Józef Mach pokazuje gwoździe wyciągnięte z zerwanych przez wichurę krokwi
Józef Mach pokazuje gwoździe wyciągnięte z zerwanych przez wichurę krokwi

W wyniku nawałnicy, która przeszła nad regionem w połowie sierpnia w Czerwionce-Leszczynach, ucierpiało i poniosło straty 17 rodzin, większość z ul. Ornontowickiej, gdzie wichura zniszczyła poszycie dachów budynków mieszkalnych i gospodarczych. Ale na liście pokrzywdzonych są również państwo Słupikowie z ul. Olchowej w Dębieńsku Starym. Wichura porwała dach ich domu.
– Ten dom ma 40 lat, były różne wichury, ale dach trzymał się krzepko. W piątek, kilka minut po ósmej rano, zrobiła się noc. Walił grad i szalała wichura. Nagle poczuliśmy takie tąpnięcie i zostaliśmy bez dachu. Co gorsza, przez dwa dni jeszcze lało i dom nadaje się do remontu – opowiada Ryszard Słupik.
Na dachu dwupiętrowego budynku pracuje już czterech mężczyzn, przycinają właśnie i ustawiają krokwie. W pokojach na drugim piętrze meble są poprzykrywane foliami. Na okrągło pracują tu wypożyczone od strażaków elektryczne osuszacze. – Do kuchni ich zabrakło i tam na ścianach pokazała się już pleśń; trzeba będzie kupić jakiś preparat przeciwgrzybiczy. Ale zalanej boazerii to już nic nie pomoże – martwi się gospodyni.
Znaczną część dachu, który wylądował daleko od domu, młodsi członkowie rodziny przynieśli na podwórko. Będzie na opał, bo na nic innego już się nie nadaje.
– Niech pan napisze, że miałem tu już kilku inspektorów, każdy z nich spisywał jakieś protokoły, ale pomocy jak nie widać, tak nie widać. Burmistrz mówił, że coś dostaniemy, ale musi rzekomo zaczekać na wytyczne od wojewody. W podobnych przypadkach władze państwa czy gminy powinny od razu pomóc mieszkańcom. Najlepsza jest oczywiście pomoc materialna, bo co dzisiaj można załatwić bez pieniędzy. Przecież musimy położyć nowy dach, trzeba było kupić drzewo, papę, znaleźć fachowców. Kto panu dziś coś da za darmo, a my z szumnie zapowiadanej pomocy nie otrzymaliśmy jeszcze ani złotówki. Gdybyśmy nie mieli swoich oszczędności, przyszłoby nam siąść i czekać na następną burzę – narzeka Ryszard Słupik.
Tylko cztery poszkodowane przez wichurę rodziny wystąpiły do ośrodka pomocy społecznej, ale jak powiedziała nam Krystyna Niedobecka, dyrektorka ośrodka, pracownicy socjalni mieli za zadanie dotrzeć do wszystkich poszkodowanych i poinformować ich o możliwości ubiegania się o pomoc materialną. Mieli też pomóc wypełnić im stosowne wnioski. Kiedy można się spodziewać konkretnej pomocy trudno powiedzieć. Wszystko wskazuje na to, że gdy będą już znane zasady jej udzielania, burmistrz Czerwionki-Leszczyn powoła komisję, w skład której wejdzie m.in. rzeczoznawca, który wyceni wartość strat poniesionych przez konkretne rodziny, tak by pomoc była proporcjonalna do potrzeb.

Komentarze

Dodaj komentarz