Monika Wygonowska pomaga klientom w wyborze antyków
Monika Wygonowska pomaga klientom w wyborze antyków


Jacek Kamiński już od 18 lat prowadzi antykwariat w centrum Rybnika. – Antykwariat ma w sobie coś z muzeum. Łatwiej jednak do niego wejść. Godziny otwarcia są dłuższe, nie ma portiera i nie trzeba wkładać filcowych kapci na obuwie, co zdarza się jeszcze w niektórych placówkach – mówi pan Jacek. – Spośród tych, którzy odwiedzają galerię, większość tylko ogląda, co tu mamy. Bardzo cieszą mnie odwiedziny takich gości. Przekonuję się wtedy, że moja praca jest potrzebna. Zdarzają się nawet rodzinne lekcje muzealne. Dziadkowie czy rodzice przyprowadzają do nas dzieci, bo te ostatnie już tylko w antykwariacie mogą zobaczyć szereg przedmiotów. To na przykład maszyny do pisania. Jak widać jest w tym odrobina działalności dydaktycznej – dodaje.

Pełne zaangażowanie
Czasem takie spotkania przynoszą nieoczekiwane efekty: powstała już nawet praca magisterska o funkcjonowaniu tego antykwariatu! Prowadzenie takiej galerii wymaga od właściciela pełnego zaangażowania. Zbiory trzeba na bieżąco zmieniać i uzupełniać o nowe eksponaty. Wypełnia to praktycznie cały czas. Tylko część przedmiotów przynoszą sprzedający. Po antyki o wielkich gabarytach i sporej wadze właściciel musi fatygować się sam. Odbywa też niemało podróży celem obejrzenia jakiegoś mebla, ale niekiedy okazują się one bezowocne. Czasem przemierza wiele kilometrów tylko po to, by przekonać się, że zachwalany antyk jest w gruncie rzeczy bezwartościowy. Dotyczy to także jego stanu technicznego, a renowacji warto poddawać tylko wyjątkowe meble.
– Takich też nie brakuje, ale to kwestia rozeznania, oceny wartości danego przedmiotu – zaznacza właściciel rybnickiej galerii. Polska znacznie odróżnia się od krajów Europy Zachodniej pod względem handlu antykami. Chodzi o ceny na giełdach staroci. W naszym kraju są one porównywalne, a czasem nawet wyższe od tych w antykwariatach. – Bywa, że handlarze kupują przedmioty w antykwariatach, by sprzedać je na giełdach, a to już spory ewenement – mówi Jacek Kamiński. Jak dodaje, ceny na targach powinny być znacznie niższe, ale nie są. Rybnicki antykwariusz takiego stanu rzeczy upatruje w przyzwyczajeniach rodem z PRL-u. – Wtedy jedyną możliwością obrotu starociami były giełdy – resztę zmonopolizowała państwowa Desa – mówi.

Złe przepisy
Stąd tradycyjnie giełda zachowała swój prym na rynku. Idzie za tym wysoki poziom cen. – Nie opłaca mi się kupować na giełdzie, więc nabywam od prywatnych właścicieli. Wiąże się to ze wspomnianymi już podróżami. W poszukiwaniu ciekawych eksponatów jeżdżę po całym regionie, odwiedzam także Opole, Beskidy czy Kraków – wylicza Jacek Kamiński. Niepowtarzalne przedmioty kuszą nie tylko klientów z miasta czy regionu. Zdarzają się goście z zagranicy. Do Rybnika przyciągają ich nie tyle ceny, bo te już się wyrównały, co właśnie możliwość odkrycia czegoś poszukiwanego, niezwykłego. W międzynarodowym handlu przeszkadzają jednak restrykcyjne zapisy ustawy, które zabraniają wywożenia z Polski przedmiotów już pięćdziesięcioletnich.
– Sadzę, że przepisy powinny zostać zliberalizowane. Ochroną powinno się objąć tylko dzieła sztuki, faktyczne dziedzictwo narodowe. Po co chronić przed wywozem zwykłe żelazka? Tym bardziej dziś, gdy nie grozi nam już masowy odpływ tych przedmiotów za granicę – uważa Jacek Kamiński. Co proponuje antykwariat tym, którzy przychodzą tu po raz pierwszy? Dowiedzieć się można tego jedynie w drodze oględzin. Oferta jest szeroka. W cenie już od 20 groszy można dostać niektóre typy monet, wojskowe guziki. Dla tych, którzy szukają czegoś większego, jest cała gama przedmiotów wyposażenia wnętrz, zastawa stołowa, ozdoby na biurko i przyciski do papieru. Ofertę zamykają meble: od bogato zdobionych krzeseł, przez masywne szafy aż po komody i komódki.

Akcje ratownicze
Pan Jacek przyznaje, że czasem prowadzi swego rodzaju akcje ratownicze. – Jeśli wiem, że dla wartościowego przedmiotu alternatywą jest śmietnik, to oczywiście go kupuję, choć potem nieraz zdarza się, że ta rzecz leży w antykwariacie kilka dobrych lat. Jednak uważam, że niektóre antyki nie powinny pójść na zatracenie – tłumaczy właściciel galerii. Nie wszystko jednak udaje się uchronić przed zniszczeniem. Nowi właściciele remontują odziedziczone mieszkania, zamieniają je na biura, sklepy. Nie ma tam już miejsca na witrynki, porcelanę i foremki na masło. Unikatowe przedmioty często trafiają więc na śmietniska. Szkoda, bo w antykwariacie mogłyby znaleźć nabywcę. – Wielu stałych bywalców zagląda tu co tydzień, żeby zobaczyć, co też mam nowego, czyli właściwie co starego – kończy z uśmiechem właściciel galerii.



Jak stwierdza Jacek Kamiński, zmienia się też profil klienteli. Na tej drodze przechodzi się od zbieractwa, kolekcjonerstwa, ku dekoracji. Dla sporej grupy kupujących mniejsze znaczenie ma wartość przedmiotu. Liczy się przede wszystkim efekt, jaki będzie w mieszkaniu. Ludzie czerpią inspiracje z prasy kolorowej, która pokazuje stylowe bądź stylizowane wnętrza. Mimo to raczej nie zdarza się, żeby ktoś kompleksowo zakupił tu np. całe wyposażenie pokoju. Urządzanie mieszkania przy pomocy antyków to proces polegający na stopniowym dobieraniu mebli i innych przedmiotów, stałym upiększaniu. To właśnie m.in. dlatego są osoby, które zaglądają do antykwariatu regularnie, co kilka dni. (TZ)

Komentarze

Dodaj komentarz