W wizji lokalnej uczestniczyła armia policjantów, ponieważ obawiano się, że mieszkańcy zlinczują sprawcę
W wizji lokalnej uczestniczyła armia policjantów, ponieważ obawiano się, że mieszkańcy zlinczują sprawcę

Zdaniem części mieszkańców działania rybnickiej policji budzą wiele wątpliwości. Mundurowi najpierw mieli zignorować interwencje w sprawi 20-letniego Piotra G., który rozbił namiot w zagajniku i feralnej nocy zabił Dorotę K., a potem nie dość starannie szukać 20-latki.
Ciało blisko tydzień po zaginięciu i zabójstwie znaleźli chłopak i ojciec dziewczyny. Poszli do zagajnika przy ul. Braci Nalazków w Rybniku Boguszowicach po telefonie kobiety, która w pobliżu namiotu zauważyła podejrzany kopiec. Okazało się, że przykrywał on zmasakrowane zwłoki. Nadkom. Aleksandra Nowara, rzeczniczka rybnickiej komendy, utrzymuje, że 30 sierpnia mundurowi z Boguszowic wybrali się do zagajnika. W namiocie nikogo jednak nie zastali, nie znaleźli też śladów libacji, co sugerowali mieszkańcy. Ludzie ripostują, że patrol miał się tam wybrać nocą, a nie za dnia, gdy mężczyzna siedział na ogół w barze. W komendzie policji twierdzą jednak, że poszukiwania były adekwatne do sytuacji.

Na mniejszą skalę
– Wiedzieliśmy, że przed zniknięciem zaginiona pokłóciła się z narzeczonym i że ktoś widział ją na przystanku. Szukaliśmy żywej dziewczyny, a w najgorszym wypadku potencjalnej samobójczyni. Trudno było zakładać, że ona nie żyje. Dlatego poszukiwania w terenie, które podjęliśmy 4 września, miały mniejszą skalę, niż jest np. w przypadkach zaginięcia dziecka – mówi nadkom. Nowara. 4 września zagajnik miało przeszukać dwóch funkcjonariuszy. Nic nie znaleźli, choć zwłoki były ukryte pod wspomnianym kopcem. Gdyby przynajmniej zajrzeli do zwracającego przecież uwagę namiotu, znaleźliby rzeczy osobiste ofiary, a nawet jej komórkę.

Jakie procedury
Pytanie zresztą, czemu nie spróbowano zlokalizować aparatu dziewczyny, która przepadła? Wiele osób dziwi się wreszcie, że policja nie skojarzyła zaginięcia dziewczyny z biwakowiczem z zagajnika. Gdy zapytaliśmy w komendzie wojewódzkiej o procedury, usłyszeliśmy tylko, że nie ma dwóch takich samych zdarzeń, a działania zawsze muszą być odpowiednie do sytuacji. Tymczasem, jak się okazało, Piotr G. 25 sierpnia miał się stawić w Zakładzie Karnym w Raciborzu celem odsiedzenia dwóch lat za kradzież, ale się nie pojawił. Zakład poinformował o tym Sąd Rejonowy w Rybniku, ale dopiero 2 września, dwa dni po zabójstwie. To pewnie ze względu na perspektywę zatrzymania i doprowadzenia do więzienia 20-latek wyniósł się z domu do namiotu. Miał na sumieniu kilka kradzieży. W 2007 roku został przyłapany w lombardzie na kradzieży telefonów komórkowych. Już wcześniej, też za kradzież, dostał wyrok w zawieszeniu, więc trafił do aresztu. Spędził w nim dziewięć miesięcy, nim sąd wymierzył mu karę roku odsiadki. W tej sytuacji adwokat wystąpił o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Pozytywną opinię wystawili wtedy kurator i rodzina. Była ona chyba na tyle dobra, że mimo negatywnej opinii z aresztu (osadzony wulgarnie odnosił się do strażników i był karany dyscyplinarnie) Piotr G. wyszedł na wolność. Pod uwagę wzięto to, że w areszcie nie podjęto wobec niego kroków resocjalizacyjnych.

Warunki zwolnienia
Nakazano mu jednak poddanie się leczeniu z powodu schorzenia neurologicznego. Piotr G. przestał nadużywać alkoholu i zażywać środki psychotropowe. Podjął też pracę w Rybnickich Służbach Komunalnych i zaczął nadrabiać braki w wykształceniu. Kolejna kradzież, w związku z którą znowu przesiedział w areszcie dziewięć miesięcy, spowodowała odwieszenie wyroku z 2006 roku, który skazywał go na dwa lata więzienia. Piotr G. poprosił więc o odroczenie wykonania tej kary. Tym razem sąd nie był już tak pobłażliwy, gdyż, jak poinformował kurator, chłopak przestał się uczyć i znów zaczął nadużywać alkoholu. 12 sierpnia rybniczanin dostał wspomniane wezwanie do Zakładu Karnego w Raciborzu.



Prokuratura, na życzenie rodziny, milczy na temat wyników sekcji, którą przeprowadzono w Zakładzie Medycyny Sądowej w Katowicach. Piotr G., który przyznał się do zbrodni, a w czasie wizji lokalnej opisał przebieg dramatu, przeszedł badania w rybnickim szpitalu psychiatrycznym. W ocenie biegłych może w pełni odpowiadać za swoje czyny. Prokuratura zleciła też badania odzieży ofiary i zabójcy, zabezpieczonej na miejscu zbrodni. Specjaliści sprawdzą, czy są na niej ślady mogące stanowić materiał dowodowy. Tomasz Pawlik, rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach, zapewnia, że przed tragedią policjanci nie mogli wiedzieć, że 20-latek powinien już siedzieć, więc mogli go ukarać najwyżej za złamanie zakazu biwakowania. (WaT)

Komentarze

Dodaj komentarz