedstawić dyrekcji swoją propozycję rozwiązania problemu. Takowej jednak nie przedłożyły. Dyrektorka zapowiada, że przetarg, w którym wyłoniona zostanie zewnętrzna firma sprzątająca, ogłoszony będzie w najbliższych dniach.



Od ponad czterech lat zewnętrzna firma dba o czystość w raciborskim szpitalu. – Jesteśmy zadowoleni z jej usług. Zasady współpracy są jasno określone w kontrakcie. W firmie tej pracuje większość salowych i sprzątaczek, które wcześniej zatrudnione były w naszym szpitalu – mówi Ryszard Rudnik, dyrektor szpitala w Raciborzu. (Amis)

Komentarze

Dodaj komentarz