Tyle zostało z kolejnej stodoły w Bieńkowicach. Zdjęcie: straż pożarna
Tyle zostało z kolejnej stodoły w Bieńkowicach. Zdjęcie: straż pożarna


– Niemniej każde takie zaprószenie ognia może być groźne dla ludzi. Płomienie łatwo przenoszą się na drzewa, a stamtąd do budynków. Dlatego nie lekceważymy żadnego sygnału – mówi młodszy brygadier Jacek Gorol, zastępca komendanta żorskich strażaków. W sobotę płonęły suche trawy przy ulicy Kłokocińskiej. Zwykle przyczyną są podpalenia. Trudno złapać sprawców na gorącym uczynku. W końcu jednak piromani wpadają w ręce stróżów prawa, więc nie warto kusić losu. Taki właśnie piroman znowu zaatakował w Bieńkowicach (gmina Krzyżanowice), gdzie po raz czwarty w ostatnich tygodniach płonęła stodoła. Ogień pojawił się 20 lutego około godz. 4.50 przy ul. Raciborskiej. Z dymem poszły konstrukcja obiektu, opryskiwacz rolniczy, rozsiewacz oraz słoma i siano. Wstępnie straty oszacowano na około 6 tys. zł. W piątek wieczorem policja ujęła jednak podejrzanego.

Ile podpaleń
Ma on 23 lata i jest mieszkańcem jednej z miejscowości powiatu raciborskiego. Mundurowi nie chcą zdradzić nic więcej, zasłaniając się dobrem śledztwa. Wiadomo jednak, że zatrzymany przyznał się do dokonania dwóch podpaleń, choć wedle policji jest sprawcą wszystkich czterech. W sumie straty spowodowane przez ogień wyniosły kilkadziesiąt tys. zł. Z kolei 16 lutego krótko przed południem wybuchł pożar w lakierni stolarni przy ul. Rybnickiej w sołectwie Żytna, gmina Lyski. Ogień strawił podłogę, sufit, wyposażenie i meble przygotowane do lakierowania. Straty oszacowano wstępnie na ok. 20 tys. zł. Płomienie wspólnymi siłami gasili strażacy z Raciborza i Rybnika, a także dwie jednostki OSP m.in. z samej Żytnej. Przed ich przyjazdem ogień próbowali opanować pracownicy zakładu, ale nie dali rady.
Na szczęście nikt nie ucierpiał. Przyczyną nieszczęścia było zwarcie w instalacji wentylatora wyciągowego, służącego do odprowadzania oparów lakieru na zewnątrz budynku. 11 lutego kilka minut przed godz. 21 wybuchł pożar w domu przy ul. Gliwickiej w Pilchowicach. W akcji gaśniczej uczestniczyły cztery zastępy Państwowej Straży Pożarnej i cztery zastępy ochotników. Zdarzenie spowodowała nieszczelność komina. W efekcie doszło do zapalenia się stropu pomiędzy parterem i piętrem budynku wykonanego z drewnianych bali. Sytuacja była bardzo trudna z uwagi na umiejscowienie zarzewia ognia oraz duże zadymienie. Gaszenie wodą nie wystarczyło. Trzeba było użyć agregatu oddymiającego i agregatów powietrznych. Płomienie udało się opanować po ponad trzech godzinach. Na szczęście nikt nie ucierpiał.

Młyn z dymem
Gorzej mogło być w bloku na ul. Szkolnej w Jastrzębiu, gdzie 19 lutego o godz. 9.30 wybuchł pożar w mieszkaniu na drugim piętrze. Kiedy strażacy zjawili się na miejscu, okazało się, że pali się sypialnia. Płomienie opanowano, jednak z dymem poszło wyposażenie sypialni. Prawdopodobną przyczyną było zwarcie instalacji elektrycznej. Do szpitala na obserwację trafili lokatorzy: kobieta i mężczyzna. Akcja gaśnicza trwała blisko dwie godziny. Z kolei czwartkowej nocy, 21 lutego, strażacy zostali wezwani do pożaru młyna, który gasili tydzień wcześniej. Tym razem ogień nie był już tak duży jak poprzednio, zagrażał jednak zakładom spirytusowym i kilku sąsiednim budynkom. Do walki z ogniem stanęło 10 zastępów straży. Akcja trwała trzy godziny, a dogaszanie pogorzeliska do rana. Strażacy nie mają wątpliwości, że znowu było to podpalenie.



Nie brakuje też zdarzeń drobnych, niemniej bardzo uciążliwych. Ostatnio ktoś podpalił np. wycieraczkę przed drzwiami mieszkania w żorskim osiedlu Sikorskiego. Jak poinformowała aspirant Kamila Siedlarz, rzeczniczka miejscowej policji, ogień częściowo strawił drzwi wejściowe. Straty wyniosły ok. 900 zł. (IrS)

Komentarze

Dodaj komentarz