Codzienność na ulicy Narutowicza
Codzienność na ulicy Narutowicza

Mieszkańcy ulicy Narutowicza skarżą się na właścicieli psów zanieczyszczających trawniki przed ich domami. Nie chcą już dłużej sprzątać po cudzych pupilach, a ich apele do władz spełzły na niczym.
W 2006 roku wystosowali pismo do urzędu miasta w Radlinie z prośbą o podjęcie skutecznych działań mających na celu wyeliminowanie uciążliwości ze strony mieszkańców osiedla, którzy wyprowadzają psy pod ich płoty. Pismo podpisane przez piętnastu mieszkańców pozostało bez odzewu. Dwa miesiące później Piotr Cybułka, ówczesny radny powiatu wodzisławskiego, zgłosił problem przewodniczącemu rady miasta Jackowi Sobikowi, podkreślając, iż jego wyborcy skarżą się na brak reakcji ze strony władz. Ten zapewnił Cybułkę, że straż miejska będzie dokonywać częstszych kontroli w tym rejonie. – Minęły ponad dwa lata i jak dotąd nikomu nie wystawiono mandatu – skarży się mieszkanka (imię i nazwisko do wiadomości redakcji).
Jako właściciele prywatnych posesji mieszkańcy muszą dbać o teren nieogrodzony wzdłuż ich domostw. Zimą usuwać śnieg i lód, a latem systematycznie kosić trawę. I tu pojawia się problem. – Mieszkamy przy najgorszym odcinku drogi, bo dom znajduje się w miejscu, gdzie dochodzi uliczka z osiedla. Psy od razu wchodzą na trawniki, tym bardziej gdy są skoszone. Jak się zwróci uwagę właścicielom, to jeszcze odpyskują, że to teren publiczny. Być może, tylko my musimy o niego dbać. A żeby skosić trawę, trzeba się odpowiednio ubrać, bo psie ekskrementy rozpryskuje nóż kosiarki – opowiada mieszkanka.
– Kiedyś zwróciłem uwagę pewnej starszej pani, która z zamiłowaniem przyprowadzała pieska pod wjazd na moją posesję. Odpowiedziała, że piesek jest malutki i zanieczyszczenie równie malutkie. Tylko jeśli piesek załatwia się nawet dwa razy dziennie w tym samym miejscu, to po tygodniu nie ma gdzie postawić nogi – denerwuje się Henryk Chłodek. Niektórzy z mieszkańców zaczęli się buntować i nie kosić trawy, bo – jak uważają – tam, gdzie trawa jest wysoka, tam pies nie wlezie.
Norbert Kotas, naczelnik wydziału gospodarki komunalnej i ekologii, stwierdził, że z problemem zanieczyszczania terenów miejskich i zieleńców przez psy oraz ich właścicieli boryka się niejedno miasto. – Niewiele możemy zrobić. Przecież te psy muszą się gdzieś załatwiać. Niestety trudno uczyć kultury dorosłych ludzi, że po swoim pupilu należy posprzątać – tłumaczy. Mieszkańcy ulicy domagają się jednak postawienia tablic z zakazem wyprowadzania psów i częstszych kontroli straży miejskiej. – Tak jest na ulicy Solskiego, przed Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Radlinie. Stoi tabliczka i trawnik jest czysty. Nikt nie odważy się wyprowadzić tam psa. Może obraz przemówi ludziom do rozumu – mówi Andrzej Ryszka. – A z pewnością zrobiłby to jeden czy drugi wystawiony mandat. Naczelnik jest gotowy na konfrontację z mieszkańcami. – Umówimy się na spotkanie, wyznaczymy teren i postawimy tablice – zapewnił Kotas. – Postaramy się także o częstsze patrole straży miejskiej. Zachęcamy jednocześnie do zgłaszania tego typu incydentów strażnikom na numer telefonu (032) 456 82 10 lub 501 227 408.



Straż miejska może wystawić mandat wówczas, gdy jest bezpośrednim świadkiem zdarzenia. Za zanieczyszczanie terenów zieleni miejskiej, w tym za nieposprzątanie po swoim psie, grozi mandat w wysokości 50 zł. Jeśli pies prowadzony jest bez zachowania środków bezpieczeństwa i ostrożności, czyli nie ma kagańca bądź smyczy, strażnik może ukarać właściciela mandatem w wysokości 200 zł.

Komentarze

Dodaj komentarz