Po całkiem okazałych sosnach na osiedlowym zieleńcu zostały tylko kikuty pni
Po całkiem okazałych sosnach na osiedlowym zieleńcu zostały tylko kikuty pni

Zwycięstwo odniosła frakcja ekologiczna i opcja, że plac posłuży za oazę zieleni.
Spółdzielnia miała dać materiał na chodniki i odwodnienie, mieszkańcy zaś robociznę i zaangażowanie. Rafał Przeczek, do dziś piastujący urząd prezesa spółdzielni Południe, tłumaczył wtedy, że spółdzielnia nie ma funduszy, by samodzielnie urządzić mieszkańcom tę oazę. Mieszkańcy ostro wzięli się do roboty, a swoistym brygadzistą został pan Stefan, emeryt, który 40 lat przepracował w kopalni Jankowice.
Kilka dni temu pokazał nam widok ze swego balkonu. Trudno było uwierzyć, że to ten sam plac, który 11 lat temu był osiedlową pustynią. Rosną tu berberysy, tuje, róże, lipy i kilka gatunków iglaków. Widok doprawdy imponujący. Pan Stefan wspomina, z jak wielkim zapałem mieszkańcy urządzali ten teren. Spółdzielnia dała materiały budowlane, a wydział ekologii urzędu miasta pieniądze na sadzonki. Chęci do roboty nikomu nie brakowało, pracowało tu blisko 20 mieszkańców. Bogusław Rojek, wiceprezes spółdzielni ds. eksploatacyjno-technicznych, zauważa, że za ich przykładem poszli lokatorzy z innych budynków. Niestety, bujna zieleń zaczęła komuś przeszkadzać. Zdarzały się akty wandalizmu, ale zazwyczaj na niewielką skalę. Pan Stefan z sąsiadami usuwali więc nadłamane gałęzie, sadzili nowe kwiaty w miejsce wyrwanych z korzeniami. Jednak to, co stało się na początku maja, spadło na wszystkich jak grom z jasnego nieba. W nocy z 5 na 6 maja nieznani sprawcy ścięli najdorodniejsze z drzew, m.in. sześć sosen, których obwód wynosił od 30 do 50 cm. Gdy pan Stefan zobaczył leżące w bezładzie drzewa, miał łzy w oczach. Zrobił zdjęcia i zgłosił sprawę w administracji spółdzielni mieszkaniowej, ta z kolei powiadomiła policję, a konkretnie komisariat w Boguszowicach. Straty materialne wyceniono na 30 tys. zł.
– Pod koniec czerwca zgłosił się do mnie funkcjonariusz z dochodzeniówki i zapytał, czy kogoś nie widziałem. Byłem zszokowany, że zabierają się za tę sprawę tak późno. Kto tam po takim czasie miałby co pamiętać – mówi pan Stefan. Nie ukrywa, że nie wierzył w powodzenie policyjnego dochodzenia i wykrycie sprawców tego skandalicznego aktu wandalizmu. Nie pomylił się. Na początku lipca do spółdzielni Południe dotarło pismo z komisariatu informujące o umorzeniu dochodzenia w tej sprawie z powodu „niewykrycia sprawcy przestępstwa”.
Z bezradnością policji mieszkańcy, którzy dbają o osiedlowy zieleniec, już się pogodzili, obawiają się jednak, że wandale rozzuchwaleni bezkarnością mogą ściąć kolejne drzewa. Zwrócili się do nas, byśmy zaapelowali do wandali o opamiętanie. Trudno jednak łudzić się, że taki apel odniesie jakikolwiek skutek.

Komentarze

Dodaj komentarz