Wieczorami rodzina siedzi przy świeczce. Zdjęcie: Wacław Troszka
Wieczorami rodzina siedzi przy świeczce. Zdjęcie: Wacław Troszka

Mieszkają w socjalnych barakach w Rybniku od pięciu lat bez prądu. Nie potrafią sobie poradzić ze stertą papierów i wypełnić wniosków, bo... on nie umie pisać, a ona jest niewidoma. Nie mają ani renty, ani emerytury.
62-letnia Janina Kępny z konkubentem Franciszkiem Wojtkiem i trzema synami, z których jeden jest inwalidą, mieszka w tzw. leżących blokach przy ul. Janiego. Trafili do tego getta biedy tak samo jak inni lokatorzy: z powodu niepłacenia czynszów. W baraku mieszka około sześciu rodzin, w większości patologicznych, które popadły w tarapaty finansowe. Oni zajmują kuchnię i pokój. Nigdy nie mieli dużych dochodów, bo żyli ze zbierania puszek, ale jakoś sobie radzili. Pięć lat temu jednak pani Janina zaczęła tracić wzrok, więc do zarabiania został pan Franciszek, któremu pomagali synowie pani Janiny. Szybko pojawiły się problemy z regulowaniem rachunków za prąd.

Tylko świeczka
W końcu energetyka straciła cierpliwość i odcięła zasilanie. Od tej pory jedyne światło daje świeczka, oczywiście jeśli są pieniądze, żeby ją kupić. Pani Janina nauczyła się żyć ze swoim kalectwem. Ugotuje obiad, zrobi pranie, choć jest z tym problem, bo ma wprawdzie pralkę, ale musi prać w rękach. Od czasu choroby wychodzi z domu tylko od czasu do czasu. Nie była u lekarza, bo nie wiedziała, gdzie, co i jak załatwić. Franciszek Wojtek nie ukrywa, że ma problemy z alkoholem, ale walczy z nałogiem. Rodzina żyje z 550 zł. 400 zł z tej kwoty to renta syna, który ma poważne schorzenie kręgosłupa i pierwszą grupę inwalidzką. 150 zł to dodatek pielęgnacyjny, jaki otrzymuje matka.
Kilka miesięcy temu opieka społeczna, która pomaga, jak tylko może, sprowadziła lekarza do pani Janiny i załatwiła rodzinie opał na zimę. Przydział jednak już się skończył, a jedyne źródło utrzymania to wciąż zbieranie puszek i złomu. Pan Franciszek szuka też czegoś na opał. – Trzeba kombinować, żeby ogrzać chociaż kuchnię. Tam wszyscy siedzimy i śpimy, bo w pokoju zarwał się kawałek sufitu, więc przez dziurę wieje i leje – mówi. Rodzina pali w piecu drewnem i szczapami, które uda się uzbierać w okolicy, wyproszonym węglem, a jak i tego zabraknie, to po prostu czym się da. Janina i Franciszek chcieli też załatwić sobie w energetyce zamontowanie licznika na kartę.

Bez dowodów
– Wtedy wieczorami moglibyśmy siedzieć przy świetle, a nie w ciemnościach – mówi on. – I mogłabym zrobić pranie w pralce, a nie męczyć się, piorąc w rękach – dodaje ona. Tłumaczą, że raz w miesiącu zdobyliby pieniądze na doładowanie licznika. Opieka społeczna stara się zresztą załatwić kobiecie stały dodatek, by mogła dostawać więcej niż 150 zł, a renta jej się nie należy, ponieważ nigdy nie pracowała. Sprawa nie będzie jednak prosta. Po pierwsze energetyka nie kwapi się do montowania licznika na kartę w osiedlu socjalnym, bo obawia się, że skończyłoby się lewymi podłączeniami innych lokatorów, i to na wielką skalę. Kolejny problem wynika z czego innego.
Ostatnio urzędnicy z ośrodka pomocy społecznej zostawili rodzinie papiery do wypełnienia. Kłopot w tym, że ani pani Janina, ani jej partner nie wiedzą, jak się zabrać za ich wypisywanie, w dodatku nie mają dowodów osobistych. Nie wiedzieli, że trzeba je wyrobić, po drugie nie mają na to pieniędzy. Tymczasem możliwe, że on miałby prawo do renty albo emerytury. Ma ponad 20-letni staż pracy, i to w warunkach uciążliwych. Był zatrudniony w zakładach miejskich w Rybniku przy odpadach komunalnych. Nie ma jednak świadectwa pracy, nie potrafi też wypisać wniosku do ZUS-u. Aż trudno uwierzyć, że to wszystko dzieje się w XXI wieku. Janina Kępny oraz Franciszek Wojtek dalej żyją tak, jakby na Janiego był dopiero XIX wiek.



Monika Łazarczyk-Cichy, rzeczniczka Vattenffalla w Gliwicach: – Prąd na Janiego został odcięty z uwagi na niepłacenie rachunków i duże długi. Potem były nielegalne pobory. Dlatego m.in. zabezpieczyliśmy rozdzielnię. W tej okolicy trudno dać jakikolwiek licznik, bo zaraz mielibyśmy dzikie podłączenia. Kto chce mieć prąd, powinien zgłosić to w ośrodku pomocy społecznej. Vattenffall ma bowiem stosowną umowę z OPS-ami, które współfinansują lub finansują należności za liczniki i prąd. Daje to nam gwarancję otrzymania zapłaty za zużytą energię. (MS)



Pracownica socjalna Punktu Terenowego OPS nr 5 Rybnik Centrum: – Dla tej rodziny zrobiliśmy chyba więcej, niż było można. Jednak pracownik socjalny nie podpisze dokumentów za tych ludzi. Niedawno w tej sprawie był u nich nasz pracownik, ale nic nie załatwił. Syn leżał w łóżku i nie chciał wstać. Współpraca z tą rodziną jest bardzo trudna. Alkohol jest tam obecny praktycznie codziennie. Dlatego kontrolujemy, jak wydawane są przyznawane pieniądze. Konkubent pani Kępny pobiera je w ratach i musi przedstawiać rachunki na to, co kupił. Ci ludzie są nie tylko nieporadni. Oni nie robią nic, żeby ułatwić nam kontakt z sobą. Odnosimy wrażenie, że nie są zainteresowani pomocą, ale zarazem uważają, że opieka społeczna musi do nich przyjść, załatwić i dać. Chodzimy tam zarówno z uwagi na chorobę tej pani, jak i sytuację rodziny. (MS)



St. kpt. Bogusław Łabędzki, rzecznik PSP Rybnik: – Interweniujemy tylko po otrzymaniu zgłoszenia, że na danym terenie występuje zagrożenie pożarowe. Nie mamy uprawnień do np. sprawdzania mieszkań, w efekcie strażacy wyjeżdżają już do gaszenia pożaru. Jeśli oświetla się mieszkanie za pomocą świeczki, jak to jest na Janiego, to oczywiście wzrasta zagrożenie ogniem. Jednak od 2000 roku nie odnotowaliśmy tam żadnego pożaru. (MS)

2

Komentarze

  • anita zgroza 15 marca 2008 21:00to straszne żeby tak życ to ludzie chorzy widac prawda rząd sie wyżywi co wy na to
  • anita zgroza 15 marca 2008 20:58powiedziec gdzie opieka gdzie rząd tak bedziemy nie długo wszyscy siedziec bo nas nie bedzie stac to nam grozi prwda za nasze małe rntki co nam daja

Dodaj komentarz