W czasie awarii trzeba było korzystać m.in. z aparatów wrzutowych
W czasie awarii trzeba było korzystać m.in. z aparatów wrzutowych

Czy te kłopoty mogły zagrozić bezpieczeństwu pacjentów? – To raczej uciążliwość niż faktyczne zagrożenie. Szpital nie został odcięty stuprocentowo, bo przez cały czas działały numery faksowe, oprócz tego czynne były linia w izbie przyjęć i aparaty wrzutowe, które znajdują się na każdym oddziale. Po prostu personel musiał więcej się nachodzić – wyjaśnił Marek Dziewior, dyrektor ds. administracyjno-technicznych. W czasie, gdy telefony były głuche, pojawiły się sugestie, że przyczyną są prace remontowe. Marek Dziewior wyjaśnił jednak, że powodem była poważna usterka techniczna centrali telefonicznej. Fachowcy potrzebowali na jej usunięcie sporo czasu.
– Był to pierwszy tak duży problem z centralą. Używamy jej już od czterech lat, w bezpłatne użytkowanie przekazała ją Telekomunikacja Polska. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tego rozwiązania. Z tego, co wiem, tak korzystny układ ma niewiele szpitali na Śląsku – dodał wicedyrektor Dziewior. – To prawda, że dawno nie było tu takiej awarii. Pracuję w szpitalu siedemnasty rok, a nie pamiętam podobnych kłopotów. To zdarzenie dowiodło jednak, że powinna tu być centrala rezerwowa. Teraz wszystko skończyło się dobrze dzięki pielęgniarce naczelnej, która na drugi dzień uprosiła personel, żeby w razie potrzeby dzwonił z prywatnych komórek pod numer izby przyjęć. To pozwoliło uratować życie kobiecie, która doznała zawału serca – stwierdza Michał Stawowski, wiceszef związku pielęgniarek i położnych.



Marek Dziewior zaistniałą sytuację komentuje krótko. – To chyba naturalne, że w sytuacji zagrożenia życia i zdrowia pacjentów używa się wszelkich dostępnych środków. Nie dziwię się dyspozycjom naczelnej pielęgniarki. Jeśli chodzi o naprawę, to musiała potrwać z racji rozległości awarii. Zajmowali się tym jednak specjaliści – stwierdza. (TZ)

Komentarze

Dodaj komentarz