Marcin Owsiak nie może uwierzyć, że nierzetelny przedsiębiorca może bezkarnie oszukiwać klientów
Marcin Owsiak nie może uwierzyć, że nierzetelny przedsiębiorca może bezkarnie oszukiwać klientów

A jeśli dom będę miał, to będzie bukowy koniecznie – śpiewała Wolna Grupa Bukowina. Marcin Owsiak z Rybnika Ochojca dom zbudował murowany, ale wymarzył w nim sobie bukowe schody, prowadzące na piętro. W połowie lipca 2006 roku podpisał umowę z jednym z rybnickich stolarzy. Schody na konstrukcji ze stali nierdzewnej miały kosztować 14 tys. zł.
– Dałem 4,5 tys. zaliczki, schody miały być gotowe w październiku 2006 roku, nie ma ich do dziś. Stolarz przywiózł jednie 18 drewnianych stopni – opowiada klient. Gdy termin minął, zaczął wydzwaniać do stolarza. W końcu usłyszał, że schody już się robią. Sam stolarz zjawił się znienacka w grudniu w towarzystwie człowieka, który miał robić drewnianą konstrukcję. Przepraszał za opóźnienie i sugerował, że z tego powodu opuści nieco cenę. Na koniec zażądał drugiej zaliczki też w wysokości 4,5 tys. zł. – Pieniądze miały pójść na zakup stali nierdzewnej po starych niższych cenach. Dałem się przekonać. Od tamtej pory stolarz już się nie pojawił – opowiada pan Marcin. W połowie kwietnia ubiegłego roku złożył na policji zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Po dwóch miesiącach dowiedział się o umorzeniu postępowania. – To ewidentna sprawa niewywiązania się z umowy, a kodeks karny nie zajmuje się takimi przypadkami – tłumaczy prokurator Rafał Czapla, który podpisał postanowienie o umorzeniu dochodzenia w sprawie „oszustwa przy zawieraniu umowy o dzieło”. Marcin Owsiak za radą policjanta skierował sprawę do sądu z powództwa cywilnego. W końcu sierpnia 2007 roku sąd grodzki nakazał stolarzowi, który nie pojawił się na rozprawie, natychmiastowe zwrócenie klientowi obu zaliczek, odsetek i kosztów postępowania.
– Wysłałem mu więc wezwanie do zapłaty ponad 10 tys. zł i zaznaczyłem, że jak nie otrzymam pieniędzy, skieruję sprawę do komornika. Nie otrzymałem nawet odpowiedzi. Udałem się więc do komornika, ale dziś wiem, że to żadne rozwiązanie – opowiada nasz Czytelnik. Okazało się bowiem, że stolarz ma jakieś 300 tys. długu, ok. 20 postępowań egzekucyjnych i licznych wierzycieli, chcących odzyskać pieniądze. Majątku nie ma, bo, jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, przepisał go na członków rodziny. Wciąż jednak przyjmuje zlecenia, ale już jako pracownik spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. – Nabiera kolejnych ludzi – denerwuje się pan Marcin. Schody poskładał ze stalowych rurek (wciąż są nieskończone i niebezpieczne, a chodzą po nich dzieci), a teraz rozważa możliwość zaangażowania firmy windykacyjnej, dzięki której mógłby odzyskać 70-80 proc. utraconej kwoty. – Haruję całymi dniami, by spłacić długi. Nieraz jeżdżę i proszę się, by zapłacili mi za robotę. Przyjąłem niektóre zlecenia w czasie, gdy pracowało tu 15 ludzi. Dziś jest to firma trzyosobowa, a ja pewnych rzeczy nie przeskoczę. Skoro ten pan żąda zwrotu całej kwoty z odsetkami, czemu nie zdemontuje stopni, które mu dostarczyłem? Noga może powinąć się każdemu – usłyszeliśmy od stolarza.

2

Komentarze

  • malkontent Biedak? 29 maja 2008 17:53jakoś go nie załuję !!!
  • malkontent Biedakiem nie był 29 maja 2008 08:08ale posiadanie dużych pieniędzy, nie zawsze idzie w parze z rozsądkiem i ja jakoś tego pana nie żałuję

Dodaj komentarz