Rybniczanin Leszek Gruszka potrącony przez samochód ze zwichniętym barkiem trafił na oddział urazowo-ortopedyczny szpitala wojewódzkiego w Orzepowicach. Opuścił go kilka dni później z lewą ręką tkwiącą w ortopedycznej chuście. Po kolejnych kilku dniach z obolałym barkiem zgłosił się do przyszpitalnej poradni urazowej, gdzie założono mu gips. Teraz twierdzi, że w szpitalu nie udzielono mu odpowiedniej pomocy.
Według relacji 31-letniego mężczyzny, w ostatni weekend lipca, w nocy z niedzieli na poniedziałek, na przejściu dla pieszych przez ul. Kotucza miał go potrącić samochód. Trudno zweryfikować taki przebieg, bo o zdarzeniu nikt nie powiadomił ani pogotowia, ani policji. Jakoś się pozbierał i obolały z pomocą przypadkowych osób dotarł do swego domu, usytuowanego kilkaset metrów od miejsca zdarzenia. Jeszcze tej samej nocy teść zawiózł go do szpitala. W szpitalnym oddziale ratunkowym wykonano prześwietlenie.
– Po obejrzeniu zdjęcia rentgenowskiego lekarz powiedział mi, że muszę zostać w szpitalu na zabieg operacyjny. Tak trafiłem na oddział. W czasie poniedziałkowej rannej wizyty lekarz powiedział, że szykują mnie do operacji, ale w poniedziałek i wtorek – nie licząc kolejnych kroplówek i założonej chusty unieruchamiającej lewą rękę – nic ze mną nie robiono. We wtorek wieczorem ordynator powiedział mi, że mój uraz nie kwalifikuje się na zabieg i że w środę wypuszczą mnie do domu. W środę, w czasie porannej wizyty, dowiedziałem się, że muszę poczekać na ordynatora. Ten zjawił się ok. 14 i był zdziwiony, że mnie jeszcze widzi. Zalecił mi noszenie tej chusty i otrzymałem wypis ze szpitala –– relacjonuje Leszek Gruszka. Opuścił szpital z lewą ręką na temblaku i z tabletkami przeciwbólowymi. Na formularzu wypisu zdiagnozowano zwichnięcie stawu barkowo-obojczykowego. Zapisano też: stan ogólny – dobry; miejscowy – dobry.
– Wróciłem do domu i się męczyłem, bark bolał, był opuchnięty i zaczęła mi drętwieć ręka – opowiada.
– Ten bark wciąż go bolał. W nocy zjadł tyle tabletek, że zgroza, a i tak nie mógł spać – potwierdza żona pana Leszka.
Następnego dnia wybrał się do przyszpitalnej przychodni urazowej, gdzie według instrukcji z wypisu miał się zjawić dopiero po upływie dziesięciu dni. Najpierw w rejestracji zaproponowano mu jakiś odległy termin i dopiero gdy poskarżył się na ból, kazano mu przyjść w najbliższy poniedziałek. Weekend jakoś przebiedował. W poniedziałek zjawił w przychodni.
– Gdy pokazałem lekarzowi kartę wypisu, ten tylko się uśmiechnął. Potem lekko dotknął mojego barku, a gdy z powodu bólu zrobiłem unik, kazał iść na gipsownię. Powiedział też, że gdyby od razu założono gips, nosiłbym go dwa tygodnie, a tak będę musiał chodzić z nim przynajmniej miesiąc – relacjonuje.
18 sierpnia w przyszpitalnej przychodni rybniczaninowi zdjęto gips i skierowano na rehabilitację. Jak mówi, poszedł tylko na dwa zabiegi, bo bolący bark i drętwiejąca ręka coraz bardziej dawały mu się we znaki. W tej sytuacji postanowił poszukać pomocy na własną rękę; tak trafił do gabinetu jednego z lekarzy specjalizującego się w chirurgii urazowo-ortopedycznej, a pracującego w szpitalu w Rydułtowach.
– Zobaczył zdjęcie i moje ramię z wyraźną opuchlizną i od razu stwierdził, że konieczny będzie zabieg chirurgiczny. Operacja czeka mnie na przełomie sierpnia i września – mówi Leszek Gruszka. Podkreśla, że z powodu bólu, mimo zażywania tabletek uśmierzających, nie może spać, a lewej ręki nie jest w stanie nawet podnieść.
Tomasz Zejer, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego, po sprawdzeniu dokumentacji medycznej stwierdza stanowczo, że jego lekarze nie popełnili błędu.
– Leczenie takich urazów przy zastosowaniu chusty ortopedycznej to standardowa praktyka. Można oczywiście zastosować opatrunek gipsowy, ale ten jest dla pacjenta o wiele bardziej uciążliwy i niewygodny, zwłaszcza latem. To, że po kilku dniach inny lekarz zdecydował się na założenie opatrunku gipsowego, wcale nie znaczy, że sposób leczenia zastosowany doraźnie na oddziale szpitalnym był niewłaściwy – mówi dyrektor Zejer. Zauważa też, że na karcie informacyjnej sporządzonej w dniu przyjęcia kontuzjowanego rybniczanina do szpitala znalazła się adnotacja, że był on w stanie upojenia alkoholowego. Sam zainteresowany zapewnia, że wypił tylko jedno piwo i że na pewno nie był „upojony”.
Komentarze