Nadpaliła się nam konstrukcja stodoły i spłonął nowy rozsiewacz – mówi Krystyna Galda (tu z wnuczką Natalką)
Nadpaliła się nam konstrukcja stodoły i spłonął nowy rozsiewacz – mówi Krystyna Galda (tu z wnuczką Natalką)

Policja informuje jedynie o ujęciu 23-latka, mieszkańca powiatu raciborskiego, który przyznał się do podłożenia ognia w dwóch gospodarstwach. – Zatrzymano go w wyniku szerokich działań śledczych i operacyjnych. Sprawa jest rozwojowa. Teraz sprawdzamy, czy ten sam człowiek stoi za dwoma wcześniejszymi pożarami. Dla dobra śledztwa nie udzielamy więcej informacji – stwierdza tajemniczo i krótko nadkom. Joanna Rudnicka, oficer prasowy KPP w Raciborzu. Ale w samych Bieńkowicach aż huczy o zatrzymaniu piromana. Jak się dowiedzieliśmy, to mieszkaniec tej wioski, który od ponad 10 lat jest ochotnikiem. Sołtys Marek Piechaczek, a jednocześnie szef OSP, niechętnie mówi o strażaku podpalaczu.

Nie upilnowali
– Ta osoba przyznała się do winy, ale trwa śledztwo. Na razie możemy zatem mówić o podejrzeniach. Ten człowiek razem z nami gasił te pożary. Nic nie wskazywało, że to właśnie on je wzniecał – dodaje sołtys. Mieszkańcy mówią już chętniej. – To spokojny chłopak. Pochodzi z dobrego domu. Jego rodzice i on cieszą się dużym zaufaniem. Można powiedzieć, że są tu lokalnymi autorytetami. Nigdy nie przypuszczalibyśmy, że to właśnie ten człowiek zagrażał nam w ostatnim czasie – mówią ludzie we wsi. – Teraz jesteśmy w jeszcze większym szoku niż wtedy, gdy wybuchały tu te pożary. Bo okazało się, że wśród nas znalazł się Judasz. Chyba lepiej byłoby nam usłyszeć, że była to zupełnie obca osoba, z innej wioski, która miała u nas takie gościnne występy – dodają rozżaleni. A wszystko zaczęło się w nocy z 25 na 26 stycznia. Ogień pojawił się w stodole przy ul. Szkolnej. W kolejne noce, z 2 na 3 lutego oraz z 8 na 9 lutego, płonęły następne gospodarstwa. Wszystko działo się w tej samej okolicy. – Nie mieliśmy wątpliwości, że to seryjny podpalacz. Bo trudno wierzyć w zbieg okoliczności w takich sytuacjach – stwierdza mł. bryg. Jan Pawnik, zastępca komendanta powiatowego PSP w Raciborzu. Strażacy z OSP postanowili zorganizować nocne patrole. – Z jednej strony chcieliśmy uniknąć tragedii, a z drugiej złapać tego kogoś. W godzinach od 22 do 4 legitymowaliśmy każdą osobę, która pojawiła się na ulicy – mówi Marek Piechaczek. Pomimo to podpalacz znowu dał o sobie znać.

Wielkie straty
Straty wyrządzone przez podpalacza szacuje się na prawie 150 tys. zł. Największe, bo sięgające ponad 50 tys. zł, odczuli państwo Grzybkowie. – U nas ogień pojawił się tuż po północy w sobotę, 9 lutego. Zauważyła go nasza 17-letnia córka. Od razu nas obudziła. Wszystko paliło się w okamgnieniu. Stodoła znajduje się blisko domu. Baliśmy się, że ogień się rozprzestrzeni się. Nie wiedzieliśmy, co robić. Krzyczałam, płakałam, wykręcałam numery telefonów. Natychmiast zjawili się jednak strażacy i sytuacja nieco się uspokoiła – mówi Anna Grzybek. Na szczęście ogień udało się opanować. Jednak straty to nie tylko spalona stodoła, ale nadpalony dach domu i zalane wodą niektóre pomieszczenia. Do dziś czuć tam spalenizną.
Ostatni pożar wybuchł w gospodarstwie państwa Galdów. Straty były stosunkowo niewielkie, bo strażacy w porę zauważyli ogień. – Działo się to w środę 20 lutego. Około godziny 4 wrócił z imprezy syn. Położył się spać. Jakieś pół godziny później usłyszałam wycie syren. Nie wiem skąd, ale od razu wiedziałam, że pali się nasza stodoła. Nie myliłam się. Syn od razu zerwał się na równe nogi. Strażacy szybko ugasili ogień. Największa strata to spalony nowy rozsiewacz. Na szczęście konstrukcja stodoły jedynie nadpaliła się – mówi Krystyna Galda. Zatrzymany 23-latek przyznał się jedynie do dwóch ostatnich pożarów. Odpowie za zniszczenie mienia. Grozi mu kara do pięciu lat więzienia. Strażacy nadal jednak patrolują okolicę.

Już drugi
– Nie mamy pewności, że ten sam człowiek podkładał ogień we wszystkich przypadkach. Musimy być dalej czujni – podkreśla Marek Piechaczek. Te wydarzenia przypomniały mieszkańcom historię sprzed 28 lat. Wtedy we wsi też grasował podpalacz. Spłonęły także cztery stodoły, a ogień podkładał jeden z ochotników. Sąd skazał go na pięć lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na półtora roku. Nic więc dziwnego, że teraz pierwsze podejrzenia padły właśnie na niego. – Ale okazało się, że nie miał nic wspólnego z tymi ostatnimi pożarami – dodaje Marek Piechaczek.



Bieńkowiczanie chcieliby odpocząć po ostatnich wydarzeniach. – Nie śpimy po nocach, a jak już człowiek zmruży oko, to za chwilę się budzi. Wciąż przyjeżdżają policjanci, by coś sfotografować, uzupełnić zeznania, przedstawicieli firm ubezpieczeniowych, którzy szacują straty. No i są też jeszcze dziennikarze. Kiedy to się wreszcie skończy? – pytają. (Amis)



Od roku ktoś podkłada ogień pod zabudowania gospodarcze w Olzie (gmina Gorzyce). Pożary wybuchają w różnych odstępach czasu, ale zawsze pomiędzy godzinami 0.30 a 1.30. Spłonęło już sześć stodół, a ostatni raz podpalacz dał o sobie znać niecałe dwa tygodnie temu. – We wsi narasta psychoza strachu – przyznaje wójt Piotr Oślizło, który wyznaczył nawet nagrodę pieniężną w wysokości tysiąca złotych za pomoc w ujęciu piromana. (Amis)

Komentarze

Dodaj komentarz